pdc

pdc

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 5. - Już się boję.

   JEJ ! JEJ ! JEJ !  Nareszcie udało mi się skończyć ten rozdział. Tyle się męczyłam ale w końcu jest. Z góry przepraszam za dużą ilość dialogów ale to było konieczne, żeby Was tak konkretnie oświecić ;) Mam nadzieje, że rozdział się Wam spodoba, bo tyle na niego czekaliście no i Hazz w końcu jest u psychologa :D No i nie sprawdzałam błędów. Dodaje od razu, żebyście znów nie czekali. ;3
      Um...ten, no...chyba nie wszyscy wiedzą, że planuję dla Was one-shota. Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o tym to zapraszam tu [x] no i oczywiście pytajcie. ;3
      Zrobiłam też ankietę czy chcielibyście abym przeniosła oba opowiadania na tumblr. Macie czas na głosowanie do Wigilii o ile nie będzie końca świata :D
      Teraz chcę się wziąć za pisanie tego one-shota więc nie wiem kiedy pojawi się rozdział na IIWYB ale z pewnością się pojawi, mam nadzieje, że jeszcze przed Świętami ale nic nie obiecuję...
      Teraz chcę poruszyć kwestię tej krótkiej przerwy ; ja wcale nie byłam chora jak się niektórym wydaje, tylko miałam pewne problemy. Ale to miłe, że się martwicie.
      No i jak skończę jedno z tych opowiadań to biorę się za kolejne tylko jeszcze nie wiem które wybrać ale do tego jeszcze daleko więc zdążę się zastanowić. Od razu mówię, że będzie już ono pisanie na tumblrze, bo tam mi jest lepiej :D
      To chyba tyle. Jak przeczytacie to od razu na tumblr i pytajcie o cokolwiek, mnie albo postaci. Lubię to.. ;) Kolejny rozdział.......po......dwunastu komentarzach. Dacie radę Pieszczochy, wierzę w Was :3 .xx
      ENJOY !!!







Wtorek, 10 lipca 2012.

      Nie spałem już od pół godziny a od dziesięciu minut siedziałem w kuchni z przyjaciółką mojej siostry - Danielle. Zrobiłem dziewczynie kawę z mlekiem a sobie zwykłą. Harry jeszcze smacznie spał sobie na górze, w naszym pokoju, w naszym cieplutkim łóżeczku więc staraliśmy się rozmawiać cicho, by go nie obudzić, wtedy jest bardzo zły...


      Spojrzałem na zegarek. Była szósta czterdzieści, czyli zostało mi jakieś dziesięć minut i chciałem je wykorzystać jak najlepiej a nie na samej paplaninie o mnie i Harrym, bo wiadomo, że Dan pragnęła tych informacji. Nie chciała rozmawiać o niczym innym. Niestety moja kultura nie była w stanie powiedzieć kobiecie NIE, mimo, że jestem gejem. A na dodatek Danielle to przyjaciółka Lottie i dziewczyna Liama. Musiałem jej ulec.

      -Ale tak konkretniej Lou, co się z nim dzieje ? - spytała nachalnie popijając swoją kawę.

      -Konkretnie to nie wiem. Jakieś cztery miesiące temu płakał raz na jakiś czas ale też czasami miał doła. - zacząłem opowiadać. - No i z czasem to się pogorszyło. Teraz Hazz praktycznie płacze codziennie. Tylko wczoraj był wyjątkowo szczęśliwy. - zauważyłem uśmiechając się pod nosem na wspomnienie wczorajszej kąpieli.

      -Może dlatego, że cały wczorajszy dzień spędził z Tobą. - stwierdziła bawiąc się kosmykiem swoich włosów.

      -Może... - szepnąłem upijając łyk swojej kawy. - A co tam u Ciebie i Liama ? - spytałem szybko zmieniając temat.

      Dziewczyna na chwilę zaniemówiła. Patrzyła na mnie przez chwilę po czym odwróciła wzrok zmieszana.

      -Jakoś... - jęknęła wstając od stołu.

      -Co to znaczy jakoś ? - spytałem z troską podchodząc do niej po czym, jak ona, oparłem się o blat.

      -Eh... - westchnęła głośno. - Po prostu nie układa się nam.

      -Nie rozumiem.

      -Chryste, Louis ! Ale Ty jesteś trudny. Psuję się między nami.

      -Ale jak to ?! Przecież Wy jesteście dla siebie stworzeni ! - oburzyłem się.

      -Kiedyś może tak, ale teraz jest inaczej. Nie ma tej samej chemii co na początku.To zanika, Lou... - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, jakby miała się zaraz rozpłakać, zupełnie jak Harry.

      -A Liam ? - zagadnąłem przytulając ją do siebie.

      -On też tak uważa. - odsunęła się ode mnie gdy oboje usłyszeliśmy kroki na schodach.

      -Nie wierzę. - szepnąłem a do kuchni wszedł Hazz szurając swoimi kapciami.

      -Hej... - przywitał się jeszcze zaspany po czym podszedł do mnie, objął w pasie i wtulił się w mój tors.

      -Dlaczego tak wcześnie wstałeś ? - spytałem a następnie ucałowałem go we włosy.

      -Bo wczoraj poszliśmy wcześnie spać. - spojrzał na mnie a ja musnąłem jego usta.

      -Co jest na śniadanie ? - puścił mnie i usiadł do stołu.

      -Danielle coś Ci zrobi. Ja muszę już lecieć. - ucałowałem go we włosy na pożegnanie, przytuliłem Dan i szepnąłem jej, że będzie dobrze po czym wyszedłem z domu.




      Już na progu uderzyło mnie gorąco i promienie słońca. Jak ja kocham lato. Aż szkoda marnować taki piękny dzień na pracę. Wolałbym wyciągnąć Harry'ego na miasto; poszlibyśmy na zakupy, odwiedzilibyśmy plac zabaw w centrum, który Hazz tak uwielbia a wieczorem poszlibyśmy do jakiegoś klubu. Na pewno udałoby się nam to spełnić gdyby nie to, że muszę pracować, że Harry jest w złym stanie no i dziś mamy pierwszą wizytę u psychologa.

      Wsiadłem do samochodu, przekręciłem kluczyk w stacyjce i włączyłem moje ukochane BBC Radio 1. Jak każdego poranka audycję prowadził mój ulubiony prezenter, pod względem gustu muzycznego oczywiście, Nick Grimshaw. Grimmy zna się na muzyce jak nikt inny.

      -Jeśli tak ja ja zaczynacie pracę a za oknem jest przepiękna pogoda i jest Wam cholernie szkoda marnować taki cudowny dzień na pracę i wolelibyście spędzić go z ukochaną osobą...wiem co czujecie. Dlatego mam dla Was jeden z moich ulubionych kawałków, a mianowicie będzie to Jason Mraz - I'm yours. - w głośnikach mojego samochodu zabrzmiał ciepły głos Grimmy'ego. - Dedykują ją Wam wszystkim i Waszym drugim połówkom. Miłego słuchania. - odrzekł radośnie a ja od razu zatęskniłem za Harrym.

      Ile dałbym, żeby być teraz przy nim. On zapewne je teraz śniadanie przygotowane przez Danielle i myśli o mnie. Na pewno tęskni tak jak i nie może się doczekać aż wrócę do domu..



     
      W pracy jak zwykle się nudziłem. Całe 9 godzin słuchałem look after you. Margie za każdym razem kiedy odwiedzała moje biuro powtarzała, że oszaleć można ale ja nie zwracałem na to uwagi. Wciąż tęskniłem za Harrym. Chyba za dwa razy dzwoniłem do Dan a do Harry'ego ze sześć. Nasze rozmowy trwały po jakieś pół godziny. Z Danielle tylko pięć minut ale kiedy rozmawiałem z moim chłopakiem nie potrafiłem się z nim rozłączyć. Gadaliśmy o byle czym, cały czas wypytywałem go różne rzeczy na jakikolwiek temat bym tylko mógł słuchać jego głosu.


      Kiedy nareszcie wybiła godzina siedemnasta, zebrałem się do kupy i szybko wsiadłem do samochodu, by pojechać po Harry'ego. O osiemnastej w końcu musimy być u psychologa a za nim przyjadę do domu minie pół godziny i do centrum też tyle samo więc obstawiam, że u Alice będziemy punktualnie. Nawet nie zajeżdżałem do sklepu, jedynie do przydrożnego kiosku po Twixa dla Harry'ego. Zawsze kupuję mu tego batona. Jest od niego uzależniony. No i zawsze daje mi drugiego paluszka.

     
Pięć minut od domu i oczywiście muszę stanąć na światłach. Zawsze mnie to spotyka ! Zatrzymałem wóz przed pasami i położyłem głowę na kierownicę. To mnie po prostu zirytowało. Wróciłem do wcześniejszej pozycji a mój telefon, leżący na sąsiednim siedzeniu wydobył z siebie Headphones Conora Maynarda. Szybko chwyciłem komórkę, rzuciłem okiem na wyświetlacz po czym odebrałem połączenie z uśmiechem.


      -Hej Słońce ! - przywitałem się z moim chłopakiem.

      -Gdzie jesteś, Lou ? - spytał zmartwiony Hazz.

      -Na światłach. Zaraz będę w domu. - odpowiedziałem pewnie poprawiając pasy, które wżynały mi  się w ramię.

      -Tylko się pośpiesz, bo się spóźnimy. - rzekł cichutko.

     -Od kiedy Ci się tak spieszy do psychologa ? - zagadnąłem go żartobliwie.

     -Nie śpieszy mi się tylko doszedłem do wniosku, że to dobry pomysł. - usłyszałem przez telefon, że się uśmiecha.

      -Nie dobry tylko najlepszy, Skarbie. - ruszyłem, gdy pojawiło się zielone światło. - I szykuj się, bo zaraz będę w domu.

      -Ok. To pa.. - przesłał mi jeszcze buziaka po czym się rozłączył.

      Wziąłem sobie do serca prośbę Harry'ego i na prawdę się śpieszyłem. Dobrze, że w pobliżu nie było policji, bo na pewno złamałem kilka przepisów a na przyjmowanie mandatów już nie miałem czasu.

      Po pięciu minutach byłem już przed domem. Nie wyłączyłem nawet silnika, bo się nie opłacało. Wysiadłem szybko z samochodu i wręcz pobiegłem do domu. Wpadłem do środka jak burza i krzyknąłem, by Hazz ładował się do samochodu. To znaczy miałem taki zamiar, bo kiedy przekroczyłem próg, Harry rzucił się na mnie i zatkał mi usta swoimi. Odwzajemniłem pocałunek po czym klepnąłem go w pupę i kazałem mu iść do wozu. Ja natomiast zamierzałem zamienić kilka słów z Danielle.

      -Grzeczny był ? - spytałem z uśmiechem rozpinając pierwsze dwa guziki mojej koszuli.

      -Oczywiście panie tato. Kaszkę wypił a kupkę robi w pieluszkę. - zakpiła uśmiechając się a ja zrobiłem głupią minę. - Trochę zaufania Louis. - chwyciła swoja torebkę.

      -Przecież mu ufam. - stwierdziłem obserwując każdy ruch dziewczyny.

      -Mówiłam o sobie. Wiesz, że umiem zając się dziećmi chociaż Harry to już nie jest mały chłopczyk...

      -To jest mój mały chłopczyk. - przerwałem Dan. - Martwię się o niego... - szepnąłem.

      -Wiem. - podeszła do mnie. - Tak jak ja. Robiłam wszystko, żeby cały czas się uśmiechał i nie spuszczałam go z oka. - uśmiechnęła się przyjaźnie gładząc moje ramię.

      -Nawet jak poszedł siku ? - spytałem z uśmiechem.

      -Nawet wtedy. - przyznała odwzajemniając gest.

      -Dzięki. - westchnąłem. - Jak chcesz to możesz zostać. - zaproponowałem jej kierując się do drzwi. - Kolację nam zrobisz.

      -Chętnie ale umówiłam się z Liamem. - wyminęła mnie w drzwiach.

      -Na randkę ? - spytałem z nadzieją zamykając dom.

      -Nie. Na poważna rozmowę. - zatrzymała się przy samochodzie i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.

      -Będzie dobrze. - uśmiechnąłem się pokrzepiająco i przytuliłem ją. - Podwieźć Cię ?

      -Dzięki, przejdę się. - ucałowała mnie na pożegnanie w policzek i ruszyła chodnikiem wzdłuż naszego osiedla a ja wsiadłem do samochodu i od razu ruszyłem.

      Minęło zaledwie 20 minut i już byliśmy na miejscu. Budynek był ogromny i w zasadzie to nie wiem co się tam znajdowało poza gabinetem Alice.

      Spojrzałem na Harry'ego. Bardzo się denerwował. Skąd to wiem ? Mocno ściskał moją dłoń gdy szliśmy korytarzem. Może nie stresował się samą wizytą u pani psycholog ale tego, że będzie musiał jej powiedzieć...bardzo dużo o sobie. No i też o tym co się ostatnio wydarzyło a to na prawdę dla niego trudne. Na samą myśl o tym chce mi się płakać a co będzie dopiero kiedy będzie jej o tym mówił. Nie chcę, żeby płakał. Teraz i ja się stresuję.

      Usiedliśmy na mięciutkich fotelach przy gabinecie nr 13. Serio były miękkie, bo aż się w nich zapadliśmy. Na samą myśl uśmiechnąłem się a Hazz parsknął śmiechem gdy nasze oczy się spotkały. Jednak wciąż trzymał mocno moją dłoń i za nic nie chciał puścić.

      Czekaliśmy trochę na jakąkolwiek osobę ale na korytarzu ani żywej duszy. Miałem już podejść do recepcjonistki kiedy niziutka kobieta wyszła z gabinetu, przy którym czekaliśmy.

      -Witam. - przywitała się cichutko tak jakby nie chciała zbudzić małego dziecka.

      -Dzień dobry. - przywitałem się z dziewczyną wstając z miękkiego fotelu.

      -Alice. - podała mi rękę uśmiechając się uroczo. Była bardzo podobna do Teda. To chyba przez te turkusowe tęczówki.

      -Louis. - odwzajemniłem gest i uściskałem jej dłoń. - A to Harry. - wskazałem na mojego chłopaka, który wciąż siedział a kultura wymaga, by wstał więc poprosiłem go o to dyskretnie.

      -Hej. - posłuchał mnie i postawił stopy na ziemi po czym uścisnął dłoń pani psycholog a ona kiwnęła głową.

      -To Wy jesteście sąsiadami Teda ? - zagadnęła a ja skinąłem głową. - Zapraszam. - weszła do gabinetu.

      Chwyciłem Harry'ego za rękę a on spojrzał na mnie.

      -Już się boję. - szepnął zdenerwowany.

      -Będzie dobrze. - ucałowałem go w czoło i weszliśmy do pomieszczenia.

      Alice usiadła za swoim biurkiem a my na fotelach przed nią. Uśmiechnęła się po czym zajrzała do swojego laptopa. Wystukała coś na klawiaturze a następnie spojrzała na nas.

     
-No to w czym tkwi problem ? - zapytała. Odgarnęła włosy z twarzy za ucho i zapisała coś w jakimś notesie.


      Spojrzałem Harry'ego. On błądził wzrokiem a ja nie wiedziałem co powiedzieć, od czego zacząć.

      -No więc ? - ponagliła nas, a raczej mnie, bo to na mnie patrzyła. Otworzyłem usta by coś powiedzieć ale mnie zatkało. - Ja wiem, że to trudne mówić o swoich problemach obcej osobie, ale skoro chcecie, żebym Wam pomogła to chyba muszę wiedzieć w czym tkwi problem, prawda ? - stwierdziła przyjaźnie uśmiechając się cały czas.

      -Chodzi o Harry'ego. - zacząłem drżącym głosem patrząc na Loczka. Przyznam , że bałem się tej wizyty ale nie sądziłem, że to będzie takie trudne.

      -Przepraszam, mogę wyjść ? Nie chcę tego słuchać. - Powiedział Hazz wstając z krzesła. Na jego twarzy pojawił się smutek a ja chciałem w tym momencie zabrać go do domu i już nigdy tu nie przychodzić. Ale nie mogłem, musimy przez to przejść.

      -Oczywiście. Zapraszam tutaj. - Alice podeszła do drzwi po swojej prawej stronie. Otworzyła je a Harry wszedł do przyjaźnie wyglądającego pomieszczenia. Zamknęła je po czym wróciła na miejsce a ja spojrzałem na nią dociekliwie.

      -Taka poczekalnia na takie sytuacje jak ta. Uwierz mi, często to się zdarza. - wytłumaczyła mi a ja przytaknąłem. Dziewczyna wciąż się uśmiechała a ja się dziwiłem jak to możliwe, że jeszcze nie ma zmarszczek... - No to teraz możemy zacząć. O co chodzi z Harrym ?

      -Tyle tego jest... - westchnąłem głośno. - Nie wiem od czego zacząć. - powiedziałem zdenerwowany.

      -Spokojnie. Nie denerwuj się. Powoli... - Alice uśmiechnęła się pokrzepiająco co dodało mi otuchy.

      -Okej. - wziąłem głęboki oddech by się uspokoić. - Mój Harry tańczy odkąd skończył dziesięć lat. To znaczy kocha taniec od tego czasu. Dwa lata temu zapisał się do klubu tanecznego. - zacząłem a brunetka z uśmiechem coś noto wała. - Jego mama nie akceptowała jego pasji. Przez długi czas była na niego zła ale potem jej przeszło. Rok później spotkałem Harry'ego w Domu Kultury na jego występie. Od razu się zakochałem. Wiesz, taka miłość od pierwszego wejrzenia. Wystarczy temu komuś spojrzeć w oczy i to się po prostu czuje...od razu. - na samo wspomnienie o tym wydarzeniu a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - Po jakimś czasie powiedzieliśmy jego mamie o nas. Powiem delikatnie, że Anne nie była zadowolona z tego faktu. Dopiero wtedy dowiedziała się, że jej synek jest gejem. Jeszcze tego samego dnia wyrzuciła go z domu. Oczywiście wziąłem go do siebie...i nadal jesteśmy razem...

      -Przepraszam, ile macie lat ? - przerwała mi.

      -Harry w lutym skończył osiemnaście a ja w grudniu będę miał 26.

      -Dobrze, kontynuuj. - Alice zapisała coś w notesie i ponownie spojrzała na mnie.

      -Harry przyjął to na klatę. Był twardy. Nie pokazywał, że go to boli, a był bardzo blisko z mamą. Zachowywał się normalnie, cały czas był uśmiechnięty.  W ostatnich miesiącach coś się zmieniło. Nie chodzi na treningi, w ogóle przestał tańczyć. Cały czas jest przybity. Ostatnio też zaczął płakać wieczorami. Czasami budzi się w nocy z płaczem. Nie wiem co się dzieje. Wydaje mi się, że po prostu nie wytrzymuje tego. Ale to tylko przypuszczenia. - miałem zamiar jeszcze opowiedzieć jej o tej akcji z Zaynem ale doszedłem do wniosku, że to mało istotne. - Ja pracuję więc Hazz zostaje sam w domu do siedemnastej. To znaczy zostawał, bo od dwóch tygodni zostaje z nim przyjaciółka mojej siostry...

      -Dlaczego ? Harry jest dorosły. - znów mi przerwała.

      -Wiem ,ale ja boję się, że może coś sobie zrobić. Za bardzo go kocham. No i on nie chce byś sam. Najlepiej by było dla niego gdybym nie pracował tylko był przy nim na okrągło. Cały czas chce być blisko mnie, żebym go przytulał. I wymaga tej kompletnej bliskości.

      -Nie rozumiem...

     -Domaga się seksu. - odpowiedziałem spokojnie odwracając wzrok.

     -Czyli kochasz się z nim codziennie ?

      -Nie do końca. Ja jeszcze w ogóle się z nim nie kochałem...

     -Eee...Masz 26 lat... - zauważyła zmieszana.

      -No tak ale z nim się nie kochałem. - uśmiechnąłem się złośliwie na reakcje dziewczyny. - A on bardzo tego chce... - westchnąłem smutno.

      -To dlaczego...dlaczego najprościej w świecie nie pójdziesz z nim do łóżka ? - spytała zaciekawiona. Nie powiem, zdziwiło mnie jej pytanie. Nie powinna raczej pytać o takie rzeczy. Tymi sprawami zajmują się seksuolodzy...
 
      -Bo wiem, ze to jest bolesne a ja nie chcę, żeby go bolało. Wiem jakie to uczucie. A on jest taki delikatny i wrażliwy. Jego będzie bolało bardziej niż mnie...

      -Louis, ale to jest nieuniknione. - stwierdziła spokojnie.

      -Możemy już zmienić temat ? - spytałem poprawiając się na fotelu. Poczułem się trochę niepewnie.

       -Oczywiście. - zastanowiła się chwilę. - Jest jeszcze coś co powinnam wiedzieć ?

      -No może to, że Harry nie wychodzi z domu od miesiąca. Ostatnio wyciągnąłem go na spacer. To było dla niego na prawdę trudne. Nie chciał nawet trzymać mnie za rękę... - wracając do tego momentu w oczach stanęły mi łzy.

      -Spokojnie. - pochyliła się do mnie bardziej i uśmiechnęła ciepło. - Jeśli to już wszystko to teraz chcę porozmawiać z Harrym. - wstała i ruszyła do drzwi pokoju gościnnego.

      -A...możesz go spytać - podszedłem do niej. - czy przypadkiem nie został zgwałcony ?

      -Zgwałcony ? - spytała zdziwiona.

      -Takie mam przypuszczenia... - odpowiedziałem wzruszając ramionami a ona tylko przytaknąłem i weszliśmy do pokoju.

      Na pierwszy rzut oka wydawał się miły ale kiedy zauważyłem na kanapie skulonego i zapłakanego Harry'ego uśmiech zblednął. Szybko podbiegłem do niego i siadając wziąłem go w swoje ramiona. Spokojna pani psycholog wiedziała co robić ale najpierw chciała zobaczyć jak ja sobie z tym poradzę wiec stała z boku i się przyglądała.

      -Harry, co się dzieje ? - spytałem tuląc go mocno do siebie. Oczywiście nie odpowiadał.

      -Harry, słyszysz ? - wtrąciła się Alice. - Louis się Ciebie o coś pyta, odpowiesz mu ?

      -Jestem tylko problemem... - szepnął zachrypniętym głosem wciąż płacząc ale przytulał sie do mnie.

     -Jakim problemem ?! Co Ty wygadujesz ?! - oburzyłem się. - Nawet tak nie mów, wiesz, że Cię kocham...

      -Harry, dlaczego sądzisz, że jesteś problemem ? - spytała go Alice z niesamowitym spokojem. Ja natomiast niesamowicie się denerwowałem.

      -Jestem problemem dla Lou. Zawracam mu tylko głowę. Przeszkadzam mu... - łkał a ja czułem, że łzy napływają mi do oczu. W tej chwili czułem się fatalnie, że Hazz tak myśli. Przecież nie dawałem mu do tego powodów.

      -Harry, proszę Cię, nie mów tak. - szepnąłem drżącym głosem a Alice spojrzała na mnie ze współczuciem.

      -Harry, słyszysz co Louis powiedział ? Nie płacz już. - brunetka starała się nam pomóc. Strasznie dziwił mnie ten jej spokój, to opanowanie. - Harry, nie płacz, bo Louis płacze. - stwierdziła a ja starłem łzę z policzka. To po prostu emocje. Nie często słyszysz jak ukochana osoba mówi obcej osobie, iż jest dla ciebie problemem.

      -Louie, płaczesz ? - spytał zatroskany Hazz patrząc na mnie zapłakanymi oczkami. - Nie płacz, proszę.. - dotknął mojego policzka gładząc go kciukiem.

      -Przestanę jeśli Ty przestaniesz. - pociągnąłem nosem uśmiechając się do niego.

      -Dobrze, przestanę. - uśmiechnął się sprawiając, że w policzkach pojawiły się te urocze dołeczki. - Tylko nie płacz... - chciałem się odezwać, powiedzieć cokolwiek ale Hazz wpił się w moje usta. Może to głupie ale brakowało mi jego słodkich warg. - Już nie będę. - szepnął po czym jeszcze musnął moje usta i wtulił się we mnie.

      -Harry, uspokoiłeś się już ? - zapytała dziewczyna a on przytaknął. - A jesteś w stanie ze mną rozmawiać ? - tym razem Loczek pokręcił przecząco głową.

      -Nie, nie dzisiaj. - odrzekł spokojnie.

      -Dobrze. - uśmiechnęła się. - To zapraszam... - wyszła na chwilę z pokoju i wróciła z notesikiem. - Zapraszam w piątek. - stwierdziła. - Mam taką propozycję. Pasuję Wam spotkania dwa razy w tygodniu we wtorki i piątki ? - zaproponowała przewracając karki w małym zeszyciku.

      -Tak, niech będzie. - zgodziłem się.

      Zamieniliśmy jeszcze kilka słów po czym już z uśmiechniętym Harrym wróciliśmy do domu. Od powrotu był...szczęśliwy. Wydaje mi się, ze Alice ma na niego na prawdę duży wpływ i nam pomoże. Rozwiąże tę zagadkę.

      Harry był tak zmęczony, że zasnął w ubraniu na kanapie w salonie. Ja musiałem go zanieść na górę po schodach do pokoju a potem jeszcze rozebrać...co w zasadzie mi nie przeszkadzało. Ja jeszcze zjadłem kolację i wziąłem krótki prysznic po czym zmęczony położyłem się obok mojego chłopaka. Przytuliłem go do siebie śpiącego, ucałowałem w czoło, szepnąłem, że go kocham i sam poszedłem spać.