pdc

pdc

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 8. - Bo mi siostrzenicę straszycie.

Hej! I przepraszam... że mnie tak długo nie było. Nie zamierzam się tłumaczyć. Dziś będzie krótko. Co do rozdziału...nie jestem za bardzo przekonana. Początek jest całkiem całkiem ale już rozmowa z psychologiem... nie bardzo. Wydaje mi się, ze za mało tam powiedziałam, opisałam, że Alice wysunęła takie wnioski. No ale nic. Już nic z tym nie zrobię. Nie chce mi się. W następnych rozdziałach może bardziej to rozwinę. Ważne by się wszystko wyjaśniło...
To dla Ciebie Aniołku <3
ENJOY!!!



Piątek, 13 lipca 2012.

     Otworzyłem niechętnie oczy czując lekki powiew na mojej nagiej skórze. Kiedy mój wzrok napotkał sufit przykryłem się szczelniej kołdrą i obróciłem na bok. Harry'ego nie było na jego miejscu. Wystraszyłem się więc szybko wyskoczyłem z łóżka. Okno od balkonu było otwarte więc już spokojniej, stwierdzając, iż Hazz jest właśnie tam, ruszyłem wolnym krokiem do celu stawiając bose stopy ma chłodnych kafelkach. Wyszedłem  na balkon i ujrzałem Harry'ego w samych bokserkach, tyłem do mnie, wyraźnie napawającego się słońcem i ciepłem dzisiejszego dnia. Uśmiechnąłem się widząc jego opaloną skórę. Podszedłem do niego i objąłem go w pasie kładąc brodę na jego ramieniu a on lekko drygnął.
     
      Bez słowa chwycił moje ręce na swoim brzuchu i oparł głowę o moją. Westchnął cicho. Ucałowałem go w ramię a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech po czym przymknął oczy napawając się tą chwilą.
     
      - Chciałem Ci powiedzieć, żebyś się ubrał ale jest tak cieplutko... - odparłem po chwili odsuwając się od niego. Hazz obrócił się twarzą do mnie po czym wtulił we mnie a ja jedynie objąłem go ramionami. Ucałowałem go we włosy a on zamruczał cichutko.
     
      - Co Ty na to, żebyśmy spędzili dzień na dworze? - zaproponowałem głaszcząc go po plecach.
     
      - A co będziemy robić na dworze? - zapytał spoglądając na mnie zadzierając głowę do góry.
     
      - Um... Zobaczy się - odpowiedziałem ciągnąc go za sobą do środka.
     
      Tylko weszliśmy do pokoju a ja od razu podszedłem do naszej szafy z ubraniami. Harry za chwilę stanął obok mnie i zaczął się przyglądać moim poczynaniom. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem ze środka dwie pary hawajek; jedne czerwone dla mnie a drugie zielone dla Harry'ego. Podałem je mu a on spojrzał na mnie z wyrzutem.
     
      - Ubierz się, Kochanie - westchnąłem po czym wcisnąłem mu spodenki w ręce.
   
      - Ale... - jęknął - Po co, LouLou? - spytał smutnym tonem używając mojego zdrobnienia. Myślał, że mnie tym ugnie. Nie ma mowy. Nie dam się. Dobra. Przyznaje, że kiedy tak do mnie mówi, czyli rzadko, to mnie to rusza, bo tylko on tak do mnie mówi ale nie. Nie dziś. Idziemy na dwór a ja nie chcę żeby mój chłopak pokazywał się innym w samych bokserskich.
     
      - Harry. Proszę, nie denerwuj mnie. Ubieraj się bez zbędnego narzekania, idź umyj ząbki, wysiusiaj się i za pięć minut widzę Cię na dole na śniadaniu - powiedziałem tak poważnie jak tylko mogłem po czym ucałowałem Harry'ego w czoło i wyszedłem z pokoju. Dam sobie rękę uciąć, że pewnie stał tam w jednym miejscu przez dłuższą chwilę lekko oszołomiony moją stanowczą wypowiedzią.
     
      Zszedłem schodami na dół a uśmiech nie znikał mi z twarzy. Ten dzień zapowiadał się bardzo dobrze: ładna pogoda - co w Londynie jest rzadkością -, uśmiechnięty Harry, który na dodatek nie chce mi się ubrać no i jeszcze ta miła koncepcja spędzenia dnia na dworze, w naszym ogrodzie, na słońcu. Czuję po prostu, że ten dzień będzie naprawdę miły.
     
      Wszedłem do kuchni i pierwsze co to nastawiłem wodę na moją kawę i cappuccino dla Harry'ego. Z szafki nad zlewem wyjąłem nasze kubki z misiami i wsypałem to co było trzeba. Oparłem się o blat i dopiero teraz zauważyłem, że nie ubrałem swoich spodenek. Rozejrzałem się dookoła. Na szczęście wziąłem je ze sobą i położyłem na długim blacie obok lodówki. Szybko tam podszedłem po czym chwyciłem je i założyłem na biodra. Na szczęście zdążyłem nim w pomieszczeniu pojawił się Harry. Złożę się, że odezwałby się by zwrócić mi uwagę czy coś.
     
      - Co Ci zrobić, Skarbie? - spytałem kiedy zajrzał do lodówki. Za chwilę zamknął ją i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się ciepło a on odwzajemnił gest. Nie powiem. Ucieszył mnie ten fakt, bo myślałem, że będzie zły o te hawajki. Ale raczej nie był.
     
      Podszedł do mnie po czym oparł się dłońmi o blat po obu stronach mojego ciała. Zbliżył swoją twarz do mojej, trącił nosem o mój a następnie musnął moje usta. Uśmiechnąłem się do niego a on tylko ucałował mocno mój policzek.
     
      - Płatki czekoladowe jeśli można, LouLou - odparł dumnie. Opuszkami palców musnął skórę mojego brzucha po czym ruszył do salonu. Obserwowałem jeszcze jak wygodnie rozsiada się na kanapie po czym wziąłem się za jego śniadanie.
     
      Jeszcze tylko zalałem kawę i cappuccino. Kiedy zostały one posłodzone z szafki nad moją głową wyjąłem czekoladowe płatki Harry'ego i przysunąłem od lewej strony do siebie fioletową miseczkę stojącą obok mikrofali. Wsypałem do niej płatki tak by wypełniły ją niemalże całą po czym sięgnąłem do lodówki po mleko i zalałem zawartość miski. Włożyłem ją jeszcze do mikrofali a następnie wziąwszy w obie dłonie dwa kubki; jeden mój, drugi Harry‘ego poszedłem do mojego chłopaka. Usiadłem obok niego, odstawiłem kubki na stolik przed nami i spojrzałem na niego. 

       Harry był... Był naprawdę śliczny. Kiedy tak spoglądał na swój kubek jego rzęsy lekko opadały na jego rumiane policzki, które idealnie pasowały do jasnej karnacji. Świetnie kontrastowały co dodawało mu uroku. A na dodatek te przesłodkie dołeczki w policzkach kiedy jego malinowe usta zdobi uśmiech. No i te czekoladowe sprężynki, niesamowicie zielone oczy niczym szmaragdy. Ah...! Nie zapomnijmy o pięknym, wysportowanym ciele, które aż się prosi o moje pieszczoty. Idealnie zbudowana klatka piersiowa, mięśnie pleców doskonale wyczuwalne pod palcami. On cały był piękny. I niech teraz nikt mi się nie dziwi, że się zakochałem. Oczywiście nie patrzę tylko na wygląd, bo Hazz jest cudowny jako chłopak jeśli chodzi o charakter...
     
      - LouLou! - z moich rozmyślań wyrwał mnie donośny głos Harry‘ego. No właśnie...jego głos. Przepiękny głos. Teraz tylko czekać aż będzie krzyczał moje imię kiedy... - Louis, co z Tobą?! - ponownie usłyszałem krzyk Harry‘ego i dopiero kiedy szturchnął moje ramie zderzyłem się z rzeczywistością. - Przez Ciebie płatki mi się zagotowały - jęknął z wyrzutem pokazując mi płatki a raczej to co z nich zostało i niesamowicie gorące mleko.
     
      -Ja... - westchnąłem - Przepraszam, Kochanie. Zamyśliłem się... - wstałem z kanapy po czym ruszyłem za nim kiedy kierował się do kuchni. Szczerze mówiąc troszkę dziwi mnie jego oburzenie. Przecież...sam mógłby ich pilnować. Nie muszę robić wszystkiego za niego. Jest już duży. Przecież sam nie chce żebym go traktował jak dziecko. Ale oczywiście nie powiem mu tego.
     
      - Dobra. Nieważne. Zjem tosty - odparł. Już się nie uśmiechał. Już spieprzyłem sprawę.
     
      - Haz. Naprawdę przepraszam. Nie gniewaj się... - szepnąłem obchodząc go od tyłu po czym objąłem go w pasie. Przesunąłem nosem po jego karku i wtedy się uśmiechnął.
     
      - Nie jestem zły, LouLou - westchnął obracając mi się w ramionach - Nie jestem. Przecież nic się nie stało, nie? To tylko płatki - rzekł z uśmiechem po czym musnął moje wargi - A żeby nie marnować czasu idź nam przyszykować to wszystko na dworze a ja sobie zrobię tosty - odparł a ja przytaknąłem. Dopiłem jeszcze swoją kawę po czym poszedłem na górę.
     
      Wszedłem do naszej sypialni. Świetnie. Nie zamknąłem okna. Szybko więc je przymknąłem. Obróciłem się wokół własnej osi w celu odnalezienia tego czego szukałem. Mój wzrok przykuł ciemnofioletowy koc leżący pod komodą. A niedawno prosiłem Harry'ego by go schował. Oczywiście bez skutków. 
     
      Westchnąłem ciężko po czym podszedłem do szafy i sięgnąłem po koc. Przyłożyłem go nosa i zaciągnąłem się jego zapachem. Nie wiedzieć czemu pachniał perfumami Niall. To naprawdę było dziwne.
   
      Wzruszyłem jedynie ramionami a następnie zszedłem na dół. Harry siedział na długim blacie w kuchni i zajadał chrupiące tosty. Wyglądał przesłodko. Jak taki kroliczek.
     
      Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o porównaniu. Oczywiście nie obyło się bez brudnych myśli. Szybko jednak odsunąłem je od siebie potrząsając lekko głową. Nie powinienem tak o nim myśleć...teraz.

     
      Wszedłem do kuchni. Podszedłem do Harry'go i stanąłem przed nim. Koc odłożyłem na bok i w momencie położyłem dłonie na jego udach. Jego wzrok mimowolnie spoczął na mnie. Dokończył tosta po czym nachylił się do mnie zapewne oczekując buziaka. Nie zastanawiając się szybko przysunąłem twarz do jego i lekko musnąłem jego malinowe wargi. Od razu się uśmiechnął co odwzajemniłem.

     
      - Jestem już po śniadaniu - odezwał się po chwili zeskakując z blatu. Chwycił koc po czym ruszył do salonu a ja za nim - więc możemy już iść na ogród - zatrzymał się i odwrócił do mnie - i się zabawić - szepnął kiedy stanąłem przed nim. Zarzucił mi ręce na szyję a ja się nieźle zdziwiłem. Nigdy się tak nie zachowywał. Dziś jest taki...odważny.

     
      - Harry, co Ty wyprawiasz? - spytałem kiedy z zadziornym uśmieszkiem wpatrywał się we mnie.

     
      - Nic. Po prostu chcę dziś dobrze się z Tobą bawić, Louie - odparł po czym cmoknął mnie w policzek, chwycił moją dłoń i przez tylne drzwi wyszliśmy na ogród.

     
      Hazz stanął na werandzie po czym usiadł na wiklinowym fotelu. Spojrzałem na niego z pretensją a on tylko posłał mi uroczy uśmiech. Westchnąłem jednak z uśmiechem i postawiłem bose stopy na trawniku. Spojrzałem do góry na słońce. Po raz pierwszy od jakiegoś miesiąca mnie oślepiło. Wybrałem idealny dzień na randkę z Harrym.

      Rozłożyłem koc i jako pierwszy na nim usiadłem. Spojrzałem na Harry'ego. Nadal siedział rozłożony i...opalał się? Tak. Hazz się opalał. Westchnąłem tak głośno by usłyszał co się udało, bo od razu spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się do niego i poklepałem miejsce obok siebie a on odwzajemnił gest po czym wstał i ruszył do mnie. Zamiast usiąść obok wdrapał mi się na kolana. Chciałem się odezwać ale uniemożliwił mi to wpijając się zachłannie w moje wargi. Poczułem jak jego dłonie suną się po moich ramionach, za chwilę lądują na szyi a na koniec wplatają się w roztrzepane włosy. Uśmiechnąłem się prosto w jego usta na co on zassał moją dolną wargę. Westchnąłem cicho na ten gest.

      Moje dłonie momentalnie znalazły się na nagich plecach Harry'ego. Były niesamowicie umięśnione od jego tańca. Automatycznie wróciły wspomnienia. Te chwile kiedy zawoziłem Harry'ego na jego treningi, kiedy przychodziłem na występy. Uwielbiałem patrzeć jak idealnie się porusza w rytm muzyki. Jak świetnie się czuje na scenie. On przecież kochał scenę a scena kochała jego. Dlaczego to wszystko się tak nagle skończyło?

      Moje oczy zaszły łzami. Chciało mi się płakać. Tak bardzo chciałem, żeby tamten Harry wrócił. W takim się zakochałem. Nie, że teraz już go nie kocham. Kocham. I to bardzo mocno. Ale brakuje mi tego tancerza...

       Szybko odrzuciłem myśli na bok. Nie chciałem, by Haz to zauważył. Wróciłem do rzeczywistości i kiedy spostrzegłem, że loczek wciąż zachłannie pieści moje wargi uśmiechnąłem się a łzy pod przymkniętymi powiekami zniknęły. Objąłem go mocno w pasie i w momencie gdy w ogóle się tego nie spodziewał  przewróciłem go na plecy. Nasze usta odkleiły się od siebie a on się głośno zaśmiał. Usiadłem na nim okrakiem i przyglądałem się jego radości. Kocham kiedy jest taki szczęśliwy jak dziś. Nie mogłem oderwać wzroku od tego jego uśmieszku i dołeczków w policzkach, które mu zawsze przy tym towarzyszyły.

      Kiedy przestał słodko chichotać spojrzał na mnie. Posłałem mu ciepły uśmiech a on złapał mnie za ramiona i przyciągnął bliżej siebie. W momencie moje oczy zajrzały w jego i na odwrót. Był szczęśliwy. Widziałem to.

      Trąciłem nosem jego a on przymknął oczy na ten gest uśmiechając się nieśmiało. Musnąłem delikatnie jego wargi po czym przycisnąłem usta do jego policzka. Dłonie wplotłem w jego loczki. On natomiast swoje dłonie ułożył na moich plecach kiedy ja całowałem go po szyi. Słyszałem tylko jak cicho wzdychał.

      Za chwilę znów na niego spojrzałem. Zaczesałem palcami jego grzywkę do tyłu. Podziękował mi uśmiechem po czym przejechał opuszkami po moim policzku. Lekko dotknął moich warg a ja wiedziałem, że chce coś powiedzieć. Ucałował mnie w kąciku ust i po chwili się odezwał:

      - Kocham Cię, LouLou - szepnął a w jego zielonych oczętach stanęły łzy. Uśmiechnąłem się blado.

      - Ja Ciebie też kocham, Aniołku. Bardzo Cię kocham - odparłem ścierając kciukiem łzę, która spłynęła po jego bladym policzku. Uśmiechał się więc było dobrze.


      Po raz kolejny musnąłem jego wargi. Troszkę dłużej niż na chwilę moje usta przylegały do jego. Zaraz jednak przeniosłem się na szyję pozostawiając na niej czerwony ślad po czym utorowałem sobie ścieżkę z pocałunków przez jego klatkę piersiową, po brzuch i zatrzymałem się na linii spodenek. Harry cały czas wzdychał cicho kiedy mój język wirował po jego brzuchu. W momencie kiedy przygryzłem lekko delikatną skórę koło pępka on niemalże pisnął jak mała dziewczynka. Uśmiechnąłem się dumnie. Chciałem zrobić to jeszcze raz ale ktoś musiał mi w tym przeszkodzić.

      - Ej! Chłopaki. Może tak trochę się opanujcie, co? Bo mi siostrzenicę straszycie - odezwał się Ted. Momentalnie się wyprostowałem i spojrzałem na niego krzywo a Haz głośno jęknął niezadowolony.

      - Poczekaj, Kochanie - szepnąłem Harry'emu na ucho. On spojrzał na mnie wyraźnie zły - Tylko coś z nim załatwię - dodałem całując go w policzek po czym ruszyłem do płotu sąsiada.

      - Co jest? - spytałem opierając się na pomalowanych na ciemny brąz deskach.

      - Przyszła moja siostra z córką. Mała ma cztery latka i już od furtki Was zauważyła. Pytała co Ci panowie robią. Louis, weź. Nie straszcie mi dziecka - jęknął - Zakryjcie się jakoś...albo najlepiej idźcie do domu - zaproponował.

       - Ted, błagam - westchnąłem - Po raz pierwszy od kilku dni nie pada. Wziąłem sobie wolne specjalnie dla Harry'ego. Chcemy więc ten czas spędzić na dworze. Jest naprawdę ładna pogoda a Haz w końcu jest szczęśliwy... Nie możesz małej zabrać do domu? - spytałem spoglądając na dziewczynkę i jej mamę siedzące na werandzie.

       - Louis... - zaczął.

       - Ted - przerwałem mu - Proszę Cię, zrób to dla mnie. Dla Harry‘ego - szepnąłem. On jedynie westchnął więc widziałem, że się zgodził - Dzięki - dodałem po czym uradowany wróciłem do mojego chłopaka.

      Usiadłem z powrotem na kocu i przyglądałem się Tedowi jak wraz z siostrą i tą małą idzie do domu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Momentalnie wzdrygnąłem się kiedy poczułem ciepłe usta Harry'ego na moim karku. Przymknąłem oczy, by oddać się temu ale on niespodziewanie przerwał.

      - Haz? - odwróciłem się do niego. Posłał mi szczery uśmiech a ja zachichotałem.

      Usiadłem naprzeciw niego po turecku a on zrobił to samo. Wyciągnął ręce w moją stronę. Przechyliłem głowę lekko w prawo nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. On tylko westchnął i chwycił moje dłonie. Splótł nasze palce i po chwili pociągnął mnie za ręce do siebie. On upadł na plecy a ja na niego. Ponownie dzisiejszego dnia wybuchł śmiechem. Spojrzałem na niego zdezorientowany a on w odpowiedzi musnął moje usta.

      - Lubię Cię takiego - szepnąłem mu na ucho.

      - Jakiego? - spytał wplatając place w moje włosy.

      - No takiego. Takiego szczęśliwego. Kocham Cię takiego - odparłem szczerze zaczesując jego loki do tyłu. Musnąłem jego nosek a on uśmiechnął się uroczo.

      - A ja lubię kiedy mnie dotykasz. Kocham to - odrzekł szeptem przymykając oczy.

      Uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem na nim okrakiem. Spojrzał na mnie spod tych długich, czarnych rzęs i uśmiechnął się kiedy przesunąłem opuszkami po jego brzuchu z góry do dołu. Wbiłem lekko paznokcie w jego delikatną skórę po czym w ten sposób znów zjechałem w dół aż do podbrzusza a Harry cicho jęknął wyginając się w łuk. Uśmiechnąłem się dumnie.

      Zsunąłem się niżej siadając na jego łydkach i zahaczyłem dwoma palcami o gumkę jego spodenek. W momencie otworzył oczy a ja zdjąłem z jego bioder jego zielone hawajki. Ponownie usiadłem na jego kroczu i nachyliłem się po pocałunek.

      - Lou, czy Ty coś kombinujesz? - spytał kiedy oderwałem się od jego ust.

      - Shhh... - szepnąłem  muskając jego szyję. Ponownie utorowałem sobie ścieżkę pocałunków w dół jego brzucha.

      Zatrzymałem się przy linii jego bokserek. Wsunąłem palce pod gumkę i podobnie jak spodenki zdjąłem z niego bieliznę jednym ruchem. Westchnął kiedy poczuł przyjemny powiew w tych okolicach. Uśmiechnąłem się po czym przejechałem językiem po spierzchniętych wargach. Osunąłem się jeszcze niżej a następnie nachyliłem nad jego już twardym penisem.

      Ucałowałem delikatnie jego kość biodrową, następnie językiem sunąłem w dół po jego podbrzuszu. Jęknął cicho kiedy ucałowałem główkę jego penisa. Nie zamierzałem zrobić mu dobrze. Po prostu chciałem go podotykać. Tak jak on tego chciał.

      Przesunąłem koniuszkiem po całej jego długości. Odnalazłem jego dłoń i splotłem nasze palce. Lekko musnąłem jego jądra i on troszkę głośniej jęknął. Ponownie ucałowałem jego wrażliwe podbrzusze a wtedy...

      - Boże. Chłopaki, wszędzie Was szukam - na ogród przez tylne drzwi wtargnął Zayn - Ja... O! - jęknął kiedy nas zobaczył. Harry szybko wyskoczył spode mnie i zawinął się kocem, na którym leżeliśmy powodując, że ja spadłem. Westchnąłem głośno przymykając oczy wyraźnie zdenerwowany - Boże. Ja nie wiedziałem. Przepraszam - jęknął Mulat chowając twarz w dłoniach.

      - Wyjdź - powiedziałem stanowczo wskazując mu palcem drzwi. Nadal z zamkniętymi oczami wszedł do domu.

      Ja natomiast wstałem, obejrzałem się na Harry'ego, który wciąż się chował i ruszyłem do domu. Wszedłem do środka i zastałem Zayna, który wyraźnie kierował się do wyjścia.

      - Poczekaj - zawołałem a on się zatrzymał i obrócił do mnie - Błagam Cię. Następnym razem dzwoń.

      - Dzwoniłem - odparł spokojnie.

      - Eh... - westchnąłem - Więc jak nie odbieram to... Zresztą. Nieważne. Po co przyszedłeś?

      - Chciałem pogadać. Ale... Jesteś zajęty. Przerwałem Wam w nieodpowiednim momencie. Harry teraz pewnie będzie na mnie wściekły. Przepraszam... - westchnął wyraźnie zażenowany tym wszystkim. Było mu wstyd.

      - O czym chciałeś podgadać?

      - To...już nieważne. Może poczekać. Idź do Harry'ego. Jeszcze raz przepraszam - odwrócił się do wyjścia.

      - A to coś ważnego? - spytałem kiedy cisnął klamkę w dół.

      - Tak jakby. Ale później pogadamy.

      - Okej - odparłem a on wyszedł.

      Stałem chwilę w miejscu po czym znów ciężko westchnąłem i wróciłem do Harry'ego. Nadal leżał na trawie zwinięty w kłębek. Momentalnie zrobiło mi się go żal. Teraz już byłem pewny, że dzień jak i jego humor się popsuł.

      Podszedłem do niego i usiadłem obok. Położyłem dłoń zapewne na jego plecach a moim uszom dobiegł cichy...szloch. Niestety Haz płakał. Przymknąłem na chwilę oczy. Miało być tak dobrze. Już myślałem, że mu się poprawia ale nie. To tylko cisza przed burzą. Od razu zrobiło mi się smutno. Słysząc jak on płacze zepsuł mi się humor.

      - Aniołku... - szepnąłem głaszcząc go po plecach - Kochanie, chodź do mnie - poprosiłem próbując zdjąć z niego koc. Za chwilę obrócił się w moją stroną i zaraz usiadł. Był cały zapłakany - Chodź do domu - odparłem za chwilę a słońce, które przez cały dzisiejszy dzień świeciło zostało zasłonięte przez chmury.

      Pomogłem mu wstać, chwyciłem jego rzeczy i tuląc go do siebie weszliśmy do domu. Zaprowadziłem go na kanapę w salonie, poprosiłem by się ubrał a sam poszedłem do kuchni by nalać mu coś do picia. Jego kubek z misiem zapełniłem do połowy sokiem pomarańczowym i wróciłem do niego. Usiadłem obok a kubek odstawiłem na stół. 
Spojrzałem na niego. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą a w jego oczach wciąż stały łzy.

      - Skarbie... - szepnąłem obejmując go mocno. Jęknął cicho a ja przykryłem go kocem - Nic się nie stało, Kochanie - odparłem tłumacząc sytuację sprzed kilku chwil - Zayn nic nie widział. To nic takiego - ucałowałem go w czubek głowy.

      - Wiem - pociągnął nosem - Wiem, Lou.

      - To nie płacz, Słońce - poprosiłem tuląc go do siebie jeszcze bardziej.

      - Nie mogę - jęknął a po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy - Nie mogę przestać...

      - Płakać? Nie możesz przestać płakać? - spytałem by się upewnić czy dobrze rozumiem a on w odpowiedzi przytaknął lekko głową - Oj, Skarbie... - westchnąłem i ponownie ucałowałem go we włosy. Kiwałem go to do przodu, to do tyłu chcąc go uspokoić kiedy tak cichutko łkał. Udało mi się, bo po chwili zasnął.




      Powoli zbliżała się godzina osiemnasta. A dziś był piątek co oznaczało wizytę u Alice. Ja już ubrany i gotowy do wyjścia czekałem aż Haz wyjdzie z łazienki. Za chwilę musieliśmy już jechać a on nadal tam siedział. Byłem na niego bardzo zdenerwowany ale starałem się tego nie pokazywać. Przecież nie mogę pozwolić, by dziś było z nim jeszcze gorzej na dodatek przeze mnie. Westchnąłem tylko i ponowiłem pukanie.

      - Harry. Musimy już iść. Szybciej Kochanie - poprosiłem spokojnie.

      - Już, LouLou. Chwilka - odparł a zaraz drzwi się otworzyły. Wyszedł, posłał mi blady uśmiech i zszedł schodami na dół. Nie zamierzałem pytać czemu tak długo tam siedział. Chciałem, byłem ciekawy ale nie mogłem tego zrobić. Hazz musi być pewny, że mu ufam.

      Zszedłem za nim do korytarza i nałożyłem buty. Spojrzałem na niego. Był już gotowy więc spokojnie wyszliśmy z domu. Podałem mu kluczyki do samochodu a sam zamknąłem drzwi od domu. Upewniając się, że na pewno są zamknięte podszedłem do samochodu. Usiadłem na swoim miejscu, miejscu kierowcy po czym włożyłem kluczki do stacyjki. Przed odpaleniem samochodu spojrzałem na Harry'ego. Siedział spokojnie oparty o boczną szybę i wpatrywał się w dal, przed siebie. Nie miał humory od tamtego incydentu. Mi też się zresztą popsuł. Potrząsnąłem głową odrzucając od siebie wszystkie myśli po czym odpaliłem.

      Po pół godzinie byliśmy już na miejscu i siedzieliśmy przed gabinetem Alice. Za chwilę brunetka wychyliła się przez drzwi i poprosiła nas do środka. Wstałem szybko i obserwowałem jak Harry chwilę jakby się zastanawia po czym wyraźnie niechętnie wstaje.

      Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca naprzeciw kobiety. Posłała nam przyjazny uśmiech i tak jak za pierwszym razem najpierw zapisała coś w swoim notesie a następnie spojrzała na nas.

      - To...który dziś pierwszy? - spytała z przyjaznym uśmiechem. Zapanowała chwila ciszy między nami a zaraz Hazz wstał i po prostu wyszedł do pokoju obok - Więc stwierdzam, że ponownie Ty, Lou.

      - Mhm - mruknąłem w odpowiedzi.

      - To od czego zaczniemy?

      - Nie wiem... - westchnąłem.

      - Przepraszam, że pytam ale stało się coś? - przechyliła głowę lekko w bok.

      - Nie. W zasadzie. Tak. To znaczy...

      - Może po prostu zaczniemy od tego? Za każdym razem będziesz mi mówił jak Wam minął dzień. Może tak dotrę do Harry'ego...

      - Dobrze - przytaknąłem - Może tak być.

      - Więc... Powiedz mi co się dziś stało.

      - To może zacznę od początku. To było tak... Dzień naprawdę ładnie nam się zaczął. Wziąłem wolne w pracy, by przeprosić go za wczoraj. Um...wczorajszy dzień...to nieważne. No więc... postanowiliśmy z Harrym, że dzień spędzimy na dworze, na ogrodzie. No i leżeliśmy sobie na kocu. Było naprawdę miło. Harry wciąż się uśmiechał. Myślałem, że wszystko wraca do normy i wystarczyło po prostu spędzić z nim trochę czasu. I było tak do momentu kiedy... Ugh.  Harry był nagi. A ja...całowałem go po całym ciele - zarumieniłem się - Było mu dobrze. Podobało mu się. Ale niestety Zayn, mój przyjaciel, nas nakrył. Wtedy Harry...rozpłakał się. Starałem się mu wytłumaczyć, że to nic takiego, że nic się nie stało. On powiedział, że wie, więc poprosiłem go by przestał płakać. Ale powiedział, że nie może. Że nie może przestać... - urwałem na chwilę - Co to może znaczyć? Że nie może przestać płakać? - spytałem a ona na chwilę się zamyśliła.

      -Nie mógł przestać płakać - szepnęła jakby do siebie - Musiałabym z nim o tym porozmawiać. Pozwolisz, że teraz jego kolej? - wstała i podeszła do drzwi tamtego pokoju. Kiwnałem głową i również wstałem a ona poprosiła Harry'ego.

      Wszedł do pokoju. Na szczęście nie płakał. Podszedłem do niego i na chwilę przycisnąłem swoje wargi do jego. Przytuliłem go mocno i szepnąłem, że będzie dobrze po czym ucałowałem we włosy i wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi.

      Narrator 
   
            Harry usiadł na przeciwko Alice a ona uśmiechnęła się do niego jak to miała w zwyczaju. Widząc, że Harry nie ma zamiaru odwzajemnić gestu szybko spoważniała i spuściła głowę na swoje notatki. Chłopak westchnął, wtedy ponownie na niego spojrzała. Widziała, że nie jest dziś w za dobrym humorze. Żeby nie denerwować go jeszcze bardziej odgarnęła włosy do tyłu, oparła się plecami a fotel i zaczęła:
      - Harry... - szepnęła jego imię - Mam propozycję. Na każdej wizycie będę Cię wypytywać o Twój miniony dzień lub tydzień. Zgadzasz się? - spytała spokojnie a on przytaknął jej skinieniem głowy - Więc... może powiedz mi jak minął Ci ten tydzień od czasu ostatniego spotkania, hm?

      - Um... - Harry zastanowił się na chwilę - Całkiem miło - odparł beznamiętnie.

     - Dobrze - Alice mruknęła jakby do siebie - A środa. Co robiłeś w środę?

      - W środę... Danielle nie przyszła. Lou załatwił, że został ze mną Niall. I jego dziewczyna - siostra Lou.

      - I jak było? Lepiej niż z Danielle?

      - Nie. Nikt nie jest lepszy od Danielle - odparł poważnie.

      - Rozumiem. I co było dalej?

      - Potem przyjechał Lou. Od razu było lepiej. Oni sobie poszli a my zostaliśmy sami i ja... - urwał na chwilę zastanawiając się czy mówić dalej.

      - Ty co? - ponagliła go.

      - Ugh - westchnął głośno - Tańczyłem. Z Lou - szepnął.

      - Tańczyłeś? - spytała lekko zszokowana - Przecież... już tego nie lubisz - zauważyła coś zapisując.

      - Wiem. Ale Lou lubi kiedy tańczę. A wtedy leciała muzyka... i miałem lepszy humor...

      - ...i zatańczyłeś dla niego? - Alice dokończyła za Harry'ego.

       - Chyba tak... - odparł cicho.

      - Chyba? Więc nie jesteś pewien.

      - Jestem. Tak, zatańczyłem dla niego. Jestem pewny - odrzekł bardzo poważnie, by potwierdzić swoje przekonanie. Jednak Alice w to zwątpiła wyczuwając w jego głosie zdenerwowanie. Jakby nie mówił jej wszystkiego.

      - Dobrze. A czwartek? Jak Ci minął czwartek?

      - Nie było miło. Bo Lou zniknął - urwał myśląc, że Alice coś powie. Jednak ona milczała czekając na jego kontynuację - Tak jak zawsze przyjeżdżał o osiemnastej tak wczoraj przyjechał po dwudziestej. Bałem się. Bałem się o niego... że coś mu się stało. Ale on powiedział, że spotkanie mu się przedłużyło w pracy - powiedział na jednym wdechu a łzy zaczęły mu się gromadzić w oczach.

      - Więc pewnie tak było - wtrąciła się brunetka.

      - Nie. Nie było tak. Zadzwonił by. Powiedziałby, że się spóźni. Ale tego nie zrobił... - westchnął przecierając piąstkami oczy.

      - Na pewno nie miał czasu... - szepnęła chwytając Harry'ego za dłoń. On przytaknął wiec odczekała chwilę i znów zaczęła - A jak minął dzisiejszy dzień?
 
      - Lou już pewnie pani powiedział - zauważył.

      - Tak. Powiedział - przytaknęła.

      - Więc po co mam pani o tym mówić, skoro już pani wie?

      - Bo chcę usłyszeć Twoją wersję.

      - Po co?

      - Bo jest mi to potrzebne. Więc?

      - Nie powiem.

      - Ale Harry...

      - Nie powiem! Pani wie jak było. Nie powiem - Harry niemalże krzyknął a łzy spłynęły po jego policzkach.

      - Dobrze. Spokojnie. Tylko nie płacz. Nie musisz mówić - Alice starała się go uspokoić przyjaznym tonem głosu.

      - Mhm - mruknął.

      - Więc... dlaczego płakałeś?

      - Nie wiem. Po prostu...

      - Dobrze. To powiedz mi dlaczego w niektórych sytuacjach zdarza Ci się płakać?

      - Nie wiem. Łzy cisną mi się same do oczu. Nie umiem tego powstrzymać - szepnął łamiącym się głosem.

      - Nie wiesz... - powiedziała sama do siebie ponownie zapisując informacje - A jesteś w stanie powiedzieć ile razy w tym tygodniu płakałeś?

      - W sensie, że przez te cztery dni?

      - Tak.

      - Um... Cztery...

      - Każdego dnia? - spytała a Harry przytaknął - A w jakich momentach?

      - Raz u pani. Potem jak tańczyłem z Lou... ale to wzruszenie. Wczoraj jak Lou wrócił później i dzisiaj jak Zayn...przyszedł.

      - Mhm - Alice mruknęła ponownie zapisując słowa Harry'ego - Więc... myślę, że najpierw zajmiemy się Twoim płaczem. Dziś to wszystko. Dziękuję - odparła po czym wstała od biurka. Gestem poprosiła, by Harry również wstał. Do pokoju zaprosiła Louis'ego, który ponownie wymienił się pocałunkiem z Harrym i zamienił miejscami.

      Koniec   
      Usiadłem na przeciwko Alice i spojrzałem na nią wyczekującą. Brunetka przejrzała swoje notatki po czym spojrzała na mnie. Splotła dłonie na biurku i tym razem się nie uśmiechnęła.

      - Na razie nie dowiedziałam się niczego konkretnego. To normalne, bo to dopiero pierwsza wizyta tak więc... Wiem tyle, że Harry...on coś ukrywa. Nie wierzę, że płacze tak po prostu i nie może przestać. To jest niemożliwe. Coś go męczy i trzeba się dowiedzieć co. On płacze w konkretnych momentach...które mu coś przypominają. Jestem tego pewna. Mówiłeś, że on płacze i...

      - ...nie chce wychodzić z domu i przestał tańczyć... - szepnąłem spuszczając wzrok.

      - Właśnie. Wydaje mi się, że te dwie rzeczy powoduję, że on płacze. Nie mówię, że to konkretny powód, że przestał tańczyć i dlatego płacze ale... chodzi mi oto, że...nie wychodzi z domu i nie tańczy z jakiegoś powodu. Niektóre sytuacje mu o tym przypominają i dlatego płacze. Takie jest moje przypuszczenie - stwierdziła Alice a mnie zamurowało. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.

      Westchnąłem głośno i odchyliłem się na krześle. To za dużo.

      - Na początek zajmę się tym płakaniem. W jakich momentach Harry płacze. Może w ten sposób dojdę do powodu... - odparła a ja przytaknąłem - To tyle na dziś. Dziękuję - wstała po czym podała mi rękę a ja odwzajemniłem gest.

      Za chwilę do gabinetu wszedł Hazz. Nie wyglądał na szczęśliwego tak jak to miałem okazję widzieć go jeszcze przed śniadaniem. Był...był wyraźnie przybity. Widziałem to w jego oczach mimo bladego uśmiechu na jego usteczkach. Szybko wziąłem go w swoje ramiona, ucałowałem we włosy i czym prędzej wróciliśmy do domu. Od dziś naprawę będę na niego uważał. Coś albo ktoś go skrzywdził a niektóre momenty z naszego życia mu o tym przypominają. Teraz się postaram, by tak nie było. Choć nie wiem co to za momenty... Jednak będę się starał...


>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<