pdc

pdc

sobota, 28 września 2013

Rozdział 9. - Może byś wrócił na treningi? Tęsknimy.

Yo fam! Dodaje bez sprawdzania, bo już mi się nie chce czytać setny raz a Wy już i tak długo czekacie. Ile to już? Ponad trzy miechy! :o Przepraszam Was. Bardzo, bardzo przepraszam <3 Wybaczcie :'( Luz, nic mi nie jest xD
Od poniedziałku biorę się za IIWYB więc może też będzie za tydzień. A potem PDC oczywiście :) Już sobie wszystko rozplanowałam jak, co i kiedy będę publikować. Później Wam powiem :)
Teraz zapraszam do czytania!
Jeszcze ładnie poproszę o duuużo komentarzy. Pokażcie jak tęskniliście ^^
I jeszcze pytania do postaci. Zapomnieliście o tym? :c Chce pytania do postaci :c Proooszę! :c
A teraz
ENJOY!!!



Sobota, 14 lipca 2012.

      Kolejny nudny dzień w pracy spędzony bez Harry'ego. Od godziny ósmej do siedemnastej. Pomyślałem, że mógłbym go wziąć ze sobą, Paul pewnie nie byłby zły jeśli Harry by mu tylko nie przeszkadzał ale... Kiedy tak na niego patrzyłem jak słodko śpi, jak wtula uroczą buźkę w ciepłą poduszkę nie miałem serca go budzić. Stwierdziłem, że pośpi jeszcze z kilka godzin, potem porobi coś z Danielle i czas szybko mu minie do mojego powrotu. Gorzej było ze mną. Nie mogłem się na niczym skupić, wypełnić wszystkiego o co prosił mnie Higgins. Jeszcze Margie dołożyła mi kolejne propozycje na reklamy a ja już miałem dość, mimo, że minęły zaledwie dwie godziny. Za bardzo tęskniłem za nim. A może... za bardzo się martwiłem? Na pewno. Na pewno coś z  tego. Po prostu... nie mogłem dłużej usiedzieć. Musiałem coś ze sobą zrobić. Nie mogłem do niego zadzwonić i spytać jak się czuje, bo pewnie jeszcze spał. Zazwyczaj spał do dwunastej. Z Dani też nie mogłem porozmawiać, bo by stwierdziła, że za bardzo się przejmuję i jestem przewrażliwiony. Margie też odpada, nie znam mnie tak długo jak... no właśnie.

      Lottie.

      Odłożyłem wszystko na bok, usiadłem na kanapie na przeciwko biurka i wybrałem numer do siostry. Na wstępie powiedziałem, że chcę porozmawiać jednak szybko mi przerwała mówiąc, że zaraz będzie. Cała Lott - nie lubi rozmawiać przez telefon. W sumie to ja rozumiem. Komunikując się w taki sposób nie zobaczysz wyrazu twarzy danej osoby ani jej nie przytulisz itd., więc czekałem na siostrę z dwadzieścia minut zanim się u mnie pojawiła.

      Przysiadła się do mnie na kanapie, ubrana w letnią, mleczną sukienkę, którą Niall podarował jej na gwiazdkę i posłała mi promienny uśmiech. Mimo tej maski widziałem, że i ona się czymś martwi. Wyglądała na zmęczoną. Od razu przypomniałem sobie jak niedawno kiedy została z Harrym źle się czuła.

      - Jak tam u Ciebie? - spytałem pierwszy ciekaw czy powie mi prawdę. Byłem przekonany, że coś się dzieję. Znam ją nie od dziś.

      - W porządku. - odparła a uśmiech nie znikał jej z twarzy.

      - Na pewno? Wyglądasz nie za fajnie. - jęknąłem poprawiając się na swoim miejscu. Widziałem, że lekko się spięła.

      - Tak, na pewno. Po prostu ostatnio mało sypiam. Jakieś problemy ze snem czy coś... To nic. Ale nie przyszłam tu, żeby gadać o mnie. Ty mów o co chodzi. - szybko zmieniła temat zakładając nogę na nogę.

      - No więc... - mruknąłem cicho. - To... nic nowego. Pewnie wiesz o co chodzi.

      - O Harry'ego.

      - Mhm. Martwię się o niego. A dziś to martwię się o siebie.

      - Dlaczego? Co jest? - Lottie wyraźnie się zmartwiła. Zaczesała blond włosy za ucho dając mi do zrozumienia, że mnie wysłucha i postara się pomóc. Taki jej nawyk.

      - Bo... nie potrafię się na niczym skupić. Na niczym. Ciągle o nim myślę. Za bardzo się martwię. Dani już mówiła, że jestem przewrażliwiony. - mówiłem a ona co chwila kiwała głową. - Ja to wiem i mam tego dość. Po prostu... wiesz, wszyscy wiemy, że z Harrym jest coś nie tak. I wszyscy pewnie się o niego martwią.

      - Oczywiście. - wtrąciła.

      - Nawet Zayn. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Ale ja myślę tylko o nim. Nic innego nie potrafię zrobić jak usiąść i zastanawiać się dlaczego, co się mu stało. Aż za bardzo. Dziś to już przesada, naprawdę. To dla mnie za dużo. On cały czas zajmuje moje myśli. Mam tu mnóstwo roboty ale nic nie zrobię, bo... się o niego martwię. Chciałem go dziś wziąć ze sobą do pracy. Żeby tu był obok mnie, żebym w każdej chwili mógł go przytulić i tak się o niego nie bać. Tak, wiem, że Dani z nim jest. Ale wolałbym, żeby był ze mną. To okropne! Chcę do niego zadzwonić i spytać jak się czuje ale on śpi. Boże, Lott. Co jest ze mną? - spytałem zdesperowany unosząc ramiona w górze w geście bezsilności.

      - Oj, Lou. - westchnęła przybliżając się do mnie i obejmując mnie ramieniem. - To nic okropnego. To normalne. Martwisz się o sobą, którą kochasz. To wcale nie jest złe. - posłała mi ciepły uśmiech. - A biorąc pod uwagę to, że z Harrym naprawdę nie jest dobrze, to twoje zachowanie jest wytłumaczalne. Nie musisz się o siebie martwić, Lou. Martwisz się o niego. Z podojoną siłą. To normalne, że on cały czas zajmuje twoje myśli jak i również to, że chcesz, żeby był ciągle koło Ciebie. Ale masz też pracę i musisz skupić się na swoich obowiązkach.

      - No właśnie o to chodzi. Nie potrafię!

      - To zadzwoń do niego. Spytaj się o co tam chcesz, pogadaj troszkę dłużej, upewnij się, że teraz jest wszystko w porządku, że nie masz o co się martwić w tej chwili i przede wszystkim uspokój się. Jestem pewna, że głos Harry'ego Cię uspokoi. A potem wróć do pracy a czas szybko minie. I zanim się obejrzysz będziesz już z nim. - zakończyła spoglądając na mnie z troską. - Okej?

      - Okej. - zgodziłem się. - Tak właśnie zrobię. Dziękuję - odparłem po czym cmoknąłem ją w policzek.

      - Nie ma sprawy. Zawsze do usług. - zachichotała a ja jej wtórowałem. - I pozdrów go jeszcze ode mnie. - dodała wstając ze swojego miejsca.

      - Idziesz już?

      - Mhm. Jestem umówiona z Niallem, bo później ma trening a poza tym ty musisz zadzwonić do Harry'ego i zacząć w końcu pracować.

      - No tak. - zgodziłem się wstając po czym podszedłem do siostry i uściskałem ją na pożegnanie. Wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce, wziąłem głęboki wdech a następnie wyjąłem telefon i wybrałem numer do mojego aniołka. 

      Odczekałem chwilę zanim odebrała Dani.

      - Hej. W czym mogę Ci pomóc? - spytała a w jej głosie słyszałem, że się uśmiecha. I najwidoczniej coś gotowała.

      - Hej. Harry śpi? - spytałem z nadzieją, iż powie 'nie'. - I od kiedy pozwolił Ci przechowywać jego telefon? - dodałem szybko jęcząc zdziwiony na ten fakt.

      - Tak, Harry śpi. I - od zawsze kiedy z nim zostaję. - sprostowała szybko zapewne przewracając oczami.

      - Ugh. - jęknąłem niezadowolony z pierwszego faktu. - Ale jesteś pewna? Mogłabyś iść sprawdzić?

      - Okej. Już pędzę. - odparła. W jej głosie wyczułem, że jest trochę wkurzona, bo pewnie była zajęta a ja kazałem jej przerwać to cokolwiek ona robiła. Ale to w końcu Dani.

      Uśmiechnąłem się kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi od naszej sypialni po czym stłumiony głos dziewczyny Liama.

      Louis chce z Tobą rozmawiać, skarbie. - powiedziała pewnie do Harry'ego a ja niemalże pisnąłem w słuchawkę, z radości że on jednak nie śpi... I usłyszę jego głos.

      - Hej, LouLou. - mruknął zaspanym i zachrypniętym głosem. Poczułem jak przyjemne ciepło rozlewa się w moim sercu mimo, że widziałem go zaledwie cztery godziny temu a słyszałem szesnaście godzin temu. To jednak dużo, stwierdziłem po krótkim namyśle.

      - Dzień dobry, Kochanie - odparłem starając się by mój głos brzmiał czuło i ciepło a nie pełen rozpaczy i tęsknoty. - Kiedy wstałeś?

      - Jakieś dziesięć minut temu. Miałem już wstać i iść na dół coś zjeść ale ty dzwonisz więc jeszcze sobie poczekam. - usłyszałem jak upada na poduszki. Pewnie rozłożył się na całym łóżku na plecach a jego lewa dłoń powędrowała do jego nagiego brzuszka. Zawsze tak robił kiedy się rozmarzył i było mu przyjemnie w ciepłym łóżku. W duchu przekląłem, bo zapragnąłem leżeć teraz obok niego i tulić go do siebie.

      - Rezygnujesz dla mnie z jedzenia? - uśmiechnąłem się pytając żartobliwie. Kiedy jednak Harry nie odpowiadał pomyślałem, że może powiedziałem coś nie tak. - Skarbie? 

      - Hm? Tak, jestem. Po prostu... chciałbym, żebyś był teraz obok. - odparł nieobecnym głosem. W momencie zrobiło mi się cholernie smutno.

      - Też bym chciał, kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale musimy troszkę poczekać zanim znów się przytulimy.

      - Wiem. - mruknął smutno. - Ale ty jesteś wart czekania więc jeszcze poczekam te kilka godzin. - w jednej chwili rozpromieniał a moje serce znów zaczęło bić szybciej.

      - Ty też jesteś wart czekania, najdroższy - rzekłem ciepło a w zamian dostałem uroczy chichot mojego skarba. - No co?

      - Najdroższy - odparł i znów zachichotał. - Pieprzysz jak Szekspir. 

      - Czy mię ty kochasz? Wiem, że powiesz: — tak jest; I jać uwierzę; mimo przysiąg jednak możesz mię zawieść.  Z wiarołomstwa mężczyzn śmieje się, mówią, Jowisz. - zacytowałem a Harry zachichotał znowu po czym odparł:

       -  
O! Romeo! Jeśli mię kochasz, wyrzecz to rzetelnie; lecz jeśli masz mię za podbój zbyt łatwy, to zmarszczę czoło i przewrotną będę i na miłosne twoje oświadczenia powiem: — nie, w innym razie za nic w świecie. - zakończył i wybuchnął śmiechem a ja mu wtórowałem. Tę część Romea i Julii znaliśmy na pamięć.

      - A wiesz - zacząłem kiedy oboje się uspokoiliśmy - że Szekspir był biseksualny?

      - Mrrr - zamruczał mi do słuchawki.

      - Ej!

      - Spokojnie. Lubię starszych ale nie aż tak. - wybronił się na co cicho się zaśmiałem.

      - Starszych? A jak bardzo starszych?

      - Tak ze... osiem lat; nie więcej. - usłyszałem jak kładzie się na bok.

      - Wiesz, znam jednego kolesia starszego od ciebie o osiem lat. - mruknąłem zakładając nogę na nogę.

      - Wiesz, tak się składa, że ja też go znam. - zachichotał słodko już któryś raz dzisiejszego dnia. - I bardzo mocno go kocham. - dodał bardziej poważnie.

      - Też cię kocham, aniołku.


                                                                      ||PDC||


      Od ponad dwóch godzin męczyłem się nad pomysłem Jamesa nowej reklamy naszej firmy, która miała zaistnieć na bilbordzie przy autostradzie. Jako, że jestem prezesem a on moim podwładnym i go nie lubię, bo podrywał mojego chłopaka, mogę z tym zrobić co chcę. Problem w tym, że to całkiem dobry pomysł. Owszem, pozmieniałem trochę, tyle ile się da ale nadal jest to jego pomysł. I właśnie on będzie reklamował naszą firmę. I to mnie okropnie bolało.

      Westchnąłem ciężko odkładając plik kartek na bok. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie po mojej prawej stronie; za niecałą godzinę wracam do Harry'ego. Uśmiechnąłem się do siebie na tą myśl. W końcu. Jednak kiedy człowieka pochłonie praca czas szybko mija. Jeszcze myśl, iż wszystko jest dobrze doprowadziła do tego, że zanim się obejrzałem już zbierałem się do domu.

      Chwilę temu dzwoniła Danielle z informacją, że razem z Harrym pieką dla mnie szarlotkę. Nie jadłem od jakichś czterech godzin i szczerze mówiąc nie czułem głodu ale widząc, że mój chłopak szykuje dla mnie moje ulubione ciasto mój żołądek domagał się jedzenia.

      W momencie wyobraziłem sobie Harry'ego w białym fartuszku z białą czapką kucharską na głowie, całego w mące i ugniatającego ciasto i zrobiło mi się gorąco. Poczułem jak mój penis drga a ja walnąłem się z otwartej dłoni w czoło. Dlaczego taki uroczy obraz doprowadza mnie do czegoś takiego? Owszem, wizja Harry'ego w stroju kucharza... musi wyglądać niesamowicie pociągająco. Ale nie powinienem myśleć o nim w ten sposób w takim momencie. To nieodpowiednie.

      Spojrzałem w dół i wkurzony na to co zobaczyłem powiedziałem:

      - Tylko spokojnie. Nie rób mi żadnych numerów, błagam. - jęknąłem do namiotu tworzącego się w moich spodniach a za chwilę kilkakrotnie uderzyłem się ponownie z otwartej dłoni w czoło. - Głupek. - burknąłem na siebie. - Z kim ty gadasz?

      Chwyciłem czarną teczkę z mojego biurka po czym zasłaniając nią wybrzuszenie w moich spodniach opuściłem gabinet po czym wcześniej zamykając go na klucz ruszyłem do Margie. Oddałem jej klucz, pocałowałem w policzek na pożegnanie i w końcu opuściłem tę przeklętą firmę.

      Za chwilę odnalazłem na parkingu mój ukochany samochód. Teczkę odłożyłem na siedzenie pasażera i kiedy siedziałem już wygodnie w swoim miejscu odpaliłem Range Rovera i wyjechałem na ulicę. Dziś powinienem zrobić zakupy ale odpuściłem. Za bardzo tęskniłem za Harrym. Chciałem go już pocałować i wytulić. A dźwięki pochodzące z mojego żołądka nie pozwalały mi przestać myśleć, iż mój skarb szykuje dla mnie ciasto.

      Przelotnie spojrzałem na dół. Mój mniejszy kolega chyba już się uspokoił więc starałem się nie myśleć o Harrym kucharzu i skupiłem swoje myśli na prezencie dla niego. No właśnie. Dawno nic mu nie kupiłem. A pewnie przydałby mu się kolejny miś do kolekcji. Mimo, że postanowiłem dziś nie robić zakupów na krótką chwile zajechałem do TESCO. Zaparkowałem jak najbliżej sklepu po czym z portfelem w ręku ruszyłem do dużego białego budynku z czerwonym napisem na dachu. Mój ulubiony sklep, pomyślałem po czym wkroczyłem do środka starając się uspokoić głupi chichot.

      Dzisiejszy dzień naprawdę mnie wykończy.

      Wszedłem do SMYKA i ruszyłem na dział z zabawkami. Czy to nie dziwne, że prezenty dla mojego chłopaka kupuję w sklepie dziecięcym? Nie, wcale nie, burknąłem do siebie kręcąc głową.

      Idąc wzdłuż alejki z miśkami rozglądałem się za odpowiednim dla Harry'ego. Szczerze mówiąc to jestem pewny, że każdy by mu się spodobał. Gdyby mógł to kupiłby wszystkie misie stąd. Ale muszę mu wybrać tylko jednego. W oczy rzucił mi się nie za mały i nie zadurzy kremowy niedźwiadek. Na głowie miał czapeczkę do spania przekrzywioną na naprawą stronę a w łapkach trzymał poduszkę z napisem You are special. I już wiedziałem, że to właśnie ten.

      Wziąłem go szczęśliwy z wyboru i ruszyłem do kasy. Odczekałem swoje w kolejce a kiedy dotarłem do pani siedzącej na kasie odetchnąłem z ulgą, że to już koniec. Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie ale przyjaźnie i posłała mi uśmiech.

      - Młody tatuś? - zapytała radośnie zabierając ode mnie misia i kasując go.

      - Uhm... nie... - wyjąkałem nie za bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć.

      - Och. - westchnęła po czym już więcej pytań nie zadała. Misia spakowała do różowej torebki z jakąś księżniczką Disneya, podała mi ją a ja zapłaciłem. Jeszcze za nim wyszedłem ze sklepu odwiedziłem pasmanterię, w której kupiłem normalną, różową torebkę na prezent.

   
                                                                       ||PDC||


              Zgasiłem silnik po czym wysiadłem z samochodu i szybkim krokiem ruszyłem do domu. Ledwo co doszedłem do drzwi a już czułem zapach cynamonu i jabłek. Wszedłem do środka przygotowany na to, że mogę zostać zaatakowany ale nic takiego się nie zdarzyło. Zdjąłem więc buty i odstawiłem obok torebkę z misiem. Kierując się do kuchni zrzuciłem z siebie marynarkę po czym zarzuciłem ją na kanapę. Spojrzałem przed siebie i to co zobaczyłem za długim blatem sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się wielki banan; jednak było tak jak to sobie wyobrażałem: Harry ubrany w biały fartuch, na głowie miał białą czapkę kucharską, posypywał kawałki ciasta najwyraźniej cynamonem - nawet mnie nie zauważył -, a Dani wyciągała kolejne  ciasto z piekarnika. Chciałem sobie na to jeszcze popatrzeć ale nie mogłem pozwolić na to bym był niewidzialny.

      - Hej. - uśmiechnąłem się a w momencie Harry'emu upadła torebka z przyprawą. Spojrzał na mnie stęsknionym wzrokiem po czym dłonie wytarł w fartuch i biegiem ruszył do mnie. Rzucił się na mnie rękoma oplatając szyję a nogami mój pas. W tej chwili dziękowałem Liamowi za to, że wyciągał mnie do siłowni, bo mój maluszek wcale nie był taki lekki.

      - Tęskniłem. - wymamrotał w moją szyję przyciskając do niej twarz.

      - Też tęskniłem, skarbie. - odparłem starając się zrzucić go z siebie. Zachichotał kiedy trzymając go za biodra ciągnąłem go w dół. - No złaź ze mnie. - jęknąłem żartobliwie na co zeskoczył na podłogę śmiejąc się uroczo. Patrzył na mnie chwilę słodko robiąc zeza po czym uśmiechnął się przelotnie i przywarł wargami do moich.

      Boże!, jak ja za tym tęskniłem! Objąłem go w pasie kiedy on starał się jeszcze bardziej przybliżyć mnie do siebie za szyję. Wplótł palce w moje włosy na karku wpychając mi do środka swój język. Nawet nie miałem ochoty protestować. Objąłem go swoim ukrywając je w naszych ustach a Hazz stanął na moim stopach starając się dorównać mi wzrostem. Czułem słodki smak jabłek i cynamonu; pewnie podjadał. Jęknął cicho kiedy zacisnąłem dłonie na jego pośladkach.

      - Dobra, już. Koniec tego dobrego! - ze śmiechem Dani wkroczyła między nas oddalając nas od siebie ale Harry w porę zdążył złapać moją dłonią i nie pozwolił nas rozdzielić. Pociągnąłem go do siebie i mocno objąłem kiedy on wtulił swoja buźkę w moja szyję.

      - Ugh! Chłopaki! - tupnęła nóżką sfrustrowana. - A kto zje ciasto?

      - Mamy jeszcze cały dzień. Pozwól mi się nacieszyć moim chłopakiem, za którym bardzo tęskniłem - żachnął się Haz. Uśmiechnąłem się do siebie po czym wytknąłem język w stronę brunetki.

      - Jak sobie chcecie. Więcej dla mnie. - obruszyła się i pewnym krokiem wróciła do kuchni. Oboje z Harrym zaśmialiśmy się cicho.

      Za chwilę chłopak odsunął się ode mnie i znów spojrzał tym tęsknym wzrokiem. Cmoknąłem go w czoło i pogładziłem kciukiem zaróżowiony policzek.

      - Też Cię kocham - powiedziałem do niego czule. Ująłem jego dłoń o dziwo większą od mojej i pociągnąłem w stronę kuchni. Stanąłem przed blatem i przyjrzałem się kawałkom ciasta na talerzykach i jednemu całemu jeszcze blaszce.

      - To które piekł mój aniołek? - spytałem Harry'ego obejmując go od tyłu i opierając brodę na jego ramieniu.

      - W sumie to wspólnie je piekliśmy. Ale spróbuj to - Haz chwycił w dłoń kawałek jabłecznika po czym odwrócił się do mnie w moich ramionach. Przystawił wypiek do moich ust a ja wziąłem kęsa. Było przepyszne! Moja mama powinna się wstydzić.

      - I jak? - spytał kiedy przełknąłem a z jego buźki nie znikał uroczy uśmiech.

      - Musisz nauczyć piec moją mamę - przyznałem na co on zachichotał.

      - To przepis Dani - odparł odkładając ciasto na talerzyk.

      - W takim razie Ty też musisz ją nauczyć - skierowałem swoje słowa do dziewczyny stojącej obok nas.

      - Pff. - prychnęła. Nagle przypomniałem sobie o misiu.

      - Czekaj. Mam coś dla Ciebie. - zwróciłem się do Harry'ego po czym cmoknąłem go w policzek i wyszedłem na korytarz.

     Już schylałem się po torebkę kiedy ktoś zadzwonił. Wyprostowałem się i chwyciłem za klamkę otwierając drzwi, by dowiedzieć się kto miał ochotę nas odwiedzić. W progu stanął uśmiechnięty Niall. Na sobie miał czarną bokserkę z wyciętymi bokami i szare dresowe spodnie. Na stopy włożył granatowe conversy przed kostkę a przez ramię miał przewieszoną sportową torbę. Pewnie szedł na trening.

      Szybko odwzajemniłem jego uśmiech i wpuściłem go do domu.

      - Co cię to sprowadza? - spytałem na wstępie.

      - Idę na trening i pomyślałem, że się przywitam. Więc hej. - odparł kierując się do salonu a ja zamknąłem drzwi i ruszyłem do niego. Rozłożył się na kanapie i uśmiechnął pod nosem. - Co tak ładnie pachnie? - spojrzał w kierunku kuchni. - O. Hej Dani - przywitał się z dziewczyną a do Harry'ego pomachał co on odwzajemnił. - Widzę, że ciasto mi upiekliście.

      - Nie Tobie tylko LouLou - żachnął się Harry wciskając się mi na kolana. Uśmiechnąłem się do niego a on cmoknąłem mnie w policzek.

      - Czego tu szukasz Horan? - zagadnęła przyjaźnie Danielle zakładając nogę na nogę.

      - Idę na trening i pomyślałem, że wpadnę. - kiedy dziewczyna przytaknęła poczułem jak Harry się spina. Całego jego ciało jakby znieruchomiało a serce przyspieszyło.

      Niall spojrzał na Harry'ego dociekliwie a ja już wiedziałem co zaraz się stanie. Pokręciłem głową do blondyna, ale on zdawał się tego nie widzieć i zadał to pytanie Harry'emu. Przymknąłem oczy przygotowując się do najgorszego - do rzeczy, która miała miejsce zaledwie wczoraj. A myślałem, że ten dzień będzie należał do tych miłych.

      - Może byś wrócił na treningi? Tęsknimy. - powiedział spokojnie wpatrując się w Harry'ego. Ścisnąłem jego dłoń dodając mu otuchy i ucałowałem go w łopatkę.

      - Niall. Ja już nie tańczę. - odparł poważnie Harry zaciskając powieki. Już czułem, że zaraz się rozpłacze. Jego ciało całe drżało a ja nie potrafiłem go uspokoić. Czułem się bezradny.

      - Jak to nie? Harry. Przecież Ty kochasz taniec. Sam mnie do tego nakłoniłeś. - zauważył Niall.

      - Już tego nie kocham, okej? - mruknął drżącym głosem. Przytuliłem go do siebie i ucałowałem w policzek.

      - S
pokojnie, Haz. - szepnąłem.

      - Kochasz taniec, Harry. - powiedział poważnie Niall.

      - Nie! - Harry krzyknął na niego po czym wstał z moich kolan i zapłakany pobiegł schodami na górę kilka razy się potykając. Spojrzałem wściekły na blondyna.

      - Dzięki - mruknąłem wstając z fotela. Podszedłem do drzwi tam gdzie zostawiłem misia dla Harry'ego po czym wziąłem go i ruszyłem do naszej sypialni.

      - Boże, Louis, przepraszam. Ja nie chciałem. - jęczał Niall.

      - Daruj sobie - burknąłem do niego. Przelotnie spojrzałem na Danielle, która posłała mi współczujące spojrzenie.

      Za chwilę stałem przed drzwiami do naszego pokoju. Były zamknięte jak zwykle. Zapukałem dwa razy prosząc ciepło Harry'ego, by mnie wpuścił. Po kilku sekundach usłyszałem brzdęk przekręcanego zamka a zaraz drzwi zostały otworzone. W progu stanął zapłakany Harry.

      - Kochanie. - szepnąłem biorąc go w ramiona a on chlipnął. - Spokojnie maleńki, Niall nie chciał. - pocierałem uspokajająco jego plecy a on wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Ucałowałem go we włosy i pozwoliłem się wypłakać.  

      Kiedy w końcu się uspokoił usiadłem razem z nim na naszym łóżku. Oparłem się o ścianę a on jak zawsze wcisnął mi się miedzy nogi plecami opierając się o mój tors. Obejmowałem go w ramionach kiedy on swoją głowę trzymał na mojej piersi, w miejscu gdzie znajdowało się moje serce. Jego bicie zawsze go uspokajało.

      - Kocham cię. - szepnąłem mu do ucha i ucałowałem we włosy.

      - Też cię kocham. - oparł cicho, ledwo słyszalnie. Jego głos był jeszcze lekko zachrypnięty. Zaczął pocierać moje udo a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

      - Podobno masz coś dla mnie. - przypomniał sobie zadzierając głowę do góry, by na mnie spojrzeć.

      - No tak. - posłałem mu ciepły uśmiech i sięgnąłem dłonią za łóżko, tam gdzie zostawiłem misia. Podałem różową torbę Harry'emu i obserwowałem jak jego oczka momentalnie się powiększają. Usiadł naprzeciw mnie po turecku i wyjął niedźwiadka.

      - Do kolekcji . - szepnąłem na co się uśmiechnął. - Podoba ci się?

      - Jest śliczny, LouLou. Dziękuję - przyznał przysuwając się do mnie i w podzięce musnął na dłuższą chwilę moje usta. Niedźwiadka położył na ramie łóżka, nad naszymi głowami. Przyjrzał mu się z uśmiechem i znów we mnie wtulił. - Będzie tutaj, okej?

      - Okej. - zgodziłem się całując go w skroń. - A wiesz już jak dasz mu na imię?

      - Jeszcze nie. Wymyślimy razem, dobrze?

       - A co ty na to, żebyśmy pomyśleli przy kubku gorącej czekolady i twoim cieście, mój ty kucharzu? - zaproponowałem przeczesując jego loki.

      - Jak coś to piekarzu. Ja piekę - żachnął się na co zachichotałem wywracając oczami. - I dobrze. Pasuje mi taki pomysł - przyznał szczerząc się do mnie. Już oboje zapomnieliśmy co stało się dwadzieścia minut temu. A żeby to potwierdzić przycisnąłem moje usta do ust Harry'ego po czym wziąłem go na ręce jak księżniczkę, a raczej jak księcia, i zaniosłem do kuchni gdzie pijąc czekoladę i jedząc ciasto wymyślaliśmy imię dla misia.

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 8. - Bo mi siostrzenicę straszycie.

Hej! I przepraszam... że mnie tak długo nie było. Nie zamierzam się tłumaczyć. Dziś będzie krótko. Co do rozdziału...nie jestem za bardzo przekonana. Początek jest całkiem całkiem ale już rozmowa z psychologiem... nie bardzo. Wydaje mi się, ze za mało tam powiedziałam, opisałam, że Alice wysunęła takie wnioski. No ale nic. Już nic z tym nie zrobię. Nie chce mi się. W następnych rozdziałach może bardziej to rozwinę. Ważne by się wszystko wyjaśniło...
To dla Ciebie Aniołku <3
ENJOY!!!



Piątek, 13 lipca 2012.

     Otworzyłem niechętnie oczy czując lekki powiew na mojej nagiej skórze. Kiedy mój wzrok napotkał sufit przykryłem się szczelniej kołdrą i obróciłem na bok. Harry'ego nie było na jego miejscu. Wystraszyłem się więc szybko wyskoczyłem z łóżka. Okno od balkonu było otwarte więc już spokojniej, stwierdzając, iż Hazz jest właśnie tam, ruszyłem wolnym krokiem do celu stawiając bose stopy ma chłodnych kafelkach. Wyszedłem  na balkon i ujrzałem Harry'ego w samych bokserkach, tyłem do mnie, wyraźnie napawającego się słońcem i ciepłem dzisiejszego dnia. Uśmiechnąłem się widząc jego opaloną skórę. Podszedłem do niego i objąłem go w pasie kładąc brodę na jego ramieniu a on lekko drygnął.
     
      Bez słowa chwycił moje ręce na swoim brzuchu i oparł głowę o moją. Westchnął cicho. Ucałowałem go w ramię a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech po czym przymknął oczy napawając się tą chwilą.
     
      - Chciałem Ci powiedzieć, żebyś się ubrał ale jest tak cieplutko... - odparłem po chwili odsuwając się od niego. Hazz obrócił się twarzą do mnie po czym wtulił we mnie a ja jedynie objąłem go ramionami. Ucałowałem go we włosy a on zamruczał cichutko.
     
      - Co Ty na to, żebyśmy spędzili dzień na dworze? - zaproponowałem głaszcząc go po plecach.
     
      - A co będziemy robić na dworze? - zapytał spoglądając na mnie zadzierając głowę do góry.
     
      - Um... Zobaczy się - odpowiedziałem ciągnąc go za sobą do środka.
     
      Tylko weszliśmy do pokoju a ja od razu podszedłem do naszej szafy z ubraniami. Harry za chwilę stanął obok mnie i zaczął się przyglądać moim poczynaniom. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem ze środka dwie pary hawajek; jedne czerwone dla mnie a drugie zielone dla Harry'ego. Podałem je mu a on spojrzał na mnie z wyrzutem.
     
      - Ubierz się, Kochanie - westchnąłem po czym wcisnąłem mu spodenki w ręce.
   
      - Ale... - jęknął - Po co, LouLou? - spytał smutnym tonem używając mojego zdrobnienia. Myślał, że mnie tym ugnie. Nie ma mowy. Nie dam się. Dobra. Przyznaje, że kiedy tak do mnie mówi, czyli rzadko, to mnie to rusza, bo tylko on tak do mnie mówi ale nie. Nie dziś. Idziemy na dwór a ja nie chcę żeby mój chłopak pokazywał się innym w samych bokserskich.
     
      - Harry. Proszę, nie denerwuj mnie. Ubieraj się bez zbędnego narzekania, idź umyj ząbki, wysiusiaj się i za pięć minut widzę Cię na dole na śniadaniu - powiedziałem tak poważnie jak tylko mogłem po czym ucałowałem Harry'ego w czoło i wyszedłem z pokoju. Dam sobie rękę uciąć, że pewnie stał tam w jednym miejscu przez dłuższą chwilę lekko oszołomiony moją stanowczą wypowiedzią.
     
      Zszedłem schodami na dół a uśmiech nie znikał mi z twarzy. Ten dzień zapowiadał się bardzo dobrze: ładna pogoda - co w Londynie jest rzadkością -, uśmiechnięty Harry, który na dodatek nie chce mi się ubrać no i jeszcze ta miła koncepcja spędzenia dnia na dworze, w naszym ogrodzie, na słońcu. Czuję po prostu, że ten dzień będzie naprawdę miły.
     
      Wszedłem do kuchni i pierwsze co to nastawiłem wodę na moją kawę i cappuccino dla Harry'ego. Z szafki nad zlewem wyjąłem nasze kubki z misiami i wsypałem to co było trzeba. Oparłem się o blat i dopiero teraz zauważyłem, że nie ubrałem swoich spodenek. Rozejrzałem się dookoła. Na szczęście wziąłem je ze sobą i położyłem na długim blacie obok lodówki. Szybko tam podszedłem po czym chwyciłem je i założyłem na biodra. Na szczęście zdążyłem nim w pomieszczeniu pojawił się Harry. Złożę się, że odezwałby się by zwrócić mi uwagę czy coś.
     
      - Co Ci zrobić, Skarbie? - spytałem kiedy zajrzał do lodówki. Za chwilę zamknął ją i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się ciepło a on odwzajemnił gest. Nie powiem. Ucieszył mnie ten fakt, bo myślałem, że będzie zły o te hawajki. Ale raczej nie był.
     
      Podszedł do mnie po czym oparł się dłońmi o blat po obu stronach mojego ciała. Zbliżył swoją twarz do mojej, trącił nosem o mój a następnie musnął moje usta. Uśmiechnąłem się do niego a on tylko ucałował mocno mój policzek.
     
      - Płatki czekoladowe jeśli można, LouLou - odparł dumnie. Opuszkami palców musnął skórę mojego brzucha po czym ruszył do salonu. Obserwowałem jeszcze jak wygodnie rozsiada się na kanapie po czym wziąłem się za jego śniadanie.
     
      Jeszcze tylko zalałem kawę i cappuccino. Kiedy zostały one posłodzone z szafki nad moją głową wyjąłem czekoladowe płatki Harry'ego i przysunąłem od lewej strony do siebie fioletową miseczkę stojącą obok mikrofali. Wsypałem do niej płatki tak by wypełniły ją niemalże całą po czym sięgnąłem do lodówki po mleko i zalałem zawartość miski. Włożyłem ją jeszcze do mikrofali a następnie wziąwszy w obie dłonie dwa kubki; jeden mój, drugi Harry‘ego poszedłem do mojego chłopaka. Usiadłem obok niego, odstawiłem kubki na stolik przed nami i spojrzałem na niego. 

       Harry był... Był naprawdę śliczny. Kiedy tak spoglądał na swój kubek jego rzęsy lekko opadały na jego rumiane policzki, które idealnie pasowały do jasnej karnacji. Świetnie kontrastowały co dodawało mu uroku. A na dodatek te przesłodkie dołeczki w policzkach kiedy jego malinowe usta zdobi uśmiech. No i te czekoladowe sprężynki, niesamowicie zielone oczy niczym szmaragdy. Ah...! Nie zapomnijmy o pięknym, wysportowanym ciele, które aż się prosi o moje pieszczoty. Idealnie zbudowana klatka piersiowa, mięśnie pleców doskonale wyczuwalne pod palcami. On cały był piękny. I niech teraz nikt mi się nie dziwi, że się zakochałem. Oczywiście nie patrzę tylko na wygląd, bo Hazz jest cudowny jako chłopak jeśli chodzi o charakter...
     
      - LouLou! - z moich rozmyślań wyrwał mnie donośny głos Harry‘ego. No właśnie...jego głos. Przepiękny głos. Teraz tylko czekać aż będzie krzyczał moje imię kiedy... - Louis, co z Tobą?! - ponownie usłyszałem krzyk Harry‘ego i dopiero kiedy szturchnął moje ramie zderzyłem się z rzeczywistością. - Przez Ciebie płatki mi się zagotowały - jęknął z wyrzutem pokazując mi płatki a raczej to co z nich zostało i niesamowicie gorące mleko.
     
      -Ja... - westchnąłem - Przepraszam, Kochanie. Zamyśliłem się... - wstałem z kanapy po czym ruszyłem za nim kiedy kierował się do kuchni. Szczerze mówiąc troszkę dziwi mnie jego oburzenie. Przecież...sam mógłby ich pilnować. Nie muszę robić wszystkiego za niego. Jest już duży. Przecież sam nie chce żebym go traktował jak dziecko. Ale oczywiście nie powiem mu tego.
     
      - Dobra. Nieważne. Zjem tosty - odparł. Już się nie uśmiechał. Już spieprzyłem sprawę.
     
      - Haz. Naprawdę przepraszam. Nie gniewaj się... - szepnąłem obchodząc go od tyłu po czym objąłem go w pasie. Przesunąłem nosem po jego karku i wtedy się uśmiechnął.
     
      - Nie jestem zły, LouLou - westchnął obracając mi się w ramionach - Nie jestem. Przecież nic się nie stało, nie? To tylko płatki - rzekł z uśmiechem po czym musnął moje wargi - A żeby nie marnować czasu idź nam przyszykować to wszystko na dworze a ja sobie zrobię tosty - odparł a ja przytaknąłem. Dopiłem jeszcze swoją kawę po czym poszedłem na górę.
     
      Wszedłem do naszej sypialni. Świetnie. Nie zamknąłem okna. Szybko więc je przymknąłem. Obróciłem się wokół własnej osi w celu odnalezienia tego czego szukałem. Mój wzrok przykuł ciemnofioletowy koc leżący pod komodą. A niedawno prosiłem Harry'ego by go schował. Oczywiście bez skutków. 
     
      Westchnąłem ciężko po czym podszedłem do szafy i sięgnąłem po koc. Przyłożyłem go nosa i zaciągnąłem się jego zapachem. Nie wiedzieć czemu pachniał perfumami Niall. To naprawdę było dziwne.
   
      Wzruszyłem jedynie ramionami a następnie zszedłem na dół. Harry siedział na długim blacie w kuchni i zajadał chrupiące tosty. Wyglądał przesłodko. Jak taki kroliczek.
     
      Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o porównaniu. Oczywiście nie obyło się bez brudnych myśli. Szybko jednak odsunąłem je od siebie potrząsając lekko głową. Nie powinienem tak o nim myśleć...teraz.

     
      Wszedłem do kuchni. Podszedłem do Harry'go i stanąłem przed nim. Koc odłożyłem na bok i w momencie położyłem dłonie na jego udach. Jego wzrok mimowolnie spoczął na mnie. Dokończył tosta po czym nachylił się do mnie zapewne oczekując buziaka. Nie zastanawiając się szybko przysunąłem twarz do jego i lekko musnąłem jego malinowe wargi. Od razu się uśmiechnął co odwzajemniłem.

     
      - Jestem już po śniadaniu - odezwał się po chwili zeskakując z blatu. Chwycił koc po czym ruszył do salonu a ja za nim - więc możemy już iść na ogród - zatrzymał się i odwrócił do mnie - i się zabawić - szepnął kiedy stanąłem przed nim. Zarzucił mi ręce na szyję a ja się nieźle zdziwiłem. Nigdy się tak nie zachowywał. Dziś jest taki...odważny.

     
      - Harry, co Ty wyprawiasz? - spytałem kiedy z zadziornym uśmieszkiem wpatrywał się we mnie.

     
      - Nic. Po prostu chcę dziś dobrze się z Tobą bawić, Louie - odparł po czym cmoknął mnie w policzek, chwycił moją dłoń i przez tylne drzwi wyszliśmy na ogród.

     
      Hazz stanął na werandzie po czym usiadł na wiklinowym fotelu. Spojrzałem na niego z pretensją a on tylko posłał mi uroczy uśmiech. Westchnąłem jednak z uśmiechem i postawiłem bose stopy na trawniku. Spojrzałem do góry na słońce. Po raz pierwszy od jakiegoś miesiąca mnie oślepiło. Wybrałem idealny dzień na randkę z Harrym.

      Rozłożyłem koc i jako pierwszy na nim usiadłem. Spojrzałem na Harry'ego. Nadal siedział rozłożony i...opalał się? Tak. Hazz się opalał. Westchnąłem tak głośno by usłyszał co się udało, bo od razu spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się do niego i poklepałem miejsce obok siebie a on odwzajemnił gest po czym wstał i ruszył do mnie. Zamiast usiąść obok wdrapał mi się na kolana. Chciałem się odezwać ale uniemożliwił mi to wpijając się zachłannie w moje wargi. Poczułem jak jego dłonie suną się po moich ramionach, za chwilę lądują na szyi a na koniec wplatają się w roztrzepane włosy. Uśmiechnąłem się prosto w jego usta na co on zassał moją dolną wargę. Westchnąłem cicho na ten gest.

      Moje dłonie momentalnie znalazły się na nagich plecach Harry'ego. Były niesamowicie umięśnione od jego tańca. Automatycznie wróciły wspomnienia. Te chwile kiedy zawoziłem Harry'ego na jego treningi, kiedy przychodziłem na występy. Uwielbiałem patrzeć jak idealnie się porusza w rytm muzyki. Jak świetnie się czuje na scenie. On przecież kochał scenę a scena kochała jego. Dlaczego to wszystko się tak nagle skończyło?

      Moje oczy zaszły łzami. Chciało mi się płakać. Tak bardzo chciałem, żeby tamten Harry wrócił. W takim się zakochałem. Nie, że teraz już go nie kocham. Kocham. I to bardzo mocno. Ale brakuje mi tego tancerza...

       Szybko odrzuciłem myśli na bok. Nie chciałem, by Haz to zauważył. Wróciłem do rzeczywistości i kiedy spostrzegłem, że loczek wciąż zachłannie pieści moje wargi uśmiechnąłem się a łzy pod przymkniętymi powiekami zniknęły. Objąłem go mocno w pasie i w momencie gdy w ogóle się tego nie spodziewał  przewróciłem go na plecy. Nasze usta odkleiły się od siebie a on się głośno zaśmiał. Usiadłem na nim okrakiem i przyglądałem się jego radości. Kocham kiedy jest taki szczęśliwy jak dziś. Nie mogłem oderwać wzroku od tego jego uśmieszku i dołeczków w policzkach, które mu zawsze przy tym towarzyszyły.

      Kiedy przestał słodko chichotać spojrzał na mnie. Posłałem mu ciepły uśmiech a on złapał mnie za ramiona i przyciągnął bliżej siebie. W momencie moje oczy zajrzały w jego i na odwrót. Był szczęśliwy. Widziałem to.

      Trąciłem nosem jego a on przymknął oczy na ten gest uśmiechając się nieśmiało. Musnąłem delikatnie jego wargi po czym przycisnąłem usta do jego policzka. Dłonie wplotłem w jego loczki. On natomiast swoje dłonie ułożył na moich plecach kiedy ja całowałem go po szyi. Słyszałem tylko jak cicho wzdychał.

      Za chwilę znów na niego spojrzałem. Zaczesałem palcami jego grzywkę do tyłu. Podziękował mi uśmiechem po czym przejechał opuszkami po moim policzku. Lekko dotknął moich warg a ja wiedziałem, że chce coś powiedzieć. Ucałował mnie w kąciku ust i po chwili się odezwał:

      - Kocham Cię, LouLou - szepnął a w jego zielonych oczętach stanęły łzy. Uśmiechnąłem się blado.

      - Ja Ciebie też kocham, Aniołku. Bardzo Cię kocham - odparłem ścierając kciukiem łzę, która spłynęła po jego bladym policzku. Uśmiechał się więc było dobrze.


      Po raz kolejny musnąłem jego wargi. Troszkę dłużej niż na chwilę moje usta przylegały do jego. Zaraz jednak przeniosłem się na szyję pozostawiając na niej czerwony ślad po czym utorowałem sobie ścieżkę z pocałunków przez jego klatkę piersiową, po brzuch i zatrzymałem się na linii spodenek. Harry cały czas wzdychał cicho kiedy mój język wirował po jego brzuchu. W momencie kiedy przygryzłem lekko delikatną skórę koło pępka on niemalże pisnął jak mała dziewczynka. Uśmiechnąłem się dumnie. Chciałem zrobić to jeszcze raz ale ktoś musiał mi w tym przeszkodzić.

      - Ej! Chłopaki. Może tak trochę się opanujcie, co? Bo mi siostrzenicę straszycie - odezwał się Ted. Momentalnie się wyprostowałem i spojrzałem na niego krzywo a Haz głośno jęknął niezadowolony.

      - Poczekaj, Kochanie - szepnąłem Harry'emu na ucho. On spojrzał na mnie wyraźnie zły - Tylko coś z nim załatwię - dodałem całując go w policzek po czym ruszyłem do płotu sąsiada.

      - Co jest? - spytałem opierając się na pomalowanych na ciemny brąz deskach.

      - Przyszła moja siostra z córką. Mała ma cztery latka i już od furtki Was zauważyła. Pytała co Ci panowie robią. Louis, weź. Nie straszcie mi dziecka - jęknął - Zakryjcie się jakoś...albo najlepiej idźcie do domu - zaproponował.

       - Ted, błagam - westchnąłem - Po raz pierwszy od kilku dni nie pada. Wziąłem sobie wolne specjalnie dla Harry'ego. Chcemy więc ten czas spędzić na dworze. Jest naprawdę ładna pogoda a Haz w końcu jest szczęśliwy... Nie możesz małej zabrać do domu? - spytałem spoglądając na dziewczynkę i jej mamę siedzące na werandzie.

       - Louis... - zaczął.

       - Ted - przerwałem mu - Proszę Cię, zrób to dla mnie. Dla Harry‘ego - szepnąłem. On jedynie westchnął więc widziałem, że się zgodził - Dzięki - dodałem po czym uradowany wróciłem do mojego chłopaka.

      Usiadłem z powrotem na kocu i przyglądałem się Tedowi jak wraz z siostrą i tą małą idzie do domu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Momentalnie wzdrygnąłem się kiedy poczułem ciepłe usta Harry'ego na moim karku. Przymknąłem oczy, by oddać się temu ale on niespodziewanie przerwał.

      - Haz? - odwróciłem się do niego. Posłał mi szczery uśmiech a ja zachichotałem.

      Usiadłem naprzeciw niego po turecku a on zrobił to samo. Wyciągnął ręce w moją stronę. Przechyliłem głowę lekko w prawo nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. On tylko westchnął i chwycił moje dłonie. Splótł nasze palce i po chwili pociągnął mnie za ręce do siebie. On upadł na plecy a ja na niego. Ponownie dzisiejszego dnia wybuchł śmiechem. Spojrzałem na niego zdezorientowany a on w odpowiedzi musnął moje usta.

      - Lubię Cię takiego - szepnąłem mu na ucho.

      - Jakiego? - spytał wplatając place w moje włosy.

      - No takiego. Takiego szczęśliwego. Kocham Cię takiego - odparłem szczerze zaczesując jego loki do tyłu. Musnąłem jego nosek a on uśmiechnął się uroczo.

      - A ja lubię kiedy mnie dotykasz. Kocham to - odrzekł szeptem przymykając oczy.

      Uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem na nim okrakiem. Spojrzał na mnie spod tych długich, czarnych rzęs i uśmiechnął się kiedy przesunąłem opuszkami po jego brzuchu z góry do dołu. Wbiłem lekko paznokcie w jego delikatną skórę po czym w ten sposób znów zjechałem w dół aż do podbrzusza a Harry cicho jęknął wyginając się w łuk. Uśmiechnąłem się dumnie.

      Zsunąłem się niżej siadając na jego łydkach i zahaczyłem dwoma palcami o gumkę jego spodenek. W momencie otworzył oczy a ja zdjąłem z jego bioder jego zielone hawajki. Ponownie usiadłem na jego kroczu i nachyliłem się po pocałunek.

      - Lou, czy Ty coś kombinujesz? - spytał kiedy oderwałem się od jego ust.

      - Shhh... - szepnąłem  muskając jego szyję. Ponownie utorowałem sobie ścieżkę pocałunków w dół jego brzucha.

      Zatrzymałem się przy linii jego bokserek. Wsunąłem palce pod gumkę i podobnie jak spodenki zdjąłem z niego bieliznę jednym ruchem. Westchnął kiedy poczuł przyjemny powiew w tych okolicach. Uśmiechnąłem się po czym przejechałem językiem po spierzchniętych wargach. Osunąłem się jeszcze niżej a następnie nachyliłem nad jego już twardym penisem.

      Ucałowałem delikatnie jego kość biodrową, następnie językiem sunąłem w dół po jego podbrzuszu. Jęknął cicho kiedy ucałowałem główkę jego penisa. Nie zamierzałem zrobić mu dobrze. Po prostu chciałem go podotykać. Tak jak on tego chciał.

      Przesunąłem koniuszkiem po całej jego długości. Odnalazłem jego dłoń i splotłem nasze palce. Lekko musnąłem jego jądra i on troszkę głośniej jęknął. Ponownie ucałowałem jego wrażliwe podbrzusze a wtedy...

      - Boże. Chłopaki, wszędzie Was szukam - na ogród przez tylne drzwi wtargnął Zayn - Ja... O! - jęknął kiedy nas zobaczył. Harry szybko wyskoczył spode mnie i zawinął się kocem, na którym leżeliśmy powodując, że ja spadłem. Westchnąłem głośno przymykając oczy wyraźnie zdenerwowany - Boże. Ja nie wiedziałem. Przepraszam - jęknął Mulat chowając twarz w dłoniach.

      - Wyjdź - powiedziałem stanowczo wskazując mu palcem drzwi. Nadal z zamkniętymi oczami wszedł do domu.

      Ja natomiast wstałem, obejrzałem się na Harry'ego, który wciąż się chował i ruszyłem do domu. Wszedłem do środka i zastałem Zayna, który wyraźnie kierował się do wyjścia.

      - Poczekaj - zawołałem a on się zatrzymał i obrócił do mnie - Błagam Cię. Następnym razem dzwoń.

      - Dzwoniłem - odparł spokojnie.

      - Eh... - westchnąłem - Więc jak nie odbieram to... Zresztą. Nieważne. Po co przyszedłeś?

      - Chciałem pogadać. Ale... Jesteś zajęty. Przerwałem Wam w nieodpowiednim momencie. Harry teraz pewnie będzie na mnie wściekły. Przepraszam... - westchnął wyraźnie zażenowany tym wszystkim. Było mu wstyd.

      - O czym chciałeś podgadać?

      - To...już nieważne. Może poczekać. Idź do Harry'ego. Jeszcze raz przepraszam - odwrócił się do wyjścia.

      - A to coś ważnego? - spytałem kiedy cisnął klamkę w dół.

      - Tak jakby. Ale później pogadamy.

      - Okej - odparłem a on wyszedł.

      Stałem chwilę w miejscu po czym znów ciężko westchnąłem i wróciłem do Harry'ego. Nadal leżał na trawie zwinięty w kłębek. Momentalnie zrobiło mi się go żal. Teraz już byłem pewny, że dzień jak i jego humor się popsuł.

      Podszedłem do niego i usiadłem obok. Położyłem dłoń zapewne na jego plecach a moim uszom dobiegł cichy...szloch. Niestety Haz płakał. Przymknąłem na chwilę oczy. Miało być tak dobrze. Już myślałem, że mu się poprawia ale nie. To tylko cisza przed burzą. Od razu zrobiło mi się smutno. Słysząc jak on płacze zepsuł mi się humor.

      - Aniołku... - szepnąłem głaszcząc go po plecach - Kochanie, chodź do mnie - poprosiłem próbując zdjąć z niego koc. Za chwilę obrócił się w moją stroną i zaraz usiadł. Był cały zapłakany - Chodź do domu - odparłem za chwilę a słońce, które przez cały dzisiejszy dzień świeciło zostało zasłonięte przez chmury.

      Pomogłem mu wstać, chwyciłem jego rzeczy i tuląc go do siebie weszliśmy do domu. Zaprowadziłem go na kanapę w salonie, poprosiłem by się ubrał a sam poszedłem do kuchni by nalać mu coś do picia. Jego kubek z misiem zapełniłem do połowy sokiem pomarańczowym i wróciłem do niego. Usiadłem obok a kubek odstawiłem na stół. 
Spojrzałem na niego. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą a w jego oczach wciąż stały łzy.

      - Skarbie... - szepnąłem obejmując go mocno. Jęknął cicho a ja przykryłem go kocem - Nic się nie stało, Kochanie - odparłem tłumacząc sytuację sprzed kilku chwil - Zayn nic nie widział. To nic takiego - ucałowałem go w czubek głowy.

      - Wiem - pociągnął nosem - Wiem, Lou.

      - To nie płacz, Słońce - poprosiłem tuląc go do siebie jeszcze bardziej.

      - Nie mogę - jęknął a po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy - Nie mogę przestać...

      - Płakać? Nie możesz przestać płakać? - spytałem by się upewnić czy dobrze rozumiem a on w odpowiedzi przytaknął lekko głową - Oj, Skarbie... - westchnąłem i ponownie ucałowałem go we włosy. Kiwałem go to do przodu, to do tyłu chcąc go uspokoić kiedy tak cichutko łkał. Udało mi się, bo po chwili zasnął.




      Powoli zbliżała się godzina osiemnasta. A dziś był piątek co oznaczało wizytę u Alice. Ja już ubrany i gotowy do wyjścia czekałem aż Haz wyjdzie z łazienki. Za chwilę musieliśmy już jechać a on nadal tam siedział. Byłem na niego bardzo zdenerwowany ale starałem się tego nie pokazywać. Przecież nie mogę pozwolić, by dziś było z nim jeszcze gorzej na dodatek przeze mnie. Westchnąłem tylko i ponowiłem pukanie.

      - Harry. Musimy już iść. Szybciej Kochanie - poprosiłem spokojnie.

      - Już, LouLou. Chwilka - odparł a zaraz drzwi się otworzyły. Wyszedł, posłał mi blady uśmiech i zszedł schodami na dół. Nie zamierzałem pytać czemu tak długo tam siedział. Chciałem, byłem ciekawy ale nie mogłem tego zrobić. Hazz musi być pewny, że mu ufam.

      Zszedłem za nim do korytarza i nałożyłem buty. Spojrzałem na niego. Był już gotowy więc spokojnie wyszliśmy z domu. Podałem mu kluczyki do samochodu a sam zamknąłem drzwi od domu. Upewniając się, że na pewno są zamknięte podszedłem do samochodu. Usiadłem na swoim miejscu, miejscu kierowcy po czym włożyłem kluczki do stacyjki. Przed odpaleniem samochodu spojrzałem na Harry'ego. Siedział spokojnie oparty o boczną szybę i wpatrywał się w dal, przed siebie. Nie miał humory od tamtego incydentu. Mi też się zresztą popsuł. Potrząsnąłem głową odrzucając od siebie wszystkie myśli po czym odpaliłem.

      Po pół godzinie byliśmy już na miejscu i siedzieliśmy przed gabinetem Alice. Za chwilę brunetka wychyliła się przez drzwi i poprosiła nas do środka. Wstałem szybko i obserwowałem jak Harry chwilę jakby się zastanawia po czym wyraźnie niechętnie wstaje.

      Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca naprzeciw kobiety. Posłała nam przyjazny uśmiech i tak jak za pierwszym razem najpierw zapisała coś w swoim notesie a następnie spojrzała na nas.

      - To...który dziś pierwszy? - spytała z przyjaznym uśmiechem. Zapanowała chwila ciszy między nami a zaraz Hazz wstał i po prostu wyszedł do pokoju obok - Więc stwierdzam, że ponownie Ty, Lou.

      - Mhm - mruknąłem w odpowiedzi.

      - To od czego zaczniemy?

      - Nie wiem... - westchnąłem.

      - Przepraszam, że pytam ale stało się coś? - przechyliła głowę lekko w bok.

      - Nie. W zasadzie. Tak. To znaczy...

      - Może po prostu zaczniemy od tego? Za każdym razem będziesz mi mówił jak Wam minął dzień. Może tak dotrę do Harry'ego...

      - Dobrze - przytaknąłem - Może tak być.

      - Więc... Powiedz mi co się dziś stało.

      - To może zacznę od początku. To było tak... Dzień naprawdę ładnie nam się zaczął. Wziąłem wolne w pracy, by przeprosić go za wczoraj. Um...wczorajszy dzień...to nieważne. No więc... postanowiliśmy z Harrym, że dzień spędzimy na dworze, na ogrodzie. No i leżeliśmy sobie na kocu. Było naprawdę miło. Harry wciąż się uśmiechał. Myślałem, że wszystko wraca do normy i wystarczyło po prostu spędzić z nim trochę czasu. I było tak do momentu kiedy... Ugh.  Harry był nagi. A ja...całowałem go po całym ciele - zarumieniłem się - Było mu dobrze. Podobało mu się. Ale niestety Zayn, mój przyjaciel, nas nakrył. Wtedy Harry...rozpłakał się. Starałem się mu wytłumaczyć, że to nic takiego, że nic się nie stało. On powiedział, że wie, więc poprosiłem go by przestał płakać. Ale powiedział, że nie może. Że nie może przestać... - urwałem na chwilę - Co to może znaczyć? Że nie może przestać płakać? - spytałem a ona na chwilę się zamyśliła.

      -Nie mógł przestać płakać - szepnęła jakby do siebie - Musiałabym z nim o tym porozmawiać. Pozwolisz, że teraz jego kolej? - wstała i podeszła do drzwi tamtego pokoju. Kiwnałem głową i również wstałem a ona poprosiła Harry'ego.

      Wszedł do pokoju. Na szczęście nie płakał. Podszedłem do niego i na chwilę przycisnąłem swoje wargi do jego. Przytuliłem go mocno i szepnąłem, że będzie dobrze po czym ucałowałem we włosy i wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi.

      Narrator 
   
            Harry usiadł na przeciwko Alice a ona uśmiechnęła się do niego jak to miała w zwyczaju. Widząc, że Harry nie ma zamiaru odwzajemnić gestu szybko spoważniała i spuściła głowę na swoje notatki. Chłopak westchnął, wtedy ponownie na niego spojrzała. Widziała, że nie jest dziś w za dobrym humorze. Żeby nie denerwować go jeszcze bardziej odgarnęła włosy do tyłu, oparła się plecami a fotel i zaczęła:
      - Harry... - szepnęła jego imię - Mam propozycję. Na każdej wizycie będę Cię wypytywać o Twój miniony dzień lub tydzień. Zgadzasz się? - spytała spokojnie a on przytaknął jej skinieniem głowy - Więc... może powiedz mi jak minął Ci ten tydzień od czasu ostatniego spotkania, hm?

      - Um... - Harry zastanowił się na chwilę - Całkiem miło - odparł beznamiętnie.

     - Dobrze - Alice mruknęła jakby do siebie - A środa. Co robiłeś w środę?

      - W środę... Danielle nie przyszła. Lou załatwił, że został ze mną Niall. I jego dziewczyna - siostra Lou.

      - I jak było? Lepiej niż z Danielle?

      - Nie. Nikt nie jest lepszy od Danielle - odparł poważnie.

      - Rozumiem. I co było dalej?

      - Potem przyjechał Lou. Od razu było lepiej. Oni sobie poszli a my zostaliśmy sami i ja... - urwał na chwilę zastanawiając się czy mówić dalej.

      - Ty co? - ponagliła go.

      - Ugh - westchnął głośno - Tańczyłem. Z Lou - szepnął.

      - Tańczyłeś? - spytała lekko zszokowana - Przecież... już tego nie lubisz - zauważyła coś zapisując.

      - Wiem. Ale Lou lubi kiedy tańczę. A wtedy leciała muzyka... i miałem lepszy humor...

      - ...i zatańczyłeś dla niego? - Alice dokończyła za Harry'ego.

       - Chyba tak... - odparł cicho.

      - Chyba? Więc nie jesteś pewien.

      - Jestem. Tak, zatańczyłem dla niego. Jestem pewny - odrzekł bardzo poważnie, by potwierdzić swoje przekonanie. Jednak Alice w to zwątpiła wyczuwając w jego głosie zdenerwowanie. Jakby nie mówił jej wszystkiego.

      - Dobrze. A czwartek? Jak Ci minął czwartek?

      - Nie było miło. Bo Lou zniknął - urwał myśląc, że Alice coś powie. Jednak ona milczała czekając na jego kontynuację - Tak jak zawsze przyjeżdżał o osiemnastej tak wczoraj przyjechał po dwudziestej. Bałem się. Bałem się o niego... że coś mu się stało. Ale on powiedział, że spotkanie mu się przedłużyło w pracy - powiedział na jednym wdechu a łzy zaczęły mu się gromadzić w oczach.

      - Więc pewnie tak było - wtrąciła się brunetka.

      - Nie. Nie było tak. Zadzwonił by. Powiedziałby, że się spóźni. Ale tego nie zrobił... - westchnął przecierając piąstkami oczy.

      - Na pewno nie miał czasu... - szepnęła chwytając Harry'ego za dłoń. On przytaknął wiec odczekała chwilę i znów zaczęła - A jak minął dzisiejszy dzień?
 
      - Lou już pewnie pani powiedział - zauważył.

      - Tak. Powiedział - przytaknęła.

      - Więc po co mam pani o tym mówić, skoro już pani wie?

      - Bo chcę usłyszeć Twoją wersję.

      - Po co?

      - Bo jest mi to potrzebne. Więc?

      - Nie powiem.

      - Ale Harry...

      - Nie powiem! Pani wie jak było. Nie powiem - Harry niemalże krzyknął a łzy spłynęły po jego policzkach.

      - Dobrze. Spokojnie. Tylko nie płacz. Nie musisz mówić - Alice starała się go uspokoić przyjaznym tonem głosu.

      - Mhm - mruknął.

      - Więc... dlaczego płakałeś?

      - Nie wiem. Po prostu...

      - Dobrze. To powiedz mi dlaczego w niektórych sytuacjach zdarza Ci się płakać?

      - Nie wiem. Łzy cisną mi się same do oczu. Nie umiem tego powstrzymać - szepnął łamiącym się głosem.

      - Nie wiesz... - powiedziała sama do siebie ponownie zapisując informacje - A jesteś w stanie powiedzieć ile razy w tym tygodniu płakałeś?

      - W sensie, że przez te cztery dni?

      - Tak.

      - Um... Cztery...

      - Każdego dnia? - spytała a Harry przytaknął - A w jakich momentach?

      - Raz u pani. Potem jak tańczyłem z Lou... ale to wzruszenie. Wczoraj jak Lou wrócił później i dzisiaj jak Zayn...przyszedł.

      - Mhm - Alice mruknęła ponownie zapisując słowa Harry'ego - Więc... myślę, że najpierw zajmiemy się Twoim płaczem. Dziś to wszystko. Dziękuję - odparła po czym wstała od biurka. Gestem poprosiła, by Harry również wstał. Do pokoju zaprosiła Louis'ego, który ponownie wymienił się pocałunkiem z Harrym i zamienił miejscami.

      Koniec   
      Usiadłem na przeciwko Alice i spojrzałem na nią wyczekującą. Brunetka przejrzała swoje notatki po czym spojrzała na mnie. Splotła dłonie na biurku i tym razem się nie uśmiechnęła.

      - Na razie nie dowiedziałam się niczego konkretnego. To normalne, bo to dopiero pierwsza wizyta tak więc... Wiem tyle, że Harry...on coś ukrywa. Nie wierzę, że płacze tak po prostu i nie może przestać. To jest niemożliwe. Coś go męczy i trzeba się dowiedzieć co. On płacze w konkretnych momentach...które mu coś przypominają. Jestem tego pewna. Mówiłeś, że on płacze i...

      - ...nie chce wychodzić z domu i przestał tańczyć... - szepnąłem spuszczając wzrok.

      - Właśnie. Wydaje mi się, że te dwie rzeczy powoduję, że on płacze. Nie mówię, że to konkretny powód, że przestał tańczyć i dlatego płacze ale... chodzi mi oto, że...nie wychodzi z domu i nie tańczy z jakiegoś powodu. Niektóre sytuacje mu o tym przypominają i dlatego płacze. Takie jest moje przypuszczenie - stwierdziła Alice a mnie zamurowało. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.

      Westchnąłem głośno i odchyliłem się na krześle. To za dużo.

      - Na początek zajmę się tym płakaniem. W jakich momentach Harry płacze. Może w ten sposób dojdę do powodu... - odparła a ja przytaknąłem - To tyle na dziś. Dziękuję - wstała po czym podała mi rękę a ja odwzajemniłem gest.

      Za chwilę do gabinetu wszedł Hazz. Nie wyglądał na szczęśliwego tak jak to miałem okazję widzieć go jeszcze przed śniadaniem. Był...był wyraźnie przybity. Widziałem to w jego oczach mimo bladego uśmiechu na jego usteczkach. Szybko wziąłem go w swoje ramiona, ucałowałem we włosy i czym prędzej wróciliśmy do domu. Od dziś naprawę będę na niego uważał. Coś albo ktoś go skrzywdził a niektóre momenty z naszego życia mu o tym przypominają. Teraz się postaram, by tak nie było. Choć nie wiem co to za momenty... Jednak będę się starał...


>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<

piątek, 8 marca 2013

Dodatek - Kolacja przy świecach.

Hej Pieszczoszki!! Tak jak obiecałam niedawno - mamy NIESPODZIANKĘ w formie dodatku do rozdziału siódmego. Szczerze mówić to jestem naprawdę z niego zadowolona. Jest cholernie słodki! ;)) I o to właśnie mi chodziło. I w ogóle musiałam to napisać, bo w rozdziale brakowało mi czegoś o TO wydaje się być świetnym pomysłem.   
I to tak jakby prezent z okazji Dnia Kobiet. Wszystkiego najlepszego!! :D
A teraz chcę się wziąć za shoty tylko powiedzcie mi jaki chcecie najpierw przeczytać, bo nie wiem, który zacząć pisać ;P KLIK
No i jeszcze zapraszam na prolog do BMPD!! A właśnie! Jak Wam się podoba nowy wystrój blogów i nagłówki? :D
Obra. Już nie przeszkadzam.. :)
ENJOY!!!



  
      Poprosiłem, by Harry usiadł sobie wygodnie na kanapie a ja się wszystkim zajmę. Nie umiem gotować tak dobrze jak on ale przynajmniej się postaram.W końcu muszę mu to jakoś wynagrodzić.  Nie lubię go okłamywać ale w tym momencie to było konieczne. Nie mogłem mu ot tak po prostu powiedzieć, że mój tata jest w więzieniu, i to z mojej winy. To by nie była dla niego za miła wiadomość. No i jakby się poczuł ze świadomością, że jesteśmy razem prawie rok a ja mu o tym nie powiedziałem. Zresztą, kiedyś i tak będę musiał mu o tym powiedzieć, tak czy siak. No ale nie teraz, nie w tym momencie. To nie jest odpowiednia pora na takie wyznania. Powiem mu...kiedyś..

      Harry przykrył się różowawym kocykiem z kanapy a ja wziąłem się za przygotowywanie kolacji. Wyjąłem z szafki najpotrzebniejsze składniki. Postanowiłem, że zrobię sałatkę owocową, bo to jedyne co teraz przychodziło mi do głowy i chyba jedyne co potrafiłem dobrze zrobić, by zjeść to ze smakiem.

      Wyjąłem cztery banany, sześć kiwi, ileś tam śliwek z lodówki, pozostałych po ostatnich zakupach, dwie brzoskwinie, garść rodzynek i jogurt truskawkowy. Lepiej będzie jak wezmę dwa.

      Banany pokroiłem w plasterek, tak samo jak kiwi i brzoskwinie. Wrzuciłem wszystko do dużej, niebieskiej misy. Ze śliwek wyjąłem pestki i również krojąc je na plasterki wrzuciłem je do misy a następnie dorzuciłem do całości rodzynki.Zalałem wszystko jogurtami, wsypałem jeszcze dwie łyżeczki kakao i łyżkę cynamonu po czym wymieszałem wszystko. Oby Harry'emu smakowało.

Gotowe danie schowałem do lodówki. Z szuflady wyjąłem dwa widelce a z wysokiej szafki dwa kieliszki po czym trzymając wszystko w rękach wyszedłem z kuchni i rozstawiłem to na stole w jadalni.

      -Już, Louie? - spytał Hazz wyglądając zza kanapy. Obróciłem się, podszedłem do niego i uklęknąłem przed oparciem na którym trzymał główkę i ucałowałem go w nosek.

      -Wolisz sok pomarańczowy czy wino? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie przeczesując jego loki a on na ten gest przymknął oczy.

      -Mmm... - zamyślił się uśmiechając się delikatnie. - Niech będzie wino. Czerwone.

      -Okey, wino. - powtórzyłem po czym wstałem i wróciłem do kuchni.

      Z szuflady wyjąłem jeszcze dwie świece a z lodówki wygrzebałem to wino i zaniosłem wszystko na stół. Zauważyłem, że Hazz się przyglądał jak wszystko przygotowywałem. Jego główka obracała się to w lewo, to w prawo, zależy w którą stronę szedłem.

      Kiedy już wszystko było przygotowane i na stole widniała misa z sałatką stwierdziłem, że możemy zasiąść do kolacji. Podszedłem do Harry'ego i wyciągnąłem w jego stronę rękę. Uśmiechnięty chwycił moją dłoń i w podskokach poszedł ze mną do jadalni.

      Dopiero teraz zauważyłem, że nadal miał na sobie swoją pidżamkę; czerwone spodnie w kratkę i biały podkoszulek. Ale i tak wyglądał wspaniale, nieważne co miał na sobie.

      Podeszliśmy do stołu. Odsunąłem krzesło a Hazz wcisnął się szczelinie po czym z powrotem je przysunąłem a on usiadł. Ja usiadłem naprzeciwko niego. Uśmiechał się i był szczęśliwy a to przecież było zwykła kolacja. Jednak dla niego to było coś wyjątkowego. Od dawna nie organizowaliśmy czegoś takiego. Wiedziałem, że mu się spodoba.

      Sięgnąłem po wino stojące na środku stołu po czym nalałem sobie i Harry'emu po połowie kieliszka. Chłopak się oblizał na widok czerwonego trunku a ja wpatrywałem się w niego jak w obrazek.

      -Nałożyć Ci czy...? - zapytałem spoglądając na sałatkę.

      -Jeśli możesz... - odparł Hazz a ja nałożyłem mu na talerzyk dwie łyżki sałatki po czym zrobiłem to samo dla siebie.

      Oboje chwyciliśmy widelce i rozpoczęliśmy konsumpcję. Sądząc po minie Harry'ego smakowało mu. Pałaszował, aż uszy mu się strzęsły. Muszę przyznać, że byłem z siebie dumny, bo naprawdę sałatka była przepyszna. Do tej pory nie przygotowałem tak dobrej. Ale nie to było najważniejsze.

      -Smakuję Ci? - spytałem odruchowo biorąc łyk wina.

      -Oczywiście, że tak. - przyznał wpychając sobie do buzi owoce oblane jogurtem. - To jest przepyszne Lou. - przełknął po czym przetarł usta nadgarstkiem.

      -Cieszę się. - przyznałem.

      -Uwielbiam kiedy gotujesz. - odparł po chwili cieszy a ja spojrzałem na niego zdziwiony.

      -Przecież ja nie umiem gotować. - zaśmiałem się poprawiając grzywkę.

      -Ale jak chcesz to potrafisz. - stwierdziłem pewnie nachylając się do przodu po czym chwycił moją dłoń.

      -Dziękuję. - uśmiechnąłem się zawstydzony. Teraz z pewnością moje policzki zrobiły się purpurowe. Nigdy wcześniej nic takiego mnie nie spotkało. Nie, odkąd jestem z Harrym. Nigdy nie zarumieniłem się przez niego, a wręcz przeciwnie. To ja sprawiałem, że jego policzki przybierały kolor czerwony. Ale jego komplement wobec mnie był taki miły...

      W najbliższe dwadzieścia minut kolacja została zjedzona a butelka wina wypita do połowy. Ja nic nie czułem ale wiedziałem, że Harry'emu oczka się świeciły. Hazz ma bardzo słabą głowę do alkoholu więc jedynie modliłem się by nie wpadł na nic głupiego. Bo to by naprawdę źle się skończyło.

      Szybko posprzątaliśmy ze stołu zostawiając wszystko w kuchni po czym bez prysznica, stwierdzając, że jutro się wykąpiemy ruszyliśmy wolnym krokiem do naszej sypialni. Zdjąłem z Harry'ego jego białą koszulkę rzucając ją na podłogę i kiedy zająłem się jego szyją on zaczął majstrować przy pasku moich spodni. Odpiął i zsunął je z moich nóg a ja odkleiłem się od niego zostawiając na jego delikatnej skórze zaczerwienioną plamkę. Spodnie odsunąłem nogą gdzieś w bok po czym podszedłem do łóżka po drodze rozpinając swoją białą koszulę a Hazz podążył za mną zdejmując swoje spodnie.

      Położył się na łóżku a ja zaraz obok. On leżał na plecach a ja na boku wpatrując się w niego podpierając się ręką. Tak ślicznie się uśmiechał. Zjechałem dłonią z jego włosów, sunąc po brzuchu i zatrzymałem się na czarnych bokserkach. Wsunąłem pod gumkę kciuk po czym spojrzałem na Harry'ego. Wpatrywał się we mnie i zdecydowanie nie było w nim widać żadnego zaprzeczenia więc jednym ruchem zdjąłem bieliznę.

      -Lou, co się tak rozpędzasz? - spytał Harry przymykając oczy.

      -Ja? Nie. Po prostu wiem, że lubisz spać nago. - odparłem w obronie uśmiechając się szczerze i głaszcząc jego biodro.

      -Tłumaczy się tylko winny, kochanie. - powiedział czochrając moje włosy p[o czym przewrócił się na bok, tyłem do mnie a we mnie coś drgnęło.

      Przybliżyłem się do niego i dłonią zgarnąłem dwa loczki za jego uszko. Przybliżyłem usta do niego i przygryzłem jego płatek a Hazz jakby pisnął. Uśmiechnąłem się pod nosem oplatając jego brzuch ręką po czym przyłożyłem dłoń w miejscu gdzie znajduje się jego serce.

     -Jestem winny tylko jednej rzeczy, Słońce.. - szepnąłem przymykając oczy czując szybkie bicie jego serduszka.

      -Jakiej? - spytał cicho odnajdując moją dłoń na swoim torsie s splótł nasze palce.

      -A takiej, że się we mnie zakochałeś. - odparłem w miarę poważnie składając delikatny pocałunek na jego cieplutkim policzku.

      Poczułem, że Harry ma zamiar się obrócić więc odsunąłem się lekko a on obrócił jedynie swoją główkę z burzą czekoladowych loków, pachnących truskawkami, by spojrzeć na mnie. W jego pięknych, szmaragdowych oczkach ujrzałem...radość, co potwierdzał uśmiech na jego malinowych ustach.

      -Z tym akurat muszę się zgodzić. To Twoja wina. - odparł przykładając cieplutką dłoń do mojego policzka a ja nachyliłem się lekko do niego by móc go pocałować co od razu odwzajemnił.

      Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Ucałowałem go jeszcze w czoło po czym odsunąłem się nieco i ułożyłem na boku. Hazz po chwili zrobił to samo co przyczyniło się do tego, że zaczęliśmy się w siebie wpatrywać.

      Położyłem dłoń na jego pasie po czym przyciągnąłem go do siebie a on wcisnął swoją loczkowatą główkę pod moją brodę muskając ustami mój obojczyk.

     -Louie, wiesz, że Cię kocham? - spytał cicho muskając ciepłym oddechem moja skórę.

      -Oczywiście, że wiem, kochanie. Ja też Cię...

      -Ale ja nie mówię tego ot tak sobie. - przerwał mi odsuwając się ode mnie by spojrzeć na mnie a ja patrzyłem na niego lekko zdziwiony jego słowami. - Ja na prawdę bardzo Cię kocham Lou. Nawet sobie nie wyobrażasz jak mocno. Bo widzisz, ja... - zaczął a ja słuchałem z z zaciekawieniem i nie odezwałem się słowem, by mógł kontynuować. - Ja... nigdy nie byłem zakochany. No oczywiście, że było kilku chłopaków na których mi zależało ale...to było tylko zauroczenie. Nikogo nie kochałem tak mocno jak teraz Ciebie. - przystanął na chwilę by odetchnąć przymykając oczy po czym za chwilę je otworzył i kontynuował. - Tak bardzo bym chciał być z Tobą na zawsze, chciałbym spędzić z Tobą życie. Chciałbym... każdego ranka budzić się obok Ciebie, spędzać z Tobą każdą chwilę. Kto wie, może i nawet mieć z Tobą dzieci... - uśmiechnął się.

      -Dzieci? - spytałem lekko zszokowany ale z uśmiechem.

      -Mhmm... - zamruczał. - Tyle rzeczy chciałbym z Tobą zrobić, ale teraz nie jestem w stanie ich wymienić. - zachichotał. - Czuję, że jesteś tym jedynym. - chwycił moją dłoń i położył w miejscu gdzie znajdowało się jego serce. Po raz drugi poczułem jego bicie. - Czuję to właśnie to - w sercu. A jeśli miałbym zacząć tańczyć, to tylko dla Ciebie. - dodał nieco ciszej. Uśmiechnąłem się i poczułem, ze w oczach zbierają mi się łzy. To co powiedział było takie szczere. Najpiękniejsze słowa wobec mnie jakie kiedykolwiek usłyszałem.

      -Harry... - szepnąłem kiedy on starł łzę spływającą po moim policzku. - Ja Ciebie też kocham. - odparłem a Hazz uśmiechnął się ciepło p[o czym przysunął się bliżej mnie i sprawił, że nasze usta się spotkały.

      -A dlaczego mnie kochasz? - spytał chcąc usłyszeć ode mnie miłe słowa. Westchnąłem zastanawiając się dlaczego tak jest i po chwili zacząłem.

      -Ponieważ jesteś mój. - odparłem wytwarzając sobie w głowie kolejne argumenty. - Ponieważ potrzebujesz miłości. I gdy na mnie patrzysz czuję się jak bohater. Jest tak od chwili kiedy po raz pierwszy na mnie spojrzałeś. Kocham Cię, ponieważ gdy Cię dotykam czuję się najbardziej męskim z mężczyzn... - urwałem by go delikatnie ucałować w czoło.

      -Ja też Cię kocham. - odezwał się.

      -A dlaczego Ty mnie kochasz. - użyłem jego broni.

      -Ponieważ gdy Cię dotykam sprawiam, że czujesz się najbardziej męskim z mężczyzn. - odparł a ja zachichotałem chowając nos w jego lokach. - Ponieważ nikt nie mógłby nigdy oskarżyć naszej miłości. Bo, aby zrozumieć naszą miłość oni musieliby odwrócić świat do góry nogami. Ponieważ mógłbyś kochać kogoś innego ale jednak kochasz właśnie mnie. - szepnął wtulając się we mnie. - Właśnie mnie. Właśnie Ty.

      Skończył a ja automatycznie się uśmiechnąłem. Poczułem, że oczy ponownie zachodzą mi łzami więc ponownie schowałem twarz w jego lokach i ponownie ucałowałem go we włosy. Wyszukałem jego rączkę po czym splotłem nasze palce. Harry wtulił się we mnie jeszcze bardziej o ile było to możliwe i ucałował mnie w szyję. Ja natomiast szczelnie okryłem nas kołdrą przez co Harry cichutko zamruczał.

      -Dobranoc, kochanie. - szepnąłem przymykając powieki i rozluźniając się przy Harrym.

      -Dobranoc, Lou...  

_________________
>>pytania do postaci<<
>>pytania do autorki<<

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 7. - Tak długo Cię nie widziałem.

Tak, wiem, zjebałam. Przepraszam. Wiem, że długo czekaliście ale nie wiem co sie ze mną dzieje ostatnio. Nie będę się tu rozpisywać, bo i tak to Was pewnie nie obchodzi. Powiem tylko, że miałam jakąś blokadę twórczą.
 Powiem Wam, że ten rozdział jest jakiś dziwny. Pojawia się coś czego nikt sie nie spodziwał - czyli supcio ;D, ale jest taki jakby bez życia :/ A szczególnie końcówka. Jakby mi w nim czegoś brakowało. Jak coś zauważycie to dajcie mi znać, może w następnym rozdziale zrobię to lepiej. Może to ta kolacja...sama nie wiem. Zresztą nieważne. Ważne, że jest rozdział.
Teraz biorę się za IIWYB. Miałam już tam wcześniej coś nabazgrane ale KTOŚ domagał się rozdziału tutaj ;3 więc napisałam go specjalnie dla Ciebie, Słońce.
A potem pojawi się prolog na nowym opowiadaniu. BMPDJeśli macie jakieś pytania lub zażalenia to wpadajcie tu a pytania do postaci (zaraz po przeczytaniu rozdziału oczywiście) tu
Następny rozdział po 16 komentarzach, Pieszczochy!
      ENJOY!!!



Czwartek, 12 lipca 2012.
      Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad wymówką. Nic ciekawego, mądrego ani logicznego nie przychodziło mi do głowy. Bo to jednak nie było proste, wpaść na dobry pomysł, gdyż od południa wypełniałem te głupie papiery a do czternastej musiałem skończyć, więc zostało mi pół godziny i dziesięć stron. A to nie jest wcale motywujące.

      Na szczęście nie byłem sam. Za drzwiami, przy swoim biurku siedziała Margie i też się głowiła. No bo jaka wymówka będzie dobra, by nie zranić Harry'ego ? To właśnie było najgorsze. Hazz jest taki wrażliwy, że nawet źle wypowiedziane przeze mnie słowo jest wstanie go skrzywdzić, albo i nawet doprowadzić do płaczu. A tego nikt by nie chciał.

      Miałem kilka dobrych opcji ale za każdym razem kiedy dobrze to przemyślałem i przeanalizowałem jeszcze raz...to nie był dobry pomysł. Harry mógłby to inaczej odebrać, a nie taki był mój cel. Chciałem po prostu wiedzieć, co mam mu powiedzieć, kiedy wrócę do domu później niż zazwyczaj. Cała moja nadzieja w Margie. W końcu nie bez powodu jest moją sekretarką a na dodatek przyjaciółką. Uwiodła mnie na rozmowie kwalifikacyjnej swoją na prawdę niezwykłą inteligencją. Gdybym nie był z Harrym i nie był gejem to bym się jej oświadczył.

      To było dokładnie trzy lata temu, w czerwcu. Szukałem sekretarki i w poniedziałek zorganizowałem rozmowę kwalifikacyjną. W ciągu godziny zdążyłem porozmawiać z ponad dwudziestoma dziewczynami i kobietami. Większość była albo mało wykwalifikowana albo po prostu głupia. Do czasu kiedy do mojego biura weszła średniego wzrostu brunetka o półdługich, kręconych włosach. Miała na sobie biała zwykłą koszulę, czarne rurki i czerwone szpilki. Miała tylko lekko podkreślone oczy kredką i różową szminkę na maleńkich ustach. Była bardzo urocza ale i kobieca. Od razu wiedziałem, że będzie inna od reszty.

      Uśmiechnęła się do mnie ciepło witając się tradycyjnym "dzień dobry" po czym usiadła na fotelu przede mną. Założyła nogę na nogę i splotła dłonie przed sobą. Spojrzała na mnie lekko onieśmielona po czym odwróciła wzrok kiedy ja się tak w nią wpatrywałem. Była na prawdę bardzo elegancka.

      -No dobrze. Dlaczego chce pani zostać moją sekretarką ? - zapytałem ciekaw jej odpowiedzi.

      -Ekhem ! - odkaszlnęła. - No więc. Nazywam sie Margie Parker. Chcę u pana pracować, ponieważ uważam, iż jestem stworzona do tego. Potrafię zanotować najważniejsze informacje, chłonę tylko potrzebne wiadomości i świetnie operuję komputerem i oczywiście potrafię szybko pisać. Jestem bardzo spokojna, w każdej sytuacji potrafię zachować zimną krew. Myślę, że nikt nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Zawsze służę dobrą radą w sprawach biznesu jak i prywatnych czy rodzinnych. - wypowiedziała się całkiem spokojnie a ja patrzyłem na nią z niemałym szokiem. Wystarczyło kilka zdań a już ją pokochałem.

      -Hmm... - zacząłem. - Wydaje mi się pani bardzo ciekawą osobą. - stwierdziłem kiedy zatrzymała się na chwilę w momencie uśmiechając się na moje słowa.
     
      -Margie. Niech mi pan mówi po prostu Margie. - wstała i podała mi dłoń.

      -Louis Tomlinson. - ścisnąłem jej dłoń a ona usiadła z powrotem. Spojrzała na ramkę ze zdjęciem, stojącą na moim biurku, skierowanę w jej stronę. Wpatrywała się w nie chwilę jakby zastanawiając się czy zadać mi pewne pytanie. W końcu westchnęła i zapytała:

      -To pana córki? - wskazała na dwie malutkie dziewczynki uwiecznione na fotografii.

      -Niee.. - zaśmiałem się delikatnie. - To moje siostry. Tylko tu są jeszcze malutkie.

      -Ah. Przepraszam. Są do pana...- zawahała się na chwilę. - ...do Ciebie bardzo podobne. Jesteś taki przystojny, że stwierdziłam, że masz żonę. - uśmiechnęła się lekko zarumieniona zaczesując kosmyk włosów za ucho.

      -Nie mam żony. Jest zbyt młody i...jestem gejem. - odparłem bardzo spokojnie jednak obawiając się trochę jej reakcji.

      -Hmm.. - uśmiechnęła się. - Więc...ma pan faceta? Może chłopaka? - zapytała nieśmiało ale jednak z ogromnym zaciekawieniem. -
Ja...przepraszam, że pytam. Ja...to po prostu ciekawość. - uśmiechnęła się skromnie broniąc się.

      -Nic się nie stało. - odwzajemniłem gest zapewne pokrywając moje policzki rumieńcami. - Jestem wolny... - powiedziałem zgodnie z prawdą. A to, że miałem co noc innego faceta niczego nie zmienia.

      -Tak? Ale to dobrze, bo to znaczy, że czekasz na tego jedynego. - powiedziała z entuzjazmem.

      -Tak, zdecydowanie. - przyznałem.

     
Uśmiechnąłem się na wspomnienie tego dnia. Ta dziewczyna na prawdę zawładnęła moim sercem. Jest po prostu magiczna. Nigdzie nie ma podobnej choć troszeczkę. Jest wyjątkowa.


      -Louis! Wiem! - moje wspomnienie przerwała właśnie Margie wpadając do biura jak burza. Przyznam, że się trochę przestraszyłem.

      -Co wiesz? - spytałem w lekkim szoku. Brunetka usiadła na moim biurku, założyła nogę na nogę jak to miała w zwyczaju i dumnie wypięła pierś.

      -Mam pomysł na wymówkę, jak to nazwałeś. - odparła zarzucając swoimi włosami a mi serce zaczęło szybciej bić. Wstałem z krzesła jak poparzony, szybko do niej podszedłem i spojrzałem błagająco, by powiedziała mi jak najszybciej co wymyśliła.

      Patrzyłem na nią chwilę a ona na mnie. Z czasem zaczęło mnie to denerwować, bo nic, tylko się na siebie gapiliśmy. Ale zauważyłem, że Margie ma bardzo podobne oczy do mojego Harry'ego. Jednak tylko podobne.

      -No mów! - wykrzyknąłem w końcu zdenerwowany.

      -Ale co? - spytała jakby nie wiedząc o co chodzi. Niestety, nie jest dobrą aktorką.

      -Co wymyśliłaś? - przypomniałem jej patrząc na nią jak na idiotkę.

      -A! No tak! - zauważyła po czym zaczęła chichotać pod nosem. - To takie proste. - stwierdziła pewnie klaszcząc w dłonie.

      -Czyżby ? - zapytałem krzyżując ręce na piersi.

      -Nom. Wymyśliłam to jakąś godzinę temu. - powiedziała machając nogami.

      -Co?! To...to czemu mi tego nie powiedziałaś od razu?!

      -Bo myślałam, że coś wymyślisz. - stwierdziła robiąc smutną minę.

      -Eh... - westchnąłem. - No dobra. To teraz mów co wymyśliłaś. - uśmiechnąłem się ciepło po czym usiadłem obok niej.

      -To bardzo proste. Powiesz mu, że po prostu miałeś jakieś tam spotkanie, czy coś tam i musiałeś zostać dłużej w pracy. Pasuje? - stwierdziła patrząc na mnie błagająco tymi swoimi dużymi oczami.

      -Wiesz...to bardzo proste. - przyznałem. - Ale dobre. A niby takie banalne, nie?

      -Mhm. - uśmiechnęła się. - No to pracuj dalej. - zeskoczyła z biurka. - Ja mam swoją robotę. - wyszła dumna z mojego biura po czym zamknęła delikatnie drzwi a ja wróciłem do swoich papierów.

     
      Na moje ogromne szczęście, które czasami mi się przytrafia, jeszcze przed czternastą zdążyłem to skończyć. Zdeterminowałem się tym ważnym spotkaniem. Nie widziałem go tak długo, że tak bardzo chciałem, żeby ten dzień pracy dobiegł końca i mógłbym w końcu go przytulić. Teraz o niczym innym nie myślałem.

      Ale nie ma tak łatwo. Jeszcze musiałem być na konferencji w sprawie nowego projektu. Jakaś nowa reklama dla H&M. Pewnie nic nie będę robił tylko gapił się na tych młokosów, gadających o swoich wspaniałych pomysłach, na których zarobimy miliony.


     W takich momentach żałuję, że jestem prezesem. Gdyby nie to, sam mógłbym wymyślić wspaniałą reklamę dla tych łachmańców. Ale mogę chociaż zdecydować, który pomysł będzie użyty.

      Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do teczki, zarzuciłem na ramiona marynarkę i puszczając Margie oczko ruszyłem do sejmu. Razem z innymi pracownikami, którzy wcale nie są moimi kumplami, nazywamy tak to pomieszczenie, bo tam odbywają się ważne spotkania. Chociaż nie wiem czy posiedzenie rządu można nazwać ważnym spotkaniem. Ja osobiście to miejsce nazywam skazaniem. Nie cierpię tego od kiedy jestem prezesem. No ale nie mam co narzekać, kasa jest niezła. Tym nie pogardzę.

    
      Szedłem sobie spokojnie jasnym korytarzem starając się nie myśleć o tym co przeżyję tam siedząc w jednym miejscu przez najbliższe dwie i pół godziny. Przed moimi oczami pojawiła się śliczna twarzyczka Harry'ego a uśmiech sam cisnął się na usta. Od razu zacząłem się zastanawiać co u niego. Co robi, jak się czuje, czy tęskni za mną jak ja za nim. No że tęskni to jestem bardziej niż pewny. Aż boję się pomyśleć co będzie jak wrócę o wiele później.
     
      Stanąłem przed drzwiami do skazania po czym sięgnąłem dłonią do klamki. Nacisnąłem ją a drzwi ani drgnęły. Zdziwiło mnie to trochę więc spojrzałem na zegarek. Było pięć minut po godzinie czternastej. Spotkanie zaczynało się dziesięć po. Jakby niż nie można było przyjść wcześniej. A teraz będę stał jak głupi przed pokojem.

      Westchnąłem po czym ruszyłem przed siebie do okna na końcu korytarza. Oparłem się o parapet i spojrzałem na dół przez szybę. Było dość wysoko. Harry by się pewnie przestraszył, nie lubi takich wysokości. On w zasadzie nie lubi niczego co jest zbyt niebezpieczne. Czasami jest na prawdę dziecinny co jednak sprawia, że jest po prostu...kochany. Takiego chłopaka jak on nie da się nie kochać. Jest jednocześnie dziecinny i kochany, słodki ale i cholernie seksowny. Jedyny w swoim rodzaju. Czasami nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że on dopiero w tym roku stał się pełnoletni lub że właśnie ma aż te osiemnaście lat.

      W momencie stwierdziłem, że zamiast tak czekać bezczynnie na resztę i bez celu wpatrywać się w okno mogę zadzwonić do niego
. Na pewno za mną tęskni i choć trochę uszczęśliwię go moim telefonem. Wyjąłem go więc z kieszeni, przesunąłem palcem po dotykowym ekranie i w kontaktach wybrałem numer do mojego aniołka. Przyłożyłem telefon do ucha i zacząłem nasłuchiwać sygnału. Po dwóch krótszych dźwiękach ktoś odebrał.

      *-Hej, Louie! - usłyszałem wysoki głos Danielle.

      -No hej. Czemu Ty odebrałaś a nie Harry ? - zapytałem ciekaw stukając palcami o kafelkowy parapet.

      *-Bo on jest zajęty oglądaniem Scooby'ego Doo
. - powiedziała śmiejąc się cicho pod nosem.

      Ogląda Scooby'ego Doo.

     
Powtórzyłem sobie w głowie. Na sama myśl o tym zachciało mi się śmiać ale się powstrzymałem zaspokajając siebie szczerym uśmiechem.

      -Okej. To powiedz mu, żeby sobie przerwał, bo chciałem z nim porozmawiać. - poprosiłem ją odsuwając się od okna i oparłem się u ścianę.

      *-Harry, dzwoni Lou i prosi... - usłyszałem jak Denielle mówi do niego a zaraz jakieś stukanie po czym lekki szum w słuchawce. - Hallo? Hej Louie! - wykrzyczał radośnie moje imię a ja zachichotałem. Nie musiałem go widzieć ale wiedziałem, że się uśmiecha.

      -Hej, Słoneczko! Co tam u Ciebie?
     
      *-Oglądam Scooby'ego. - stwierdził z entuzjazmem. - No i tęsknię, Lou... - dodał bardziej smutny.

      -Ja też tęsknię, kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Cały czas myślę o Tobie... - szepnąłem smutnym tonem osuwając się po ścianie w dół po czym siadajac wyprostowałem nogi i założyłem jedna na drugą opierając głowę o ścianę relaksując się.
  
      Urwałem na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Między nami zapanowała cisza. Ale to była przyjemna cisza. Można powiedzieć, że napawaliśmy się swoja obecnością chociaż ja nie byłem obok niego ani on obok mnie. Wystarczy, że mieliśmy ze sobą jakikolwiek kontakt. Harry był...słyszałem jego oddech w słuchawce, a to tak jakby teraz siedział obok mnie. Boże. Chyba na prawdę za nim tęsknie.

      Miałem właśnie zamiar powiedzieć Harry'emu, że dziś wrócę do domu później. Otworzyłem usta w celu wypowiedzenia jego imienia, kiedy:

      -Louis! - usłyszałem jak Paul krzyczy moje imię. Momentalnie odwróciłem głowę w jego stronę. Stał przy drzwiach do tego pomieszczenia a wraz z nim jakichś dwóch gości, których w ogóle nie znałem a nawet nie kojarzyłem. Jakieś dwa przychlasty. - Wstawaj, spotkanie zaraz się zacznie.

      Westchnąłem głośno po czym podniosłem się z zimnej podłogi i otrzepałem.

     -Słuchaj, Hazz. Mam zaraz spotkanie, muszę kończyć. Przepraszam. - powiedziałem spokojnie kierując się do pokoju.

      *-Eh.. - usłyszałem z jego strony wyraźny zawód. Było mu przykro, że muszę się rozłączyć. Mnie zresztą też. - No dobrze. Ale pamiętaj, że czekam na Ciebie w domku. I bardzo tęsknię. - dodał po chwili z nutką uśmiechu.

      -Oczywiście, że pamiętam. A jak wrócę... - wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi po czym usiadłem na końcu długiego, prostokątnego stołu, w cholernie miękkim fotelu, obok jednego z tych przychlastów. Wcale nie chciałem obok niego siadać. To nie moja wina, że usiadł obok miejsca, które ja zawsze zajmuję. - ...to zrobimy sobie romantyczną kolację, dobrze? - spytałem z uśmiechem, zauważając, że ten gościu obok mnie przysłuchuje się mojej rozmowie z Harrym.

      *Okej. - zgodził się szczęśliwy. - A jutro ?

      -Jutro też. - odpowiedziałem zerkając na Paula, który wyraźnie się denerwował moją rozmową, bo w pomieszczeniu zaczynało przybywać ludzi w garniturach. - Dobra, Słońce. Ja kończę. Pa. - rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź z jego strony po czym schowałem telefon do kieszeni. Odwróciłem głowę w stronę tego gościa, który praktycznie miał ucho przy moim. Spoglądałem na niego zdezorientowany kiedy on dziwnie się patrzył na mnie  z głupim uśmieszkiem na twarzy.

      -Co? - spojrzałem unosząc lewą brew ku górze.

      -Dziewczyna? - zapytał nadal się głupio uśmiechając.

      -Um... - zamyśliłem sie na chwilę. - Tak, można tak powiedzieć. - odpowiedziałem śmiejąc się w duchu.

      -No to wiem co czujesz. Moja też mnie męczy. Tyle, że ja mam żonę.. - rzekł siadajac prosto na swoim fotelu co sprawiło, że poczułem się bardziej komfortowo.

       -Oj, nie wiesz... - szepnąłem do siebie pod nosem ze świadomością, że on nie usłyszy.

      -Co?

      -Nic, nic..  - wymamrotałem udając, że interesuję się przemową jednego z tych gości w garniaku.
    

                                                                     ~~~*~~~


      Po dwóch i pół godzinie męczarni wyszedłem szybko stamtąd i skierowałem się do swojego biura. Jak to zawsze bywa po takich spotkaniach - nieważne kiedy się kończy, zawsze po mam fajrant. Spakowałem wiec swoją teczkę, chwyciłem papiery z biurka dotyczące dzisiejszej reklamy i wyszedłem z pomieszczenia zamykając je na klucz. Podszedłem jeszcze do Margie, by sie z nią pożegnać buziakiem w policzek a ona wcisnęła mi najciekawsze projekty na tę reklamę. Na wtorek muszę wybrać ten właściwy. Tak, nie ma to jak podejmowanie decyzji za tysiąc ludzi. A potem moją decyzję będą oglądały miliony.

      Już po chwili jechałem moim samochodzikiem do celu, którego nie odwiedzałem chyba z pół roku. Oby nie był zły. Na pewno nie będzie. Jest bardzo wyrozumiały. Wie, że mam swoje życie, pracę, chłopaka i inne różne problemy jak każdy człowiek. Z pewnością zrozumie.

      Stanąłem przed ogromnym budynkiem. Spojrzałem na niego w górę ze smutkiem. Mimo, że był biały, był cały brudny a farba z niego odpadała grubymi warstwami. W oknach natomiast były ogromne, grube kraty. Cały odstraszał. Aż nie chciało się koło niego przejeżdżać czy przechodzić a co dopiero być w środku. Mnie to czekało. Dla osoby, którą kocham. A on na to z pewnością nie zasługuje...żeby tam być. To nie jest miejsce dla niego.

      Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do drzwi z okropnie szybko bijącym sercem. Nie wiem czemu tak było. Przecież wcale nie denerwowałem się spotkaniem z nim. Wręcz przeciwnie, strasznie się cieszyłem. Nie mogłem się doczekać kiedy znów go zobaczę i przytulę. To dziwne uczucie - cieszyć się i jednocześnie bać.

      Będąc już w środku w piętnaście minut załatwiłem wszelkie formalności. Nie pozbyłem się jedynie tego szybkiego rytmu serca ani uśmiechu z twarzy. Szedłem właśnie do celu i  praktycznie wszyscy dookoła mi powtarzali, że dawno mnie tu nie widzieli, że bali się o mnie, albo że on tęsknił. Tęsknił i to się liczyło.

       Stanąłem przed kremowymi, metalowymi drzwiami i wziąłem głęboki wdech. Spojrzałem jeszcze na policjanta stojącego obok mnie. Szczerze się uśmiechał. Chyba ludzie stąd serio mnie lubią, ale nie wiem czemu.

      -Niech pan się nie denerwuje. To tylko pół roku. - odrzekł spokojnie mężczyzna w niebieskim mundurze. - Ja jestem tutaj jak coś. Ma pan dwie godziny. Oby udało się porozmawiać o wszystkim. - uśmiechnął się ciepło po czym otworzył drzwi a ja wszedłem do środka.

      Zrobiłem krok a moje oczy spoczęły na nim. Wstał z krzesła, wyminął stół i podszedł do mnie. Moje serce momentalnie się uspokoiło a on się uśmiechnął delikatnie. Tęskniłem za tym. Zrobiłem krok do przodu a wtedy on podszedł do mnie bardziej a ja rzuciłem mu sie w ramiona.

      -Tak długo Cie nie widziałem...tato. - wyszeptałem w jego bluzkę zaciskając powieki i  czując, że łzy ciekną mi po policzkach. To niemożliwe, że się rozpłakałem.

      -Ale to nie powód, żeby płakać, Louie. - odrzekł odsuwając mnie od siebie na odległość ramion.

      -No ale wiesz, te emocje. - odpowiedziałem ze śmiechem przez łzy po czym wytarłem je rękawem garnituru.

      -No tak. - uśmiechnął się ciepło. - Siadaj. - wskazał na krzesło obok a ja posłuchałem.

      On również usiadł i oboje wpatrywaliśmy się w siebie przez moment. Nic sie nie zmienił. No bo niby jak miałby się zmienić przez sześć miesięcy.

     -No to opowiadaj co tam u Ciebie. Czemu tak długo Cię nie było? - zapytał pierwszy robiąc żartobliwie ciekawą minę a ja parsknąłem śmiechem. Tęskniłem za tym. Czasami chciałbym tak po prostu znowu być małym chłopcem i bawić się z nim jak kiedyś, żartować. Chciałbym, żeby tata nie był w więzieniu...tylko w domu, z mamą i siostrami, tam gdzie jest jego miejsce. Nie powinien tutaj trafić.

      -Długo by gadać. - odparłem odchylając się do tyłu na oparcie krzesła.

      -To nic. Ja posłucham, mów. - powiedział całkiem poważnie a ja nie mogłem mu odmówić.
     
      -No bo...chodzi o Harry'ego. - zacząłem powoli.

      -Co z nim? - zapytał wyraźnie przejęty.

      -No właśnie nie wiem. - odparłem zasmucony. Spojrzałem na ojca, on patrzył na mnie ze współczuciem. - Bo widzisz, on ostatnio się zmienił. Bardzo się zmienił. Harry...przestał tańczyć. - szepnąłem przymykając oczy. Z tą myślą było mi na prawdę źle. Przerwałem na chwilę by się uspokoić.

      -A wiesz czemu tak się dzieje? - zapytał przerywając ciszę.

      -Nie, nie wiem. Nie wiem, dlatego...zabrałem go do psychologa. On nic mi nie mówi.

      -Do psychologa? - zdziwił się wyraźnie. - Louis, nie uważasz, że to...za dużo? Psycholog to...

      -Wiem kto to jest psycholog. - przerwałem mu lekko zdenerwowany. - I nie bez powodu go tam zabrałem. Nie chodzi tylko o taniec. - wytłumaczyłem mu a on milczał, jakby czekał, żebym kontynuował. - Harry... Hazz ostatnio jest smutny. Jakby miał depresje. Bardzo często płacze, szczególnie wieczorami. Budzi się w nocy z płaczem. Od dawna nie wychodzi z domu, Danielle z nim zostaje kiedy ja jestem w pracy. Bardzo łatwo jest go zranić. Trzeba uważać na słowa. Jest wrażliwy ale wcześniej tak nie było, aż do tego stopnia. I oczekuje ode mnie tej prawdziwej bliskości... - odpowiedziałem mu wszystko po kolei praktycznie na jednym wdechu. Można powiedzieć, że poczułem się lepiej, że tata o tym wie. Kto jak kto, ale on powinien.

      -Co to znaczy, że oczekuje od Ciebie tej prawdziwej bliskości? - zapytał bardzo ciekawy.

      -Chodzi o to, że Harry chce się ze mną kochać. - odwróciłem głowę i spojrzałem na okno, za którym widać było tylko zachmurzone niebo.

      -To Wy jeszcze tego nie robiliście? - spytał zszokowany a ja tylko pokręciłem głową, nie patrząc na niego. - Louis, jeszcze rok temu robiłeś to... niemalże codziennie. A Harry...

      -No właśnie. - znów mu przerwałem. - Harry. Pojawił się Harry. Chłopak, którego kocham. Kocham go całym sobą, jak nikogo innego... I skoro uprawiłem seks z tymi facetami bez jakichkolwiek uczuć w ich stronę, to znaczy, że... kocham Harry'ego i... nie chcę robić tego tak szybko. - przyznałem po czym spojrzałem na ojca.

      -Louis, to, że będziesz uprawiał seks z Harrym, nie znaczy, że go nie kochasz. Bo wygląda na to, że Ty tak myślisz. - stwierdził a ja prychnąłem splatając ręce na piersi. - Harry tego chce, a w ten sposób udowodnisz mu, że go kochasz, pokażesz mu to...

      -Boję się. - wpadłem mu w słowo.

      -Czego? - zapytał. Ja milczałem. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.

      -Louis, jesteś taki trudny. - powiedział pewien swoich słów uśmiechajac się delikatnie. - Zupełnie jak Twoja mama. - porównał a wtedy i ja się uśmiechnąłem. Tata miał rację. Byłem bardzo podobny do mamy. Nie tylko z wyglądu ale i z charakteru. Temu nie mogłem zaprzeczyć. - A właśnie, mów co tam u niej. - poprosił pochylając się do przodu i oparł sie rękoma o stół.

      -Nie była u Ciebie? - zapytałem zdziwiony.

     -Była...jakieś półtora miesiąca temu. Ale sama. Więc liczę, że Ty mi powiesz co nieco.

      -Nie wiem co Ci powiedzieć. Też nie wiem za wiele. Rozmawiałem z nią właśnie jakiś miesiąc temu. - przyznałem ze smutkiem uświadamiając sobie, że powinienem skontaktować się z mamą.

      -Eh... - westchnął. - A Lottie? Dawno u mnie nie była... - uśmiechnął się na wspomnienie córki. Lott była jego księżniczką. Zdziwiłem się, że dawno go nie odwiedzała. Będę musiał sobie z nią porozmawiać.

      -Z Lottie wszystko w porządku. Wiesz, jest zajęta Niallem. - odparłem uśmiechając się szczerze.

      -No tak. Ten Irlandczyk. Muszę go poznać. Tak samo muszę poznać Twojego Harry'ego. - powiedział z entuzjazmem. - No właśnie. Następnym razem jak będziesz mnie odwiedzał to przyprowadź go ze sobą, jasne? - spytał jakby mi rozkazując.

      -No nie wiem. Pomyślę nad tym. - stwierdziłem udając zamyślenie a tata sie zaśmiał.

      -Na prawdę muszę go poznać, Lou. - powiedział całkiem poważnie. - To w końcu, jak Ty to mówisz, Twój aniołek. - uśmiechnął się ciepło.

      -Okej. - powiedziałem nie kryjąc uśmiechu. - A...kiedy Cię wypuszczają?

      -Tydzień przed świętami.


                                                         [Nothing Like Us]


      Przez najbliższe dwie godziny rozmawiałem z tatą praktycznie o wszystkim. Tematy nam się nie kończyły ale musiałem już iść z dwóch powodów; godziny odwiedzin się skończyły no i mój Harry.. Na zewnątrz już się powoli ściemniało. W głowie miałem tylko jedną myśl, a mianowice bałem sie o Harry'ego. Wsiadłem szybko w samochód i ruszyłem do domu.

      Jazda trwała ponad godzinę w tych korkach co mnie niesamowicie denerwowało. Nawet nie chciałem myśleć jak Harry się czuje i co Danielle mi zrobi. Z pewnością będzie wściekła.

      Po chwili już zaparkowałem przed domem. Wysiadłem szybko z samochodu zostawiając tam wszystko i w ogromnym pośpiechu, bez zamykania go, wszedłem do środka. W kuchni zastałem wyraźnie zdenerwowaną Danielle. Kiedy tylko mnie zauważyła posłał mi złowieszcze spojrzenie po czym podeszła do mnie.

      -Gdzieś Ty się do jasnej cholery podziewał?! - krzyczała na mnie szeptem wymachując rękoma.

      -Byłem u ojca. - przyznałem zdejmując buty.

      -To nie mogłeś powiedzieć, zadzwonić, wysłać smsa?! Wiesz co ja tu przeżywam?! - zapytała z pretensjami.

      -Miałem zamiar ale nie zdążyłem. I domyślam się. - stwierdziłem po czym zdjąłem marynarkę. - Gdzie Hazz?

      -Zamknął się w pokoju i płacze. - odparła cicho.

     -Co?! I nic z tym nie robisz?! - oburzyłem się.

      -Przepraszam. Ja... - zaczęła się tłumaczyć ale dalej jej nie słuchałem. Od razu wbiegłem na górę do Harry'ego.

      Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Cisza. Przyłożyłem do nich ucho i usłyszałem stłumiony płacz mojego chłopaka. Przełknąłem ślinę po czym znów zapukałem.

      -Harry, otwórz. To ja. - poprosiłem cicho. - Słońce... - dodałem.

      W momencie nastała cisza. Usłyszałem tylko powolne kroki a następnie brzęk przekręcanego klucza w zamku. W jednej chwili mi ulżyło. Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się Harry. Jego oczka były podpuchnięte, tak samo usta. Natomiast policzki i nosek były czerwone. Teraz poczułem dzwiny bół w sercu. On cierpiał przeze mnie..

      -Hazz... - westchnąłem a on wpadł mi w ramiona. - Nie płacz, Słoneczko. - poprosiłem głaszcząc go po plecach kiedy on łkał w moją koszulę. Było mi go cholernie szkoda i jednocześnie byłem wściekły na siebie, bo to moja wina...

      Powoli ruszyłem z nim na łóżko. Usiadłem opierając się o ścianę a on wcisnął sie mi między nogami a główkę położył na moim torsie. Ucałowałem go we włosy po czym przytuliłem mocno.

      -Czemu tak późno wróciłeś? - przerwał ciszę panującą między nami od kilku minut kiedy czuł się na siłach.

      -Przedłużyło mi się spotkanie w sprawie tej nowej reklamy. Przepraszam. - szepnąłem po czym znów ucałowałem go we włosy.  Musiałem kłamać.

      -A ja tak długo czekałem. - odparł smutnym tonem.

      -Wiem, kochanie. Przepraszam. Nie bądź na mnie zły. - poprosiłem głaszcząc go po główce po czym splotłem nasze palce. - Wynagrodzę Ci to.

      -Jak? - zadarł głowę go góry i spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.

      -Zjemy dziś razem kolację. Jutro wezmę wolne w pracy i jutrzejszy dzień spędzimy razem, pasuje? - zaproponowałem z nadzieją, że mu się spodoba mój pomysł.

      -Pasuje. - uśmiechnął się. Łzy, które niedawno widniały na jego policzkach nagle wyschły. Ucałował mnie delikatnie w usta po czym znów się we mnie wtulił.

      Nie zamierzałem już pytać czemu płakał. To pewnie w ogóle by nie pomogło, co jednak nie zmienia faktu, że jednak mnie to ciekawiło. No bo...płakać, dlatego że..ale to przecież Harry. Mój Harry.

      Danielle za chwilę opuściła nasz dom a my w spokoju zjedliśmy romantyczną kolację przy świecach. Wtedy Hazz cały czas sie uśmiechał a to było najważniejsze. O to mi właśnie chodziło. Nie mogłem patrzeć jak płacze. Jego uśmiech daje mi mnóstwo radości. A po dwóch godzinach ciagłego jedzenia i śmiania się, zmęczeni dzisiejszym dniem poszliśmy spać.     

___________________
*a może tylko ja odnoszę takie wrażenie, że ten rozdział jest do dupy?!