pdc

pdc

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 10. - To tata.

Cześć wszystkim. Długo mnie tu nie było, co? Przepraszam. Byłam skupiona na IIWYB. Teraz to opowiadanie się skończyło i mogę się wziąć za to. Cieszycie się?
Rozdział wydaje się długi ale jest krótki w sumie ze względu na dialogi. A one w tym rozdziale są potrzebne. Dowiecie się nieco więcej o Harrym i szczególnie o Lou. Dużo rozmów, heh...
Szybko mi się to pisało. Dwa dni? Tak myślę... chyba dlatego, że się stęskniłam i chciałam już napisać rozdział. Najlepiej chciałabym już napisać wszystko, całe opowiadanie. Taką po prostu mam chęć. Ale teraz boli mnie głowa wiec idę odpocząć. A Wy sobie czytajcie. 

I prosiłabym o komentarze (pewnie Was to już wkurza). Chciałabym wiedzieć kto tutaj ze mną został i czy rozdział jest w porządku. Jeśli macie do mnie jakąś inną sprawę to wiecie gdzie pisać. TU. Lub pytania do postaci o których chyba już wszyscy zapomnieli... TU.
Rozdział dedykuje biednemu Loulou z którym nie wiadomo co się dzieje a ja tak bardzo się boję o niego... 
ENJOY!!!



Niedziela, 15 lipca, 2012.

       Ostre światło słoneczne przebijało się przez ciężkie zasłony i po chwili trafiło na moją twarz. Skrzywiłem się lekko mlaskając przy tym ustami i położyłem sobie dłoń na oczach. Zaraz dotarło do mnie śpiewanie ptaków i już wiedziałem, że nie zasnę. Przekręciłem się w stronę mojego chłopaka, plecami do światła, i po dłuższym zastanowieniu w końcu otworzyłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem to nagie łopatki Harry'ego. Przesunąłem wzrokiem do góry, przez jego szyję i zatrzymałem się na jego czekoladowej czuprynie. Uśmiechnąłem się do siebie po czym przysunąłem bliżej niego i przełożyłem ramię przez jego pas kładąc dłoń na jego podbrzuszu. Poczułem jak się wierci i wypycha swoje nagie pośladki w moją stronę. Zachichotałem, bo to znak, że Haz nie śpi a ja mam dać mu spokój. Na przekór jego niemej prośbie ucałowałem go w ucho liżąc przy tym małżowinę.

      - Tomlinson. - wymamrotał starając się uwolnić z mojego uścisku a ja próbowałem nie wybuchnąć śmiechem. Był taki uroczy.

      - Tak, Styles? - wymruczałem mu do ucha na co spiął się lekko. Chwilę się nie ruszał oddychając spokojnie i kiedy już chciałem się odezwać on gwałtownie obrócił się do mnie moją dłoń zatrzymując na swoim biodrze.

      Oczka miał zamknięte ale uśmiechał się słodko. Przysunąłem swoją twarz bliżej jego po czym złączyłem nasze czoła a nosem potarłem o jego. Zachichotał uroczo na co chwyciłem jego nagie udo i pociągnąłem na swoją nogę. Momentalnie otworzył oczy i zaczął mi się przyglądać. Jego oczy były tak niesamowicie zielone, że nawet najbardziej zielona, irlandzka trawa mogłaby się wstydzić. Nikt nie miał takich pięknych oczu jak mój chłopak. Każdego dnia zakochiwałem się w nim na nowo. A najpiękniejszy był kiedy się budził. Takiego go uwielbiałem; zaspanego z zarumienioną buźką, rozczochranymi loczkami i niewiarygodnie zielonymi oczami.

      - Dzień dobry, kochanie. - szepnąłem prosto w jego usta po czym złączyłem je razem z moimi na dłuższą chwilą.

      - Dobry, panie Tomlinson. - odparł nieco głośniej niż ja, kiedy oderwaliśmy się od siebie.

      - Harry! - pisnąłem uderzywszy go lekko w ramię. Zachichotał a ja od razu mu wtórowałem. Uwielbiałem nasze wspólne poranki, bo wtedy był naprawdę szczęśliwy. Gdybym mógł to zostałabym z nim w naszym łóżku na zawsze jeśli tylko by się do mnie uśmiechał.

      - Co jest, panie Tomlinson? - wyszczerzył się do mnie a ja udawałem zdenerwowanego chociaż tak naprawdę miałem ochotę głośno się śmiać.

      - Nie mów tak do mnie. Czuję się staro. - jęknąłem wysuwając dolną wargę i robiąc smutne oczka. Uśmiech Harry'ego poszerzył się jeszcze bardziej.

      - Lubię starszych. - odparł niskim głosem na co mój penis lekko drgnął. Nie teraz - pomyślałem.

      - Wiem, skarbie. A ja młodszych. - odpowiedziałem starając się aby i mój głos zabrzmiał tak uwodzicielsko jak jego.

      - Mmm... - przysunął się bliżej do mnie muskając swoim nosem mój obojczyk i wymruczał w moją klatkę piersiową. Objął mnie ramieniem w pasie a swoją stopę wsunął między moje łydki. Westchnąłem w jego włosy po czym ucałowałem go w nie. Był taki cieplutki a to, że wtulił się we mnie jak miś koala sprawiło, że moje powieki automatycznie opadły i znów poczułem się senny.

      - Lou... - wyjęczał do mojej piersi. - Zostańmy dziś w łóżku. - poprosił cicho po czym zadarł swoją główkę do góry i spojrzał na mnie maślanymi oczkami. Już chciałem się odezwać kiedy on mi przerwał. - Wczoraj byłeś w pracy. Chociaż była sobota. Więc dzisiaj zostańmy tu i nic nie róbmy. - fakt, wczoraj musiałem iść do pracy, by odrobić piątek. Dziś więc mieliśmy jednodniowy weekend. - Proszę?

      - No dobrze. - wyszczerzył się do mnie po czym cmoknął mnie w nos. - Ale zjemy śniadanie, w porządku?

      Harry nie był zbytnio zadowolony moim warunkiem ale przystał na to pod wpływem moich ust na jego brzuszku. Nie powiem, że zdziwiło mnie to, gdyż Haz to osoba, która wiecznie mi przypominała o tym jak ważny jest posiłek rano. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Cały dzień możesz nie jeść ale zjedz chociaż śniadanie. - zawsze tak mówił kiedy wychodziłem do pracy bez posiłku. Dlatego też zdziwiłem się kiedy nie bardzo chciał zjeść razem ze mną. Ale nie drążyłem tematu. Uległ mi i właśnie szykował nam omlety co było najważniejsze.

      Siedziałem przy stole i obserwowałem jak wrzuca na patelnie przeróżne składniki. Najpierw przyuważyłem pomidor, brokuły, kukurydzę, potem widziałem, że wkrajał szczypiorek a na koniec posypał jakimiś przyprawami. Byłem przekonany, że omlet jest już gotowy kiedy on złożył go na pół i smażył dalej z dwóch stron. Niecierpliwiłem się trochę ale widząc jak jego ciało porusza się delikatnie przy muzyce wydobywającej się z radia, zgodziłem się sam ze sobą, iż ten widok jest godny czekania na pyszne śniadanie. Haz zapewne nawet nie był świadom co robi jego ciało słysząc cichą muzykę. Byłem pewny, że robi to nieświadomie co sprawiało, iż jeszcze bardziej przekonywałem się, że mój chłopak jest urodzonym tancerzem.

      Jak zwykle w takiej chwili zrobiło mi się smutno. Zapragnąłem, by wrócił na treningi i wciąż się rozwijał. Marzyłem o tym, aby kontynuował swoją pasję jednak jemu to już nie było w głowie. Nie rozumiałem tylko dlaczego. Przecież on kochał taniec. Tańczył od kiedy pamiętam. To znaczy, tańczył kiedy jeszcze nie byliśmy razem. Tańczył jak był małym chłopcem. I mogę się nawet założyć, że najpierw zaczął tańczyć a potem chodzić a jego pierwszym słowem był taniec. Tak, takie było moje przeświadczenie, taka była wizja przeszłości mojego chłopaka jeśli chodzi o jego pasję. Nie mogłem znieść myśli, że on już tego nie chce. A przecież zakochałem się w nim kiedy tańczył! Ale jeśli on naprawdę po prostu to rzucił to kim ja jestem, żeby mówić mu co ma robić?

      Westchnąłem do siebie kiedy Haz wyłączył kuchenkę. Spojrzałem na niego jak wyjmował dwa talerze z szafki obok po czym kładzie je na stole po przeciwnej stronie, jeden przed moimi dłońmi. Obrócił się po patelnie, postawił ją na stole a omleta na niej przekroił na dwie części. Jedna połówka znalazła się na moim talerzu a druga na jego. Jeszcze podał mi szklankę soku i widelec i w końcu zajął swoje miejsce. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko a moje serce zatrzepotało na ten widok. Chciałbym już zawsze widzieć go takiego. Automatycznie w mojej głowie pojawiła się myśl, że dziś może stać się coś przez co Harry się rozpłacze lub po prostu później straci humor.

      - Louis? - usłyszałem zmartwiony głos Harry'ego. Od razu uniosłem głowę ku górze i spojrzałem w jego piękne oczka.

      - Hmm? - mruknąłem nadal będąc trochę zamyślonym.

       - Stało się coś? - spytał smutnym tonem. - Nie smakuje ci? - przekręcił swoją główkę na prawo jak robią to małe kotki czy pieski na co na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Był taki słodki, a ja tak bardzo go kochałem.

      - Nie, skąd. Po prostu się zamyśliłem. - odparłem po czym chwyciłem widelec, ułamałem kawałek omletu i włożyłem sobie do ust. Było pyszne, jak zwykle wszystko co mój Haz przygotował.

      - Aofym? - zaciekawił się konsumując swoją część.

      - Po pierwsze, nie jedz z pełną buzią. A po drugie, myślałem o tym jak bardzo kocham kiedy się uśmiechasz. - na moje słowa usta Harry'ego rozciągnęły się w szeroki łuk. Chciał się już odezwać kiedy spojrzałem na niego wymownie, by wpierw przełknął.

       - Jesteś słodki. - odparł nachylając się do mnie przez stół. Ja szybko zrobiłem to samo po czym złączyliśmy nasze usta w słonym pocałunku.

      Kiedy skończyliśmy śniadanie wróciliśmy do naszego łóżka. Haz ponownie zdjął z siebie bieliznę i nie zważając na mój cichy chichot wpełzł nagi pod kołdrę. Praktycznie od zawsze spał nago. Pamiętam naszą pierwszą wspólną noc kiedy mama wyrzuciła go z domu a ja oczywiście wziąłem go do siebie. Wtedy tak bardzo się krępował powiedzieć mi, że zawsze śpi nago. A ja następnego dnia pierwszy raz zobaczyłem go takiego.

      Założyłem na siebie kolorowe szorty do spania i czarną bokserkę po czym wyszedłem z łazienki. Mój chłopak już wykąpany siedział w dresach na moim - teraz już naszym łóżku i bawił się swoimi palcami. Jego oczy nadal były podpuchnięte, gdyż przez cały praktycznie dzień płakał w moich ramionach. To co zrobiła jego mama naprawdę go zabolało a mnie bardzo wkurzyło. Jednak na razie postanowiłem nie mieszać się w ich sprawy. 

      Podszedłem do niego i usiadłem obok po czym objąłem go ramieniem. Ucałowałem go w skroń i zauważyłem, że na jego usta wpełzł delikatny uśmiech. Poprawiło mi to humor oczywiście. Nie mogłem patrzeć na jego smutek. Cieszyłem się, iż potrafię sprawić, że się uśmiecha.

      - Hej, kochanie... już dobrze. Jestem przy tobie, tak?

      - Mhm. - przytaknął nieśmiało. Mimo, że byliśmy ze sobą pół roku on nadal był wstydliwy w moim towarzystwie. Co oczywiście uważałem za urocze.

      - Chodźmy już spać, dobrze? - zaproponowałem odsuwając się od niego. Położyłem się na brzegu łóżka, bo wiedziałem, że Haz lubi spać przy ścianie. Odkryłem kołdrę i zachęciłem go, by położył się obok mnie jednak on tylko spojrzał na mnie smutno.

      - Co się dzieje, Harry? - spytałem zmartwiony. Wróciłem do pozycji siedzącej i chwyciłem jego cieplutkie dłonie w swoje. Uniosłem je do swojej twarzy i na wierzchu każdej złożyłem delikatny pocałunek a Harry uśmiechnął się na ten gest. - Posłuchaj mnie. Wiem, że jest ci ciężko, szkrabie. Twoja matka zachowała się podle, i w tej chwili naprawdę powstrzymuję się od skomentowania jej zachowania, bo nie chcę, żebyś wiedział jaką opinię mam o kobiecie, która dała ci życie, - na te słowa Harry zachichotał - ale masz mnie, tak? Jestem przy tobie, skarbie i już jej nie pozwolę więcej cię skrzywdzić. Kocham cię. - chłopak słysząc ostatnie dwa słowa gwałtownie uniósł głowę do góry. Pierwszy raz wyznałem mu miłość. Widziałem jak w jego oczach zbierają się łzy i słodko się do mnie uśmiecha.

      - Ja ciebie też kocham, Louis. - przyznał po czym złączyliśmy razem nasze usta. Pocałunek trwał długą chwilę dopóki moja dłoń nie trafiła na bok Harry'ego i zaczęła go łaskotać a on zaczął mi się śmiać w usta. Opadł na poduszki a ja usiadłem na nim okrakiem. Chwyciłem jego nadgarstki i przyparłem je do pościeli nad jego głową.

      - Kocham cię. Tak bardzo cię kocham... - szepnąłem w jego wargi i musnąłem je lekko. Po chwili wpatrywania się w jego oczy przeturlałem się na swoją stronę łóżka i zakryłem nas kołdrą po same szyje. Rozłożyłem ramiona, by Haz mógł wtulić się we mnie ale on patrzył na mnie lekko przestraszony.

      - Co jest? - spytałem zatroskany. Harry w momencie spuścił wzrok na pościel i zaczął nerwowo bawić się jej kawałkiem. Zauważyłem, że jego policzki robią się mocno czerwone co sprawiło, że uśmiechnąłem się szeroko. Był taki słodki. - Hej. - szepnąłem przysuwając się do niego. - Jesteśmy razem, Harry. Kochamy się, tak? Nie musisz się mnie wstydzić. Chciałem cię tylko przytulić do snu. Pary tak robią, nie? - uśmiechałem się do niego przeczesując jego loki.

      - To nie o to chodzi, Lou. - odparł ledwo słyszalnie. Ująłem między kciuk a palec wskazujący jego podbródek, uniosłem jego głowę do góry i spojrzałem w jego zawstydzone oczka.

      - A o co?

      - Bo widzisz, ja... ja śpię... po prostu tak lubię. Pewnie stwierdzisz, że to dziwne... czy coś... ale ja... po prostu, no... ja lubię, ja.. - zaczął się jąkać na co zachichotałem cicho po czym cmoknąłem go w nos.

      - Po prostu powiedz mi o co chodzi, kochanie. To nie takie trudne. Mówimy sobie wszystko, pamiętasz? - uśmiechnąłem się do niego i kciukiem potarłem jego policzek. Harry pokiwał lekko głową po czym przymknął oczy i westchnął.

      - Zawsze śpię nago. - odparł na jednym wdechu a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Harry był niemożliwie uroczy i wątpię, że istnieje osoba, która mogłaby go pokonać w tej niewinności.

      - To w porządku. Mnie to nie przeszkadza. - przyznałem a on gwałtownie uniósł spojrzenie na mnie.

      - Nie? - jego policzki pokryły się jeszcze większym szkarłatem.

      - Oczywiście. Jeśli tak lubisz to proszę bardzo. Ja się dostosuję. - powiedziałem a następnie potarłem swój nos o jego. Harry zachichotał. - No już, możesz się rozebrać. - na te słowa Harry przymknął oczy i teraz też jego szyja zrobiła się czerwona. Zaśmiałem się głośno po czym usiadłem na nim okrakiem. Cały czas wpatrywałem się w jego ciekawskie oczka a dłońmi sunąłem w dół jego ciała, po bokach. Zatrzymałem się przy końcach koszulki i chwyciłem obiema rękami jej rąbek i pociągnąłem do góry zdejmując ją z niego. Moim oczom ukazał się cudownie wyrzeźbiony brzuch, który falował pod wpływem nerwowego oddychania chłopaka. Nachyliłem się do jego torsu i złożyłem mokry pocałunek w miejscu gdzie znajdowało się jego serce. Usłyszałem jak z jego ust wydobywa się cichy jęk i uśmiechnąłem się w jego skórę. Nachyliłem się do niego i wyszeptałem w jego wargi: - Jesteś taki piękny. - po czym ucałowałem je.

      Harry zbytnio się wstydził, żeby na moich oczach się rozebrać do końca więc zszedłem z niego i położyłem się obok. On pod kołdrą zdjął z siebie dresy i bokserki a moje oczy się rozszerzyły. Za dużo sobie w tamtej chwili wyobrażałem i starałem się uspokoić swój organizm. Pomogła mi w tym myśl, że on dopiero miesiąc temu skończył osiemnaście lat a ja miałem mieć w tym roku, w grudniu dwadzieścia sześć. Był młodszy o te niespełna osiem lat rocznikowo, ale tak naprawdę to o siedem lat i ponad miesiąc.

      Spojrzałem na niego a on uśmiechnął się do mnie słodko. Przyglądał się mi jak ja zdejmuje z siebie koszulkę i potem szorty. A kiedy zauważył, że moje bokserki również lądują na dywanie znów jego twarz pokryła się czerwienią. Przybliżyłem się do niego po czym ucałowałem w czoło a następnie rozłożyłem ponownie ramiona. Wahał się chwilę ale ostatecznie przylgnął do mojego boku głowę kładąc na mojej piersi. Czułem ciepło bijące od jego ciała i było mi tak przyjemnie z nagim Harrym tak blisko nagiego mnie. Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie działo. Objąłem go w pasie kładąc dłoń na jego biodrze a podbródek oparłem o jego główkę, nos chowając w pięknie pachnących lokach. On natomiast swoją dłoń ulokował na moim brzuchu. Nie mieliśmy nawet najmniejszego zamiaru się dotykać. Po prostu spaliśmy nago w swoich objęciach. Ucałowałem go jeszcze we włosy i mówiąc sobie ciche dobranoc poszliśmy spać.

      A następnego ranka zobaczyłem go całego, nagiego.

     
Leżeliśmy w swoich objęciach bardzo długo. Byłem pewien, że kilka godzin. Wymienialiśmy się co chwila słodkimi buziakami czy uroczymi komplementami. Naprawdę nie chciałem wychodzić teraz z łóżka. Już nigdy. Harry był szczęśliwy więc ja też. Tak bardzo cieszyłem się widząc go takiego. On chował nos w zagłębieniu mojej szyi a ja głaskałem go po nagich plecach. Druga moja dłoń splątana była z jego. Czułem jak jego kciuk gładzi miejsce pomiędzy moim kciukiem a palcem wskazującym. Uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy. Harry dawno taki nie był. Przez moją pracę, ciągły wspólny tres i psychologa nie mogliśmy sobie pozwolić na takie czułości. To znaczy, nie było czasu ani odpowiedniego momentu. Pocieszanie Harry'ego się nie liczy, bo to pocieszanie. A teraz po prostu byliśmy szczęśliwi. W tejże chwili. Bez żadnego pretekstu. Razem.


      Usłyszałem jak na dole dzwoni telefon stacjonarny. Jęknąłem na to zdarzenie a Harry mi wtórował. Ten kto śmiał przerwać naszą piękną chwilę będzie gorzko tego żałował. Już miałem się podnieść kiedy Harry pociągnął mnie w dół za ramię. Bardziej się na mnie położył i przyparł do łóżka wszystkimi siłami jakie miał.

      - Haz, a jeśli to coś ważnego? Jeśli to ktoś z pracy? - spytałem i w momencie telefon przestał dzwonić.

      - Jejku, oddzwonisz. Teraz spędzasz miło czas ze swoim chłopakiem. - powiedział dumnie po czym ucałował mnie w pierś.

      - No dobrze. - zgodziłem się. Harry już tak nie naciskał na moje ciało więc odprężyłem się. Czułem jak suwa swoimi ciepłymi paluszkami po moim torsie a mnie przeszedł przyjemny dreszcz... kiedy rozbrzmiał dzwonek telefonu Harry'ego. Rozejrzałem się po pokoju, by go znaleźć; leżał pod oknem balkonowym i kręcił się w kółko ze względu na włączone wibracje.

       - Harry. - mruknąłem w jego włosy - To ktoś do ciebie, kochanie. Odbierz.

      - Nie chce mi się. - uparł się trzymając się kurczowo mojego ramienia. Nie miałem jak wydostać się z jego uścisku więc leżałem i czekałem, aż dzwonek ustąpi. Po chwili jednak znów usłyszeliśmy refren "Paradise". Zdenerwowany Harry zwlókł się ze mnie i podreptał do telefonu kręcąc przy tym swoimi nagimi pośladkami na co zaśmiałem się głośno. Sięgnął po telefon a jego oczy nagle zrobiły się niesamowicie duże a uśmiech powiększył się tak bardzo, że chyba bardziej się nie da.

      - Co jest? - spytałem siadając na łóżku z zamiarem podejścia do niego. - Kto to?

      - To tata! - pisnął i za chwilę znalazł się obok mnie podrygiwując z podekscytowania.

      - To odbierz! No już! - cieszyłem się razem z nim. Jego tata był w Irlandii razem z jego siostrą, pracowali tam. Ostatni raz Haz miał okazję rozmawiać z nim kilka miesięcy temu kiedy matka wyrzuciła go z domu a widzieli się prawie rok temu. Z Desmondem Harry jest chyba nawet bardziej związany niż z mamą. On jako pierwszy dowiedział się o odmienności syna i zaakceptował go. Nie to co Anne. I naprawdę chciałem w końcu poznać tego faceta.
 

      Po chwili się uspokoił się a ja usiadłem za nim obejmując go w pasie. Przesunął kciukiem po ekranie i przyłożył telefon do ucha.

      - Halo? - odezwał się drżącym głosem, widziałem, że się denerwował.

      - Harry? Cześć, mały. Tata dzwoni. - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie, zauważyłem, że na te słowa twarz Harry'ego robi się lekko różowa. Zachichotałem mu do ucha po czym ucałowałem je lekko.

      - Tato! - jęknął niezadowolony tak samo jak ja kiedy powiedział do mnie po nazwisku. - Nie mów tak do mnie, jestem duży. - mruknął wiercąc się w moich ramionach. Szeptem poprosiłem go, by włączył na głośnomówiący.

      - Tak, wiem. - zaśmiał się mężczyzna. - Więc co u ciebie, maluchu? - w jego głosie dało się słyszeć, że się uśmiecha. Harry oblał się jeszcze większym rumieńcem a ja z trudem starałem się nie roześmiać. - Okej, w porządku, już nic nie mówię. - odezwał się kiedy Haz nic nie mówił. - Co słychać?

      - W porządku. - odpowiedział Harry uśmiechając się delikatnie. Tak naprawdę to nie było w porządku. Jasnym dla nas było co ostatnio się dzieje, szczególnie z Harrym, ale wiedziałem, że chłopak nie powie tego tacie. W sumie to on pewnie uważa, że to nic takiego, że nie musi go o tym informować. Więc dla Harry'ego jest w porządku.

      - Co u mamy? - spytał delikatnie mężczyzna jakby bał się poruszać ten temat. Wiedział co się stało.

      - Nie wiem. - odpowiedział Harry po dłuższej chwili. Jego głos już nie był taki pewny jak kilka sekund wcześniej.

      - Spokojnie, kochanie. - poprosiłem cicho ucałowawszy go w policzek. Rozluźnił się.


      - Och, dobrze. - mruknął Desmond. Czułem, że był zły na siebie o to pytanie. - Ej, słyszę tam kogoś. Czyżby to Louis? - zaciekawił się radosnym głosem. Haz od razu poprawił się na miejscu a na jego buźkę wtargnął słodki uśmiech. Ja też się rozpromieniłem. - Louis tam z tobą jest?

      - Tak, wiesz... my... spędzaliśmy miło czas dopóki ktoś nam nie przerwał. - zachichotał Harry. Cieszyłem się na ten widok i bardzo chciałem, by zostało tak do końca dnia.

      - Ach tak? Przerwałem w czymś ważnym? - odparł zadziornie mężczyzna. Z ust mojego chłopaka znów wydostał się cichy śmiech. Podziwiałem w nich to, że tak swobodnie rozmawiają na takie tematy. W sumie mój tata też taki był.


      - Tak, Lou właśnie mnie rozbierał i...

      - Harry! - pisnąłem zażenowany a w odpowiedzi dostałem dwa głośno śmiechy. - To nie tak, proszę pana. Harry zmyśla. Tylko się przytulaliśmy. - odparłem zawstydzony. Czułem się jakbym znów miał siedemnaście lat.

      - Po pierwsze, witaj Louis. A po drugie, to twoja sprawa co robisz z moim synem w łóżku.. - powiedział ciepło i tym razem to moja twarz pokryła się purpurą a Harry starał się zdusić w sobie śmiech.

      - Dzień dobry. - odpowiedział troszkę pewniej. - I my z Harrym nic nie robiliśmy, naprawdę. - starałem się przytrzymać moją wersję jako tę prawdziwą.

      - Dobrze, już dobrze. - zaśmiał się Des i ja w końcu też się uśmiechnąłem. - A tak w ogóle to miło cię poznać. W końcu. - tak, to było nasze pierwsze "spotkanie".

      - Wzajemnie. - odparłem z uśmiechem. - Cieszę się, że Harry ma takiego tatę.

      - A ja się cieszę, że mój syn ma takiego chłopaka. Jest z tobą szczęśliwy, prawda?
      - Oczywiście. - przyznałem dumnie. - Szczęśliwy, bezpieczny i czegokolwiek jeszcze zechce.

      - Ej, ja tu ciągle jestem. - zaśmiał się Haz a my mu wtórowaliśmy.

      - W porządku. Więc... dzwonię, Harry, po to by coś oświadczyć. - zaczął poważnie Desmond.

      - Co się stało? - przeraził się mój chłopak jednak szybko go uspokoiłem pocałunkiem w głowę.

      - Nic strasznego, tak naprawdę. A przynajmniej dla mnie. I wydaje mi się, że dla ciebie również. Okej, prosto z mostu. Będziesz miał braciszka, Harry. Jennifer jest w czwartym miesiącu ciąży. - zaćwierkał do telefonu. Jennifer to narzeczona Desmonda od jakichś dwóch lat. Na tę informacje moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości a Harry zatkał usta dłonią. - Harry? Jesteś tam? - zaniepokoił się Styles.

      - Ja, um... tak. Tylko... wow. Tato, zaszalałeś! - zaśmiał się Harry co i u mnie wywołało cichy śmiech.

      - Hah, no tak. W końcu się nam udało. - ucieszył się mężczyzna. - Dowiedzieliśmy się dopiero niedawno kiedy Jenni zaczęła się źle czuć a jej brzuszek był jakiś dziwnie większy. - zaśmiał się a Haz odpowiedział tym samym. - Jestem taki szczęśliwy. To już moje trzecie dzieło. - tym razem to ja się zaśmiałem.

      - Mam pan power. - powiedziałem z uśmiechem a Harry wtulił się w mnie.

      - Tak, też tak sądzę. Jenni miała pięćdziesiąt procent szans na zajście w ciąże ale ma przecież przy sobie stuprocentowego mężczyznę więc udało się nam! - ucieszył się. Słychać było, że był naprawdę szczęśliwy a Harry razem z nim. Zawsze marzył o braciszku i o to ma - osiemnaście lat młodszego.

      - Jennifer to fajna babka, tato. - powiedział Harry z uśmiechem i rumieńcami. Desmond odpowiedział mu chichotem. - Naprawdę się cieszę i gratuluję wam.

      - Dzięki, maluchu. - o dziwo Harry nic nie powiedział na ten epitet. Ciągle się uśmiechał.

      - Tęsknie za wami... i za Gemmą. - odezwał się teraz nieco mniej pogodnym głosem.

      - My też tęsknimy, maluchu. - przyznał ojciec. - Chciałbym cię teraz przytulić, wiesz? Tak dawno tego nie robiłem...
      - Przyjedźcie! - zaproponował rozentuzjowany. - Są wakacje! Przyjedźcie, proszę. Wszyscy najlepiej.

       - Harry... - zaczął spokojnie Desmond. Widziałem jak z buźki Harry'ego znika uśmiech. Był przygotowany, że ojciec powie nie. - Masz rację. Jak tylko znajdziemy kilka dni wolnych to od razu jesteśmy w Londynie. - powiedział radośnie a Harry znów się rozpromienił.Tak długo się nie widzieli, że to jasne, iż się bardzo ucieszył.

      - Naprawdę? Jejku! Już się nie mogę doczekać! Poznasz w końcu Lou, tak na serio! - zapiszczał do słuchawki a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu.

      - Haz, spokojnie. - zachichotałem mu do ucha.

      - Tak, ja też się cieszę. To widzimy się niedługo, tak?

      - Już kończysz? - Harry posmutniał.

      - Tak. Jestem w pracy a moja przerwa zaraz się kończy - westchnął mężczyzna. W słuchawce dało się słyszeć jak się podnosi.


      - Och. No to do zobaczenia tato. - powiedział Haz już weselej.

      - Tak, do zobaczenia. Cześć, Louis.

      - Do widzenia.

      I się rozłączył.

      Spojrzałem na Harry'ego, który przez chwilę wpatrywał się w telefon. Zaraz obrócił się do mnie i uśmiechnął szeroko a w jego policzkach pojawiły się wspaniałe dołeczki. Również się uśmiechnąłem.

      - Będę miał brata! - wykrzyknął rzucając mi się w ramiona. Objąłem go mocno i zaśmiałem się szczerze. Był taki szczęśliwy. Ucałowałem go we włosy i pozwoliłem wtulić się w moja szyję. - I tata przyjedzie! Poznasz go!

      - Też się cieszę z tego powodu - przyznałem. Odsunął się ode mnie i usiadł na przeciwko po turecku. Chwilę przyglądał mi się jak mały kociak, aż w końcu się odezwał.

      - A kiedy ja poznam twojego tatę? - spytał cicho a ja zrobiłem wielkie oczy. - Mamę znam. Ale o tacie nigdy nie wspominałeś. A ja nie pytałem... - szepnął patrząc na mnie intensywnie. Poczułem jak moje serce zaczyna bić szybciej. Fakt, Harry teraz po raz pierwszy spytał o mojego tatę. Spanikowałem. Nie wiedziałem co robić? Powiedzieć mu? Przecież nie zostawi mnie z takiego powodu, prawda? Byłem przekonany, że nie. Jednak myśl, że muszę mu powiedzieć tak brutalną prawdę sprawiała, że miałem ochotę się rozpłakać. Tata Harry'ego miał już narzeczoną, dziecko w drodze, miał dobrą prace, był wspaniałym człowiekiem... A mój? Nie, nie chodzi o to, że nic nie osiągnął czy się go wstydzę. Nie ma mowy, jestem z niego dumny ale... on jest w więzieniu. Jak Harry na to zareaguje? Nadal będzie chciał go poznać?

      - Haz... - westchnąłem. Usiadłem pod ścianą i zachęciłem go, by usiadł między moimi nogami, jak zawsze. Objąłem go ramionami i oparłem podbródek na jego barku. Złożyłem tam delikatny pocałunek i przymknąłem oczy zanim znów zacząłem mówić: - To trudne, kochanie.

      - Dlaczego? Stało się coś? - spytał troskliwie.

      - Nie. To znaczy... tak. To znaczy... eh. Posłuchaj. Nigdy ci o nim nie mówiłem, bo... bo się bałem. Bo to dla mnie trudne. - Harry nie odzywał się nawet kiedy przestałem mówić na chwilę. Czekał cierpliwie, aż zacznę kontynuować i w tym czasie pocierał lekko moją dłoń na swoim brzuchu. - On jest w więzieniu. - poczułem jak mój chłopak się spina ale mówiłem dalej. - Widzisz... to długa historia...

      - Chętnie posłucham. - wtrącił się ciepłym głosem. Od razu zrobiło mi się lepiej.

      - Mój tata trafił do więzienia przeze mnie. - zacisnąłem powieki, by żadna łza się nie wydostała na powierzchnię. Harry siedział cicho. - Jest dla mnie tak samo ważny, jak twój tata dla ciebie. To również on jako pierwszy dowiedział się, że jestem gejem. Zaakceptował to i wspierał mnie. To się stało kiedy miałem osiemnaście lat, mieszkałem jeszcze w Doncaster. Tam już wszyscy wtedy wiedzieli o mojej orientacji. Niektórzy mieli to gdzieś, inni się przejmowali a jeszcze inni nienawidzili mnie za to. Tych ostatnich było znacznie mniej ale jednak byli. Było to czterech chłopaków z mojej szkoły. Rok starsi ode mnie. Byłem przez nich poniewierany. - mój głos zaczął się trząść. Harry nie wiedział o tym. Nigdy nie mówiłem mu jak to było w liceum. Zauważył jak się czuję i przekręcił głowę, by ucałować mnie w szczękę. Od razu zrobiło mi się lepiej. - Któregoś dnia byłem z tatą na mieście. No i oni się nawinęli. Nie wiedzieli, że to mój tata. Nazwali mnie dziwką a tatę moim sponsorem. Tata się wkurzył. Mówiłem mu, że mam problemy w szkole ale nie wiedział, że aż takie. Był naprawdę zdenerwowany. A oni jeszcze mu dokuczali. Prosiłem, żeby nie robił nic głupiego. Ale nie słuchał mnie. Rzucił się na nich z pięściami. Pobił ich. I to bardzo. - po moich policzkach spłynęły łzy. Nadal to wszystko mnie bolało.

      - Lou... - szepnął Haz tuląc się do mnie jeszcze bardziej. - Nie płacz.

      - Jeden do tej pory jeździ na wózku. Reszta pewnie ma się już dobrze ale... ten... on był w śpiączce przez miesiąc. Jeden miał złamane dwie ręce, drugi nogę i rękę, a ostatni miał poważne obrażenia wewnętrzne. Miałem tylko osiemnaście lat. Wiesz jak się bałem? Że stracę tatę... Trafiliśmy do sądu. Tata wziął wszystko na siebie. Powiedział, że to nie była moja wina, że ja nie mam nic z tym wspólnego, że starałem się go odciągnąć od nich, chciałem go powstrzymać a on mnie nie słuchał. - przełknąłem głośno. - Dostał osiem lat. A oni grzywnę za znęcanie się nade mną, tysiąc od każdego. Nie chciałem tego. Chciałem tylko, żeby wypuścili tatę a zamknęli mnie.

      - Louis. - Harry odwrócił się do mnie. Ujął moja twarz w swoje dłonie i starł łzy z policzków. - To nie twoja wina. - szepnął.

      - Moja, Haz. To przeze mnie tata jest w więzieniu. Przeze mnie ich pobił. Gdybym nie był taki jaki jestem nie doszło by do tego. - wychlipiałem nie patrząc mu w oczy.

      - Kochanie, co ty mówisz? - Harry był przerażony. Pierwszy raz widział mnie takiego. Pierwszy raz słyszał takie słowa z moich ust. - To nie jest twoje wina. A gdyby była to musieliby cię zamknąć za bycie gejem. Chyba się tego nie wstydzisz, co? - spojrzałem na niego i w jego oczach zauważyłem łzy.

      - Nie. Oczywiście, że nie, Harry. Dlaczego? - spanikowany ująłem jego dłonie. Przyglądaliśmy się sobie z załzawionymi oczami.

      - Powiedziałeś, że gdybyś nie był taki jaki jesteś to nie doszłoby do tego. Czyli gdybyś nie był gejem... - powiedział Haz drżącym głosem.

      - Nie, kochanie. Ja już sam nie wiem co mówię. Po prostu nie... mój tata... - zacząłem się jąkać i puściłem ręce Harry'ego. Wtedy on znów się do mnie przybliżył i położył swoje dłonie na mojej twarzy.

      - Posłuchaj. To nie jest twoja wina. Nie możesz się o to winić. Tak naprawdę to wina tych kolesi. Twój tata działał w twojej obronie. W obronie swojego syna. Chronił cię, rozumiesz? Fakt, to nie było dobre posunięcie, żeby ich tak potraktować. Teraz jest efekt ale... powinieneś być dumny z taty, że się tak zachował. Że cię obronił. Kocha cię i pewnie nie chciał, by cię skrzywdzili tylko dlatego, że jesteś innej orientacji. Twoja orientacja nic tu nie zawiniła. Moim zdaniem to tylko ich wina. Sprowokowali twojego tatę. Dostali tylko grzywnę pewnie ze względu na ich stan zdrowia. Oni też powinni trafić do więzienia. Za prowokację i za to jak ciebie traktowali. To jest karalne, Lou. Ale sąd pewnie się nad nimi zlitował. Sam wiesz jakie mieli obrażenia. A twój tata jest nieźle silny. - mówiąc ostatnie zdanie uśmiechnął się. Byłem zdumiony jego słowami. On naprawdę tak uważał. Był taki mądry... Starał się mnie pocieszyć. Ale prawdą. Nie kłamał mnie, nie zmyślał. Mówił prawdę, mówił tak jak myślał. I myślał dobrze. Naprawił moje myślenie w jednej chwili kiedy to ja uważałem siebie za winnego przez te osiem lat.

      - Dziękuję. - odpowiedziałem tylko i za chwilę poczułem jego usta na swoich. Od razu odwzajemniłem pocałunek. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jego wargi były takie kojące. Zanim zdążyłem musnąć językiem o jego szybko się odsunął. Przyjrzał mi się jeszcze raz i przetarł moje wilgotne policzki. W tej chwili to on zajmował się mną... i był cudowny.

      - Twój tata to wspaniały człowiek, Lou. I nadal chcę go poznać. - rozwiał wszystkie moje wątpliwości dotyczące tej kwestii i automatycznie się uśmiechnąłem. - Co? Myślałeś, że się do niego zrażę? Nie ma mowy. Obronił cię, muszę go poznać. - wyszczerzył się do mnie po czym cmoknął mnie w policzek.

      - A to się dobrze składa, bo on też chce cię poznać. - przyznałem a na twarzy Harry'ego pojawił się szok. Zachichotałem na ten widok.

      - On o mnie wie?

      - Oczywiście. Jesteś moim chłopakiem. Wie odkąd tylko jesteśmy razem. - uśmiechnąłem się do niego kiedy on się nad czymś zastanawiał.

      - Odwiedzasz go? - spytał spokojnie. Już chyba wiedziałem do czego zmierzał.

      - Tak. Wiesz... muszę ci o tym powiedzieć... Odkąd jesteśmy razem byłem u niego dwa razy. W pierwszy tydzień naszego związku i w ten czwartek. - powiedziałem spokojnie. - Kiedyś odwiedzałem go kilka razy w tygodniu i...

      - W ten czwartek? - przerwał mi. - W ten kiedy nie było cię cały dzień a ja...

      - Tak, w ten. Stęskniłem się za nim.

      - Dlaczego mi nie powiedziałeś? Że chcesz odwiedzić tatę... Gdybyś mi powiedział wszystko wyglądałoby inaczej. Dlaczego mi nie powiedziałeś? - w jego oczach znów pojawiły się łzy. Przestraszyłem się i wziąłem go szybko w ramiona.

      - Haz, mówiłem, że to dla mnie trudne. Pewnie gdybyś dzisiaj o to nie spytał to długo bym zwlekał, żeby ci powiedzieć. Wiesz jakie miałem nastawienie do tego... ja się po prostu bałem. - wyszeptałem w jego włosy drżącym głosem.

      - W porządku. Nie jestem zły. Rozumiem. - odparł spokojnie a mnie kamień spadł z serca.

      - Cieszę się. - uśmiechnąłem się. - A on naprawdę chce cię poznać.

      - Też chcę go poznać. - odwzajemnił uśmiech i ucałował mnie w kącik ust. - Miałeś osiemnaście lat, tak? A on dostał osiem. Czyli w tym roku wychodzi? - spytał ożywiony na co zaśmiałem się cicho.

      - Tak, w grudniu. Przed świętami. - ucałowałem go w głowę.

       - Dobrze. Cieszę się. - przyznał splatając razem nasze palce.

      - Też się cieszę.

      Pchnął mnie lekko na poduszki a sam usiadł na mnie okrakiem. Spojrzał na mnie z błyskiem w oku po czym wpił się w moje usta. Objąłem go za szyję a on błądził swoim dłońmi po moim brzuchu. I tak jak mu obiecałem spędziliśmy cały dzień w łóżku, w swoich objęciach. Zdecydowanie ten dzień mogę zaliczyć do udanych. Wieczorem jak zawsze obejrzeliśmy wspólnie film. Było to jakieś tanie romansidło, które Harry wybrał ale nie ważne. Ważne, że cały czas się uśmiechał.