pdc

pdc

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 11. - Coś jest nie tak.

Dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. Przepraszam. Lubi ktoś dialogi?
I mało Larry'ego. W ogóle rozdział do dupy. Nudny... 




Poniedziałek, 16 lipca, 2012.

      Nienawidzę poniedziałków. Wstawanie o szóstej rano i patrzenie jak mój Harry słodko śpi jest jednocześnie wspaniałe i okropne. Wspaniałe, ponieważ Haz jest uroczy kiedy śpi (w sumie to zawsze jest uroczy) i kocham patrzeć na niego wtedy a okropne, ponieważ on może sobie jeszcze pospać a ja muszę wstać do pracy. Nie żebym nie lubił swojej pracy, bo lubię, ale jak już wcześniej gdzieś wspominałem, wolałem projektować a nie oceniać projekty innych. Sam bym chciał, tak jak oni, tworzyć a później swoje dzieło dać do oceny i być dumnym. Praca papierkowa nie była taka cudowna jak twórcze myślenie. Pomijając dobrą płacę, nie wiem dlaczego zgodziłem się na przeniesienie mnie na stanowisko wiceprezesa. Byłem czwarty na podium jeśli chodzi o ranking najważniejszych osobistości w tej firmie. Czy to było takie fajne? Nie wiem.

      Niechętnie wstałem z łóżka stawiając bose stopy na chłodnych panelach. Niemniej jednak było to przyjemne, gdyż było mi okropnie gorąco po śnie w lipcu z zamkniętymi oknami w całym pomieszczeniu. Było po prostu duszno. Odwróciłem się do Harry'ego i zdziwiłem się nieco widząc na jego odkrytej, mlecznej skórze gęsią skórkę. Mój chłopak był zmarzluchem, tak, ale że aż takim to nie wiedziałem. Sięgnąłem więc po kołdrę skopaną w tyłach łóżka i zakryłem nią jego drobne ciałko po samą szyję. Nachyliłem się do jego buźki i złożyłem delikatnego całusa na policzku i nieco dłuższego na czole. Przeczesałem dłońmi jego roztrzepane loki i na koniec szepnąłem mu, że go kocham.

      Podszedłem do dużej szafy i otworzyłem ją. Nie miałem dziś ochoty na garnitur więc wyciągnąłem czarne, megaobcisłe rurki i białą koszulę. Jeszcze tylko czarne skarpetki i z takim zestawem wszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic jednocześnie rozluźniając się. Zmyłem z siebie cały sen a moje mięśnie były gotowe do pracy. Wytarłem się, aż do czerwoności po czym założyłem wcześniej przygotowane ubrania. W końcu przyszedł czas na włosy. Dziś wyjątkowo wyglądały dobrze więc potraktowałem je tylko lekkim żelem układając na prawy bok. Spryskałem się nowymi perfumami Calvina Kleina i w końcu zszedłem do kuchni na śniadanie. Nastawiłem wodę na herbatę i w międzyczasie przygotowałem sobie cztery kanapki z sałatą, szynką i pomidorem do pracy. Do tego zestawu dołączyłem jogurt bananowy i batona zbożowego. Zalałem herbatę, dosypałem dwie łyżeczki cukru i zabrałem się za posiłek, który miałem zjeść w tej chwili. Zdecydowałem się na zwykłe tosty z serem i ketchupem. W końcu zasiadłem spokojnie do stołu i rozpocząłem konsumpcję.

      Rozkoszując się posiłkiem przeglądałem poranne wiadomości w moim telefonie. W tej chwili czułem się jak czterdziestolatek. Nie mogłem uwierzyć samemu sobie, że interesują mnie newsy z rana. Że w ogóle mnie coś takiego interesuje. Fakt, wieczorem z Harrym zawsze oglądamy ITVNews, żeby ogólnie wiedzieć co dzieje się na świecie i w kraju. Ale dziś jest pierwszy dzień kiedy z rana przeglądam wiadomości i czytam o Davidzie Cameronie. Zawsze grałem w jakieś nic nie warte gierki a teraz... naprawdę czułem się staro. Jednak myśl, że mój chłopak ma osiemnaście lat trochę poprawiła mi humor. W końcu mam w tym roku dwadzieścia sześć lat a nie sześćdziesiąt dwa. Uznałem po prostu, że to przypadek, iż interesuję się polityką Anglii. To pewnie tylko dziś. Jestem nieco rozkojarzony i nie mam nawet ochoty wstać od stołu. Tak, to pewnie dlatego.

      Po skończonym posiłku i czterech rundkach w Angry Birds byłem już gotowy do pracy. Była za dwie minuta siódma, zawsze potrzebuję mniej więcej tej godzinki, by dojechać do pracy. Nauczyłem się tego już pierwszego dnia kiedy zacząłem pracować i spóźniłem się ponad godzinę ze względu na kroki. Ledwo ubłagałem Paula, by dał mi jedną szansę a na pewno się poprawie i on nie będzie żałował. A teraz proszę - wiceprezes.

      Martwiło mnie tylko to, że Danielle jeszcze nie było. Przeważnie kiedy szykowałem sobie śniadanie ona już przychodziła. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że pewnie zaspała lub zatrzymały ją korki. Później więc, w pracy, zadzwonię czy wszystko w porządku. Teraz się śpieszyłem. Schowałem lunch i przekąski do teczki gdzie były również papiery, których treści nie znałem. Dopiłem herbatę i skierowałem się do drzwi. Tam założyłem moje mokasyny kiedy zauważyłem przez okno, że Danielle parkuje przy moim samochodzie. Uśmiechnąłem się pod nosem, na szczęście nic jej nie jest, i wyszedłem z domu. Rozłożyłem ramiona kiedy tylko dziewczyna wysiadła z samochodu. Posłała mi szeroki uśmiech po czym podeszła do mnie i wtuliła się w moje ciało.

      - Hej. - mruknąłem jej powitanie do ucha. - Co tak późno? - odsunąłem ją od siebie i spytałem z troską.

      - Zaspałam, przepraszam. - uśmiechnęła się blado.

      - Przestań, nie przepraszaj mnie. Każdemu może się zdarzyć. - zapewniłem ją i przyjrzałem się jej dokładnie. Faktycznie wyglądała na niewyspaną pomijając idealną fryzurę i świetne ubrania, które miała na sobie. Niemniej jednak jej oczy były podkrążone i jakieś takie... smutne. A uśmiech nie był taki szczery jak zawsze. Czy aby na pewno była tylko niewyspana?

      - Stało się coś? - spytałem zaniepokojony a ona spuściła wzrok. Wiedziałem.

      - Nic takiego. - powiedziała cicho.

      - Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Możesz mi powiedzieć, przecież wiesz.

      - Tak, jasne. Tylko... pogadamy jak wrócisz, w porządku? - uniosła na mnie wzrok. Jej oczy były już mokre a mnie serce zabolało.

      - Dani... - westchnąłem ledwo słyszalnie i wziąłem ją w swoje ramiona. - Nie płacz, kochana. Proszę. - pociągnęła nosem. - Jak wrócę to porozmawiamy, dobrze? - kiwnęła głową. - A teraz zajmij się moim chłopakiem, w porządku? - zachichotała cicho i odsunęła się ode mnie.

      - W porządku. - przytaknęła z uśmiechem. Dałem jej buziaka w policzek i kiedy ona zniknęła za drzwiami mojego domu ja wsiadłem w samochód i ruszyłem do pracy.


                                                                          ||PDC||


      Postanowiłem sobie, że kiedy zjem śniadanie zadzwonię do Zayna. Ostatni raz widziałem się z nim równy tydzień temu kiedy przyszedł przeprosić Harry'ego. Od tamtej pory się nie odzywał. Przyznam szczerze, że trochę się o niego martwiłem. Może się obraził o coś albo coś się stało... Chciałem usłyszeć jego głos i wiedzieć, że wszystko jest w porządku. Jest moim przyjacielem w końcu, odkąd pamiętam. Jest dla mnie jak brat mimo pewnego epizodu, który miał zdarzenie jakiś czas temu. Ma uraz do Harry'ego, bo jest dużo młodszy ode mnie. Czasami mnie wkurwia a nawet często ale mimo wszystko kocham go. 

      Razem z Margie zeszliśmy do bufetu na dole. Zajęliśmy mały okrągły stolik w kącie po czym dziewczyna złożyła zamówienie. Ja natomiast miałem swój posiłek, którzy przygotowałem rano, bardzo starannie. Co jak co ale domowe jedzenie jest najlepsze. Nie przepadałem za jakimiś wynalazkami w restauracjach. Zawsze wolałem zjeść coś co przygotowała mi mama czy Harry. Oni gotują najlepiej. W pracy natomiast zawsze lunch jadłem tutaj, w tym bufecie. Dziś jednak postanowiłem zjeść coś domowego. Nawet Margie się zdziwiła.

      - Nie zamawiasz? - spytała upijając łyk swojej wody gazowanej.

      - Dziś mam swoje żarełko. - uśmiechnąłem się dumnie kładąc na stół moje śniadanie w brązowej torbie papierowej. Dziewczyna zaśmiała się łagodnie.

      - Każdego dnia zadziwiasz mnie coraz bardziej. - zaczesała swoją bujną kręconą grzywkę za ucho. Miała naprawdę piękne włosy. Które jednak nie dorównywały sprężynkom Harry'ego.

      - Dlaczego?

      - No bo każdego dnia wnosisz coś nowego, ciekawego czy śmiesznego do mojego życia. Każdego dnia jakiś inny, ciekawy pomysł. - pochlebiła mi z uroczym uśmiechem.

       - Weź, bo się rumienię. - przyznałem szczerze, czując, że moja twarz, jak i szyja, robi się czerwona. Szybko przykryłem gorące policzki chłodnymi dłońmi.

       - Widzę właśnie. - zaśmiała się perliście a kilkoro osób w pomieszczeniu zwróciło na nas swoją uwagę. Poczułem, że zawstydzam się jeszcze bardziej a Margie zakryła usta dłonią starając się zdusić w sobie chichot.

      - Jesteś niemożliwa. - jęknąłem kręcąc głową.

      - Ale mnie kochasz. - wytknęła mi język i w tym samym momencie kelner przyniósł jej zamówienie; kanapki z żółtym serem i powidłami z malin oraz owocowa herbata. Jak zwykle to samo.

      - Nie nudzi ci się to? - zapytałem machając dłonią na jej posiłek i biorąc kęsa swojej kanapki.

      - Ile razy mam ci mówić, że...

      - ...takie śniadanie zawsze jadłam w rodzinnym domu na wsi i tak mi zostało, nie potrafię tego zmienić. Nie sorry cię. - dokończyłem za nią jej wieczną odpowiedź na zadawane przeze mnie pytania podobne do wcześniej wypowiedzianego, imitując jej delikatny głosik. Skrzywiła się a ja zaśmiałem w swoją dłoń.

      - Nienawidzę cię. - odburknęła splatając ręce na piersi i udając oburzoną. Widziałem jednak, że delikatny uśmiech błąka się na jej ustach. Wyszczerzyłem się do niej a ona za chwilę to odwzajemniła.

      Konsumując nasze śniadanie w międzyczasie rozmawialiśmy na różne tematy. Po cichu przyznała mi się, - w sekrecie oczywiście - że już nie jest pewna co do swojej orientacji, gdyż zauważyła, że inaczej patrzy na swoją przyjaciółkę. Dowiedziałem się, że dziewczyna zerwała z chłopakiem a ona oczywiście musiała ją pocieszać. Opowiadała mi jak to inaczej się czuła tuląc ją do siebie, wycierając jej łzy i powtarzając jej, że ten  Hubert(?) to zwykły palant, bo zostawił taką wspaniałą dziewczynę dla jakiegoś plastika. Mówiąc mi o niej zauważyłem w jej oczach te miłe iskierki radości, uroczy uśmiech i w ogóle wyraz twarzy jakby była zakochana. Potwierdziłem jej tezę, iż być może jest zauroczona przyjaciółką. Ona natomiast posmutniała, bo stwierdziła, że nie będzie miała u niej szans. Szybko ją pocieszyłem faktem, że przecież rozstała się z chłopakiem, jest wolna a Margie to jej wspaniała przyjaciółka, która tak cudownie ją pociesza. I może mieć jakieś szanse w końcu.

      - Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. Pokaż jej jak ważna jest dla ciebie i że jest ważna w ten inny sposób. - posłałem jej dodający otuchy uśmiech. Odwzajemniła go lekko.


      - Co mam zrobić? - spytała patrząc na mnie błagalnie, jakby prosząc bym wymyślił jej plan działania.

      - Jak ona się teraz czuje?

      - Jest w kompletnej rozsypce. Minął tydzień a ona ciągle potrafi się rozpłakać. - posmutniała.

      - Hmm... to zrobisz tak. Skoro tak źle z nią to zaproponuj jej babski wypad.

      - Babski wypad? - dziewczyna zmarszczyła brwi i odsunęła się od stołu, plecy opierając na oparciu krzesła.

      - No... czy co wy tam dziewczyny robicie. Możesz zabrać ją na randkę. - uśmiechnąłem się do niej ukazując swoje zęby a ona posłała mi spojrzenie mówiące, że to nie wchodzi w grę. - Posłuchaj. Jeśli ja bym był w twojej sytuacji a Harry byłby tą twoją koleżanką to wziąłbym go

do jakiejś miłej knajpki. Porozmawiał o wszystkim ale omijałbym tematy dotyczące związków i tak dalej. - wzruszyłem ramionami a ona słuchała uważnie. - Potem powiedziałbym mu jak ważny jest dla mnie, że chcę jego szczęścia bla bla bla - wywróciłem oczami na co Margie się zaśmiała. - Komplementowałbym go w delikatny sposób, jakieś szepty, niechcący muśnięcie dłoni i tak dalej w nieskończoność. Potem zabrałbym go do siebie jeśli by się zgodził. Jakaś lampka wina, wszystko by nie myślał o byłym. Romantyczna rozmowa i pewnie zasnęlibyśmy w swoich ramionach. Rano on się budzi z głową na mojej piersi, przygląda mi się jak śpię i jest mną zauroczony i...

      - Dobra, już łapię. - Margie zaśmiała się głośno i szczerze. Uśmiechnąłem się do niej zawstydzony, ponownie dzisiejszego dnia.

      - Przepraszam, zapędziłem się. - zdjąłem dłonie ze stołu i położyłem na swoje kolana.

      - Zauważyłam. - uśmiech nie schodził z jej buźki. - I dziękuję. Chyba tak zrobię.

      - Cieszę się, że mogłem pomóc. - przyznałem a moja pewność siebie za chwilę wróciła. Jej, pomogłem przyjaciółce. Nie powiem, że byłem z siebie dumny. Zaakceptowała moją radę i postanowiła wcielić ją w swoje życie. Ucieszyłem się.

      Nagle przy nas pojawił się James a mój uśmiech zamienił się w grymas. Dziś jeszcze nic mi nie zrobił ale mimo wszystko miałem ochotę walnąć go w twarz. Ot tak bez powodu. Chociaż nie, powód był: on sam.

      - Hej, Margie. - przywitał się z dziewczyną a mnie nawet nie zaszczycił swoim spojrzeniem. Stanął do mnie plecami, tak bym nie musiał patrzeć na jego wstrętna gębę. I dobrze. W tej chwili chciałem mu podziękować.

      - Och. Cześć. - brunetka wymusiła uśmiech. Również nie cierpiała go jak ja.

      - Paul cię potrzebuje do jakichś rachunków czy coś. - oznajmił ciepło trzepocząc przy tym rzęsami a dziewczyna westchnęła ciężko. Machnęła na niego ręką.

      - Dzięki. Już idę. - mruknęła jakby do siebie a on w końcu sobie poszedł. - Boże, jak ja go nienawidzę. - jęknęła uderzając czołem o stolik zaścielony kremowym obrusem. Wazonik z żonkilem stojący na środku zachwiał się trochę a ja zaśmiałem donośnie. Na szczęście pora lunchu już się powoli kończyła i w restauracji było zaledwie kilka osób, które nie zwróciło na mnie nawet najmniejszej uwagi.

      - Lubi cię. - przyznałem kiedy dziewczyna uniosła na mnie spojrzenie i poruszyłem znacząco brwiami.

      - Siedź cicho. Zarywa do mnie odkąd tu pracuję. Czy on przypadkiem nie jest gejem? - pokręciła niedowierzająco głową unosząc dłonie w geście bezradności.

      - Może leci na dwa fronty? Do Harry'ego ostatnio się podwalał. - na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Mój chłopak jeszcze się do niego uśmiechał i pomachał na pożegnanie.

      - Jest taki wkurwiający. - Margie jęknęła jakby do siebie po czym wstała od stołu. Sięgnęła do torebki i chwilę w niej grzebiąc wyciągnęła dwa banknoty po czym położyła je na tacy. - Idę do Paula. Pa. - podeszła do mnie i cmoknęła w policzek. Podziękowała jeszcze raz i ruszyła do wyjścia. Czekałem, aż zniknie za drzwiami a następnie również się zebrałem i wróciłem do biura.


                                                                    ||PDC||



     Planowałem zadzwonić do Zayna zaraz po śniadaniu. Jednak miałem trochę papierkowej roboty, która pokrzyżowała mi plany. Jak zwykle nic nie szło po mojej myśli. Nie chcąc przeciągać szybko wziąłem się za dokumenty. Skończyłem wszystko po jakiejś godzinie i wtedy już na spokojnie mogłem zadzwonić do przyjaciela.
 Poprosiłem jeszcze Margie by nikogo nie wpuszczała do mnie przez przynajmniej dziesięć minut z wymówką, iż jestem bardzo zajęty i nie można mi przeszkadzać. W końcu rozsiadłem się wygodnie w moim fotelu i w kontaktach wybrałem Zayna po czym kliknąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem urządzenie do ucha. Po trzech a może i sześciu sygnałach w końcu usłyszałem głos Malika. 

       - Lou? - powiedział zdyszany jakby biegał albo... całował się?

       - Cześć, Zayneh. - przywitałem się słodko. - Przeszkadzam?

       - Um... wiesz. Tak trochę? - och.
    

        - Och. - muszę przyznać, że w tej chwili zrobiło mi się głupio i... smutno. Przeszkadzałem mu. Kurde, Zayn nawet jak był w trakcie seksu odbierał telefony ode mnie i mówił, że nie jest szczególnie zajęty i może rozmawiać, nie przejmując się tą drugą osobą. A teraz... przeszkadzałem mu. Pierwszy raz w życiu. Zabolało. - To... to. Zadzwonię innym razem. - powiedziałem ze smutkiem w głosie.

      - Nie! Cholera, Louis, nie. To znaczy... stało się coś? - spytał a ja słyszałem w tle, że się poprawiał na miejscu.

      - Nic szczególnego. Chciałem tylko porozmawiać z przyjacielem. Ale skoro jesteś zajęty...

      - Nie, w porządku. Możemy rozmawiać. - powiedział szybko.

      - Zayn. - usłyszałem zachrypnięty i zirytowany głos. Zmarszczyłem brwi.

      - Chwilka, skarbie. - powiedział Zayn o wiele ciszej niż przed chwilą, jakby trzymał z dala telefon od siebie, bym nie usłyszał. Nie wyszło mu. Usłyszałem jakieś mlaśnięcie jakby całus o potem nieprzyjemny szelest i skrzypnięcie zamykanych drzwi. - Jestem. - tym razem powiedział do mnie, dużo wyraźniej.

     - Z kim jesteś? - zaciekawiłem się i... uśmiechnąłem. Zayn kogoś miał? Dlatego nie odzywał się cały tydzień? Chciałem zapiszczeć do telefonu ale jeszcze nie wiedziałem wszystkiego i by nie wypadało.

     - Z nikim. Louis...

      - Zayn. Nie okłamuj mnie. - przerwałem mu i uśmiechnąłem szeroko. - Masz kogoś? - spytałem prosto z mostu.

      - Louis. - jęknął zawstydzony a ja zaśmiałem się cicho. Był taki słodki.

      - No więc? - domagałem się odpowiedzi.

      - Louis, proszę...

      - To coś poważnego? - nękałem go dalej a z mojej twarzy nie znikał uśmiech.

      - Lou, posłuchaj mnie. Na razie nie czuję potrzeby, by ci się zwierzać. - posmutniałem. - Nie chcę zapeszać, okej? - powiedział cicho i na moje usta znów wrócił uśmiech.

      - W porządku. - przyznałem entuzjastycznie. Coś się szykowało i ja to czułem. Kiedy dzwoniłem do Zayna w takich sytuacjach on nigdy nie wychodził do innego pomieszczenia. Coś było na rzeczy...

      - Porozmawiamy o tym kiedy indziej, okej? Muszę już wracać. - powiedział zniecierpliwiony.

      - Dobrze. Leć już do niego. - ledwo powstrzymałem chichot. Zayn fuknął i chwilę się nie odzywał. W końcu pożegnał się zawstydzony i szybko rozłączył.

      Odłożyłem telefon i przez moment analizowałem wszystko w ciszy. Zaynie zdecydowanie miał kogoś. To znaczy... nie byłem pewien czy już byli razem czy to może jeszcze gra wstępna. Mimo wszystko czułem miłość w powietrzu. Malik w końcu szukał kogoś na poważnie, na stałe. Byłem z niego dumny, poważnie. On chyba nigdy nie miał chłopaka. (Pomijając mnie ale to taki szczegół, to się nie liczyło).

      W momencie zachichotałem do siebie. Cieszyłem się ze szczęścia przyjaciela, naprawdę. Już nie mogłem się doczekać kiedy poznam jego drugą połówkę. Chłopak albo będzie taki jak on albo to jego zupełne przeciwieństwo. Liczyłem na to drugie. Taki malutki blondynek z jasną karnacją, dobrze ułożony, schludnie ubrany to coś dla niego. I jakaś moja podświadomość mi mówiła, że taki właśnie jest jego przyszły chłopak. Kobieca intuicja czy coś...

      Kiedy wielkimi krokami zbliżała się godzina siedemnasta zacząłem się zbierać do domu. Wszystko co dziś zrobiłem podałem Margie, by zaniosła Paulowi. Potem wziąłem trochę papierkowej roboty do domu i na koniec zamknąłem swoje biuro. Chowając klucze do tylnej kieszeni spodni podszedłem do mojej sekretarki. Życzyłem jej powodzenia z przyjaciółką po czym pożegnałem się buziakiem w policzek i wyszedłem z firmy. W końcu. W końcu ten pieprzony poniedziałek dobiegał końca. Teraz czekała mnie przyjemniejsza jego część, czyli powrót do domu, do mojego Harry'ego.

      Jadąc spokojnie drogą i słuchając jakiejś brytyjskiej stacji, gdzie aktualnie puścili
 Kodaline - Big bad World, zespół za którym Hazz jeszcze niedawno szalał i planował układ do jednej z ich piosenek, zastanawiałem się czy zajechać do sklepu. Akurat zbliżałem się do TESCO i pomyślałem, że mógłbym kupić coś słodkiego Harry'emu i sobie. Zaparkowałem więc jak najbliżej sklepu i poszedłem na łowy. Upolowałem cztery paczki pianek marshmallow, zapłaciłem i wróciłem do Range Rovera. Po dwudziestu minutach byłem już blisko domu. Po sekundach wjeżdżałem na podjazd. Wziąłem zakupy oraz teczkę. Wysiadłem z samochodu po czym go zamknąłem i ruszyłem do domu. Drzwi były otwarte więc wszedłem spokojnie.

      - Hej. - przywitałem się z Dani, która krzątała się po salonie. Sprzątała?

      - Cześć. - westchnęła z uśmiechem. Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek.

      - Jak się czujesz? - spytałem odkładając wszystko, co miałem w rękach, na stół.

      - W porządku. - uśmiechnęła się słabo. Wiedziałem, że nie jest w porządku.

      - Och. To porozmawiamy teraz?

      - Najpierw idź przywitać się z Harrym. - chwyciła jedną paczkę pianek po czym mi podała próbując się uśmiechnąć.

      - Dobrze. - zgodziłem się i skierowałem swoje kroki do sypialni mojej i mojego chłopaka.

      Powoli wszedłem do pokoju i moim oczom ukazał się Haz siedzący na swoich piętach przy szafie i trzymający w obu rękach swój szary sweterek na wysokości twarzy. Nawet mnie nie zauważył. Wyglądał uroczo marszcząc swoje czółko. Przysunął materiał do nosa, zaciągnął się jego zapachem po czym się skrzywił. Ledwo powstrzymałem chichot, był taki słodki. Zgniótł ubranie w rękach i wyrzucił za siebie na jakąś kupkę. Sprzątał? On też?

      - Haz...? - spytałem niepewnie.

      - Louis! - pisnął po czym z szerokim uśmiechem wstał i rzucił się na mnie. Objął rękoma moją szyję i stanął na palcach.

      - Boże, kochanie... - zaśmiałem się łagodnie w jego loczki. Pachniały czekoladą.

      - Tęskniłem. - westchnął cicho.

      - Wiem. Ja też. - odsunąłem go od siebie na odległość ramion. Przyjrzałem mu się. Jego oczy były smutne ale cieszyły się na mój widok. Nie chciałem jednak teraz poruszać tego tematu. W zamian cmoknąłem go w jego różowiutkie usteczka. Uśmiechnął się.

      - Mam coś dla ciebie. - przerwałem przyjemną ciszę po czym pokazałem mu paczkę pianek. Jego oczka automatycznie się zaświeciły a uśmiech poszerzył, niemalże dosięgając uszu. Wyrwał mi słodycze z dłoni a następnie otworzył plastikowe opakowanie. Wyjął kilka pianek i wepchnął je sobie do buzi.


      - Ej, podziel się. - obruszyłem się robiąc z ust dziubek. Harry zachichotał ale wyjął jedną piankę i przystawił do mojej buzi. Otworzyłem ją i wystawiłem język a on spokojnie położył na nim słodycz. Uśmiechnąłem się do niego a on znów wpakował sobie kolejne pianki i zaczął wolno przeżuwać.

      - Jesteś niemożliwy. - zaśmiałem się.

      Kiedy się ogarnęliśmy postanowiliśmy zejść do Dani. Miałem z nią porozmawiać i bałem się, że ucieknie. Bałem się też, że stało się coś złego. Dziś rano się rozpłakała. Martwiło mnie to. Nigdy jej takiej nie widziałem. Naprawdę coś było nie tak, w złym sensie. Nie mogłem się przecież pomylić tak samo jak w kwestii Zayna. U niego było w porządku, a nawet bardzo. Natomiast u Danielle... Naprawdę musiałem z nią porozmawiać.

      Usiedliśmy z Harrym na kanapie naprzeciw telewizora jednak zwróciliśmy się w kierunku dziewczyny, która siedziała na fotelu obok. Objąłem chłopaka ramieniem a on niemalże położył się na mojej piersi. Ucałowałem go we włosy a on przerzucił ramię przez mój brzuch. Spojrzałem na dziewczynę. Była smutna. Ciekaw byłem czy Harry to zauważył dzisiaj ale już nie pytałem. Danielle wciągnęła nogi pod pośladki a dłonie ułożyła na swoich kolanach. Jej wzrok był skierowany w dół. Był pusty, nieobecny, smutny.

      - Dani. - zacząłem spokojnie z myślą, że spojrzy na mnie. Jednak nie. Cisza ta trwała może trochę dłużej niż pięć minut. Peazer siedziała ciągle w tej samej pozycji, Harry prawie przysypiał a ja wpatrywałem się w przyjaciółkę zmartwiony. Nie wiedziałem jak zacząć tę rozmowę, jak wyciągnąć z niej to co w sobie dusiła i nie chciała powiedzieć. Kurde, nie jestem psychologiem. Jak miałem to rozegrać? Nie chciałem, żeby się rozpłakała czy coś. W tej chwili było mi jej strasznie żal.

       - Powiesz mi co... - spróbowałem ponownie ale Danielle szybko mi przerwała.

       - Rozstałamsięzliamem. - co?

   
   Powiedziała tak cicho i niewyraźnie. Nie zrozumiałem.

      - Co?

      - Ech. - westchnęła głośno. Jej głos drżał. - Rozstałam się z Liamem. - powtórzyła tym razem wolno i wyraźnie. A mi aż mowę odjęło. Czy ja dobrze usłyszałem? Naprawdę?

      - Co? - zdziwił się Harry wybudzając się ze swojej drzemki. Opierał się na ramionach i wpatrywał ze zdziwieniem w dziewczynę, która od dobrych dziesięciu minut siedziała w tej samej pozycji.

      Nie mogłem w to uwierzyć. Danielle i Liam. Najcudowniejsza para pod słońcem. Byli przecież dla siebie stworzeni. Co poszło nie tak? Payne już nie raz mi mówił, że planuje się oświadczyć. Mieszkają razem. Kochają się. Każdy to powie widząc ich razem. Gruchają do siebie co chwilę kiedy są obok siebie. Czasami sam nie mogłem na nich patrzeć chociaż z Harrym zachowuję się tak samo. Co spowodowało, że się rozstali? Czy to jakiś głupi żart?

      - Dani... - odezwałem się po chwili ciszy. Dziewczyna w końcu podniosła na mnie wzrok. Jej oczy świeciły się od łez. Serce mnie bolało na ten widok. Wstałem szybko z kanapy i podszedłem do niej biorąc ją w swoje ramiona. Wtuliła się we mnie mocno i na dobre rozpłakała. Usiadłem obok niej ciasno ją obejmując i gładząc uspokajająco po plecach. Drżała w moich uścisku. Czułem, jakbym sam miał się zaraz rozpłakać.

      Wzdrygnąłem się czując czyjeś dłonie na swoich barkach. Obróciłem się delikatnie i westchnąłem przymykając powieki. To przecież był Harry. Smutny Harry, który najwyraźniej też chciałby się przytulić. Zrobiłem mu więc trochę miejsca i wcisnął się pomiędzy mnie a Danielle. Objął ją mocno a ona spojrzała na mnie mokrymi oczami. Posłałem jej delikatny uśmiech i w momencie usłyszeliśmy chlipnięcie. Harry się rozpłakał.

      - Och, kochanie. - westchnąłem po czym wtuliłem się w jego plecy a Danielle tuliła go do swojej piersi. Wszyscy wiemy, że Haz jest bardzo wrażliwy. Szczególnie ostatnio.

      - Hej, nie płacz. - szepnęła mu Dani na co on zaniósł się jeszcze większym płaczem.

      - Dlaczego? - odezwałem się do dziewczyny. Zrozumiała o co mi chodzi. Przymknęła oczy i wzięła drżący oddech.

      - Od dawna nam się nie układało. - powiedziała cicho, pocierając plecy mojego chłopaka. Chciałem zapytać dlaczego nic mi nie mówiła. Ona jak i Liam. Ale powstrzymałem się, nie chciałem robić jej teraz wyrzutów. - Wczoraj przeprowadziliśmy rozmowę. Mieliśmy ostatnio coraz mniej dla siebie czasu. Oboje czuliśmy, że coś się psuje. Staraliśmy się temu zapobiec. Jakieś randki, miłe wspólne wieczory, noce... Liam kupował mi różne prezenty, ja... - urwała na chwilę. - Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. Wczoraj oboje to zakończyliśmy. - w jej oczach znów pojawiły się łzy a dolna warga zaczęła drżeć. Już naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć, jak ją pocieszyć.

      Nie powiedziałem nic. Przytuliliśmy się w trójkę i trwaliśmy tak długi czas. Dopóki Harry się uspokoił. Potem dziewczyna doprowadziła się do porządku, pożegnała z nami i wyszła. Pojechała do mamy. Dlatego dziś przyszła później, jak się dowiedziałem. Wstała wcześniej od Liama, który spał w pokoju gościnnym, spakowała swoje rzeczy i zawiozła je do rodzicielki, wcześniej mówiąc jej co się stało. A potem przyjechała do nas.

      Nadal nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że Liam i Danielle już nie są razem.

   
  Wieczorem postanowiłem zadzwonić do Liama. Chciałem go poprosić, by przyszedł do mnie, byśmy mogli spokojnie porozmawiać. Wiedział o czym. Powiedział, że nie może. Że nie chce o tym gadać i chce być teraz sam. Stwierdził, że musi to przemyśleć, to co zrobili z Danielle. Czułem, że nie był pewny ich decyzji. Jednak nic nie mówiłem. Postarałem się uszanować jego prośbę, by przełożyć rozmowę na inny dzień. Rozłączył się bez pożegnania. Szczerze mówiąc to byłem na niego wściekły. Nie wiem o czym oni oboje z Danielle myśleli rozstając się
 ale byłem pewny, że to ich najgorszy pomysł w całym ich życiu. A Payne jest w końcu mężczyzną! Jak mógł to zrobić biednej, delikatnej i kruchej Danielle! Jak mógł w ogóle pozwolić jej odejść. Nie rozumiem. A jeśli to on tego chciał, jeśli to on wpadł na ten pomysł to przysiągłem sobie, że jak tylko go spotkam i okaże się to prawdą to mu rozkwaszę twarz. Naprawdę w tej chwili byłem strasznie wściekły. Miałem ochotę rzucić telefonem, który trzymałem w dłoni. Jednak Harry szybko mnie powstrzymał. Zabrał mi urządzenie z dłoni i poprosił, bym się położył. Zrobiłem więc tak jak chciał. Poczułem, że rozpina mi koszulę. Zdjął ją i odwiesił na wieszak. Następnie pozbył się moich spodni i skarpetek zanosząc wszystko do łazienki. Obserwowałem jak Harry zdejmuje z siebie ubrania po czym położył się obok mnie. Zakrył nas kołdrą i ułożył swoją głowę na mojej piersi. Musnął ustami moją skórę a mnie przeszedł dreszcz. Zawsze tak na mnie działał.

      Poczułem jak na oślep szuka mojej dłoni więc pomogłem mu chwytając jego. Splotłem razem nasze palce i uśmiechnąłem się do siebie. W tej chwili byłem pewny, że nie ważne co się stanie, nie ważne jak źle będzie, nigdy nie pozwolę mu odejść. Harry to miłość mojego życia, to 
ten jedyny. Nie wyobrażałem sobie zestarzeć się bez niego. To było niemożliwe. Byłem przekonany, że my to... na zawsze.

      - Wrócą do siebie, zobaczysz. - usłyszałem jego ledwo słyszalny szept. Ucałował mnie w miejsce gdzie znajduje się moje serce, jego ulubione miejsce do całowania na moim ciele, i nawet nie zdążyłem mrugnąć a on już zasnął.

6 komentarzy:

  1. Wow, just.. wow.

    OdpowiedzUsuń
  2. To było smutne, cholera no! Mam nadzieję, że się zejdą. Bo się zejdą nie? Muszą się zejść! Jak to powiedział Louis oni są parą idealną kurcze :( I ten moment w którym wszyscy w 3 się przytulali..idę płakać, tak idę płakać ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah tak szybko nowy rozdział?! Nieźle! xD Oby teraz w takim tempie się pojawiały ;p I rozdział nie dupy czy nudny. I okej może nie ma Larry'ego ( ;ccc) ale będzie chyba w następnym nie? Musi być... haha xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajnie że tak szybko dodałaś! Kocham cię tak strasznie mocno za to opowiadanie! ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że Dan i Li się rozstali ;/ nie wiem czemu ale mam 0.000001% nadziei, że stworzysz Ziam'a :D

    OdpowiedzUsuń
  6. W ciągu paru dni przeczytałam twoje poprzednie opowiadanie (przy którym zresztą na końcu się popłakałam) i to i po prostu się w nim zakochałam. Jest świetne, a ty masz genialne pomysły i cudnie wszystko opisujesz. Czekam z niecierpliwością na nexta i mam nadzieje, że Dani i Liam naprawdę się zejdą z powrotem. Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń