Dziękuje za ogrom komentarzy pod ostatnimi rozdziałami...
Wtorek, 17 lipca, 2012
Było jakoś koło godziny trzeciej nad ranem kiedy z przyjemnego snu wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Miałem ogromną ochotę dać sobie w twarz za to, że go nie wyciszyłem. Przez kilka sekund nie miałem nawet najmniejszego zamiaru go odbierać, chciałem poczekać, aż przestanie dzwonić i wtedy wrócę spokojnie do mojego snu a najlepiej wcześniej jeszcze go wyciszę. Jednak myśl, że Harry się obudzi a potem będzie miał problem z zaśnięciem sprawiła, że szybko sięgnąłem po urządzenie. Odebrałem nawet nie patrząc na ID dzwoniącego.
- Życie ci nie miłe? - syknąłem zdecydowanie niezadowolony z tego, że ktoś dzwoni do mnie o tej godzinie. Mój głos był niewyspany i przesiąknięty jadem.
- Louis? - po drugiej stronie usłyszałem chlipnięcie siostry. Automatycznie zerwałem się do pozycji siedzącej zaniepokojony jej telefonem o tej godzinie oraz roztrzęsionym głosem.
- Lottie? Co się dzieję? - poważnie, zacząłem panikować. Ona płakała.
- Mu-musimy porozmawia-ć. - chlipnęła a moje serce po prostu pękło. Moja mała siostrzyczka. Chciałem przytulić ją przez telefon.
- Jasne, tak. Oczywiście. Mów. - mówiłem chaotycznie i zdenerwowany. Usiadłem na łóżku stopy stawiając na panelach, przeczesałem palcami rozczochrane włosy.
- Tylko... nie przez tele-fon. Prosz-ę. - ponownie chlipnęła.
- To... jak?
- Przyjedź do mnie. - powiedziała już nieco spokojniej.
- Kochanie... Jest trzecia w nocy. - spojrzałem na zegarek; trzecia siedemnaście. - Jutro idę do pracy. Ty też. Więc może...
- Pro-oszę-ę. - zapłakała okropnie. Nie mogłem jej odmówić. Jeśli naprawdę coś się działo musiałem być przy niej. Od czego jest starszy brat?
- Będę za piętnaście minut. - powiedziałem cicho po czym się rozłączyłem. Ja poważnie miałem zamiar jechać do niej o trzeciej w nocy. Tylko... co z Harrym? Jeśli go teraz obudzę już nie zaśnie. A w dzień na pewno też nie. Znam go. Będzie zły albo, co gorsza, rozpłacze się. Do tego nie mogłem dopuścić. Ma twardy sen więc stwierdziłem, że po prostu pojadę do siostry i wrócę zanim on się obudzi. Nic nie zauważy. Tak, taki był mój plan, który na dziewięćdziesiąt procent był dobry. Nie przewidziałem jednak co będzie jak Haz się obudzi. Nie przyszło mi to w ogóle do głowy. Teraz myślałem o Lottie a nie o nim, co było złe. Powinienem to przemyśleć. Ale zamiast tego wstałem z łóżka, stopy wsunąłem w puchate, niebieskie kapcie a na ramiona zarzuciłem szary szlafrok. Wróciłem do łóżka.
- Zaraz wracam. - szepnąłem Harry'emu do ucha po czym ucałowałem go w czoło i chwytając telefon wyszedłem z sypialni. W kuchni z blatu wziąłem kluczyki od samochodu i domu. Już po chwili w pidżamie siedziałem w Range Roverze i jechałem do siostry o trzeciej nad ranem. Poważnie.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie co może się wydarzyć jak Harry się obudzi. Za późno o tym pomyślałem, byłem już minutę przed blokiem Lottie. Starając się odrzucić czarne myśli wysiadłem z samochodu i wszedłem do budynku. Drzwi były już otwarte więc Lottie pewnie widziała jak przyjechałem. Stąpałem szybko po schodach i już po kilku minutach byłem na piątym piętrze. Zapukałem do drzwi z numerem siedemnaście. Odczekałem chwilę i zaraz otworzyła mi moja siostra. Była cała zapłakana, jej oczy były czerwone i podpuchnięte tak samo jak cała twarz, jakby płakała przez całą noc. W ręku trzymała chusteczki. Szybko zgarnąłem ją w ramiona i ucałowałem we włosy. Płakała mi w ramię ale nie przejmowałem się tym. Bolało mnie serce na jej widok. Co takiego się stało, że aż tak to przeżywała? Do głowy przyszła mi myśl, że ona z Niallem to tak jak Dani i Liam... nie! Tego już za wiele. To było niemożliwe. To byłby jakiś absurd.
- Chodźmy do domu. - szepnąłem jej do ucha. Pokiwała lekko głową po czym zamknąwszy drzwi zaprowadziła mnie do swojej sypialni. Nie mieszkała z Niallem. Jeszcze nie. Wiem, że planowali od niedawna zamieszkać u blondyna. To byłoby cudowne.
Usiedliśmy na jej łóżku i mocno ją do siebie przytuliłem. Ona oparła swoją głowę o moje ramię a ja schowałem twarz w jej miękkich blond włosach. Pocierałem delikatniej jej plecy kiedy ona starała się powstrzymać płacz. Czułem jak zaciska dłonie na moim szlafroku. Nadal cała się trzęsła jednak nie słyszałem już szlochu. Jeszcze co chwila pociągała nosem ale nie płakała. W końcu odsunęła się ode mnie, przetarła dłonią mokre policzki i postarała się uśmiechnąć co od razu odwzajemniłem.
- Co jest? Co się stało? - spytałem w końcu. Przełknęła głośno po czym usiadła na przeciw mnie, po turecku. Wzrok utkwiła w swoich dłoniach na jej kolanach.
- Ja i Niall... - zaczęła cicho ale szybko jej przerwałem.
- Nie mów mi tego, proszę. - odparłem już lekko zdenerwowany. Naprawdę? Oni też? Co się dzieje z tymi ludźmi? Teraz to chciałem Niallowi rozkwasić twarz. Koleś chyba postradał zmysły. Moją siostrę tak potraktować? Niech się już boi.
- A-ale.. czego? - zdziwiła się dziewczyna marszcząc brwi. Spojrzała na mnie zdezorientowana a ja westchnąłem głośno.
- Ty i Niall. Rozstaliście się, tak? - zgadywałem. Lottie spojrzała na mnie jakbym co najmniej był jakimś wariatem. Zdziwiłem się. Nie o to chodziło?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego tak pomyślałeś? Przecież... kochamy się... - uśmiechnęła się a mi zrobiło się głupio. Czułem jak moja twarz robi się czerwona.
- Ja... nie wiem. Nieważne. - uśmiechnąłem się krzywo. - Więc o co chodzi?
- Ech. - westchnęła głośno i odezwała się po chwili ciszy. - Będziemy mieli dziecko. - powiedziała drżącym głosem. Spuściła wzrok i ponownie była bliska płaczu.
- Naprawdę? - pokiwała głową, ucieszyłem się. To przecież dobra wiadomość. Będę wujkiem. Kolejny dzidziuś w naszej rodzinie. - To wspaniale, Lottie! - krzyknąłem po czym wziąłem ją w swoje ramiona i uścisnąłem mocno oraz ucałowałem w głowę. Naprawdę się cieszyłem. Czułem jakbym to ja miałbym być ojcem.
- Cieszysz się? - wymamrotała zdziwiona w mój szlafrok.
- Oczywiście! Będę wujkiem, ja pierdole... - pisnąłem dusząc ją w swoim uścisku.
- Louis! Nie przy dziecku! - oburzyła się po czym oderwała ode mnie i instynktownie położyła dłonie na swoim brzuszku. Zaśmiałem się.
- Hah, przepraszam. - uśmiechnąłem się co odwzajemniła. - A ty się nie cieszysz?
- Louis... ja mam dwadzieścia lat. Studiów jeszcze nie skończyłam. - posmutniała. - Dostaje marne pieniądze w tej pracy...
- Ale Niall jest na ostatnim roku. - starałem się pocieszyć.
- Tak, ale... Jak zdoła utrzymać rodzinę po studiach tanecznych, co? Tak szybko kariery nie zrobi. Fakt, chce założyć szkołę taneczną. Planował też utworzyć grupę... z Harrym.
- Wiem. - westchnąłem przymykając oczy. Harry chyba już nie ma tego marzenia. Mieli razem z Horanem stworzyć zespół, jeździć na castingi, szukać innych członków. Jeszcze szkoła tańca. Lottie miała racje, Niall nie da rady sam.
- Pomogę wam. - zaproponowałem. Byłem pewny, że tego chcę. Mam dużo pieniędzy i przecież nie zostawię Lottie w potrzebie. - Mama pewnie też się ucieszy z pierwszego wnuka.
- Louis, nie możesz...
- Mogę. - przerwałem jej. - Mogę i chcę. Jesteś moja siostrą. A to będzie mój siostrzeniec czy siostrzenica. - uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Od razu zamawiam wujka chrzestnego. - uniosłem palec do góry a ona zachichotała.
- Dobrze. Dobrze, dziękuję... - westchnęła i wpadła mi w ramiona, objąłem ją mocno. Przecież nie pozwoliłbym, żeby wyleciała na ulicę z dzieckiem. Mogą nawet u mnie zamieszkać. Zrobię wszystko, by jej i dziecku i Niallowi pomóc.
- Czego się bałaś? - spytałem po dłuższej chwili ciszy.
- Hmm? - mruknęła cicho. Nadal tuliła mi się do piersi. Kątem oka widziałem, że jej powieki opadły. Była już spokojna i chyba bliska zaśnięciu.
- Dlaczego płakałaś. - sprostowałem. Spięła się. Przez moment się nie ruszała i chyba wstrzymała też oddech. Po długich sekundach postanowiła się ode mnie odsunąć ale nie za daleko. Odwróciła twarz tak, by na mnie nie patrzeć.
- Myślałam, że będziesz zły. - powiedziała drżącym głosem. Chciałem się odezwać ale przerwała mi. - To po pierwsze. Myślałam, że stwierdzisz, że jesteśmy nieodpowiedzialni. Ale to się po prostu stało. - ciaśniej objęła swój brzuch. - Po drugie, wiem, że z Niallem nie mamy odpowiednich warunków na utrzymanie niemowlaka. Tego boje się najbardziej. I po trzecie, nie chcę, żeby mama się zawiodła. Jestem jeszcze młoda, bardzo. Czuję, że mama będzie zła. Mówiła już wcześnie, ostrzegała mnie, że mam jeszcze dużo czasu. Nie skończyłam studiów. Jesteśmy z Niallem dopiero dwa lata, od półtora roku tak poważnie. A mama za nim nie przepada. - jej głos trząsł się coraz bardziej a jej oczy zapełniały się łzami. Miała racje tak w połowie. Mama tak mówiła. Że o dziecku ma myśleć dopiero po szkole, jak już znajdzie dobrą pracę. Nie podobało się jej też, iż Niall mógłby zostać jej zięciem. Ale hej! Nie zrobiła niczego w związku z tym, że jej jedyny syn jest homoseksualny więc co może zrobić córce w ciąży? Mnie się nie wyrzekła, więc Lottie tym bardziej.
- Hej, kochanie. - przybliżyłem się do niej i wziąłem ją w swoje ramiona. - Nie myśl tak. Może i mama tak mówiła. Ale stało się. I myślisz, że co zrobi? Wyrzuci cię z domu? Przecież już się wyprowadziłaś. Jesteś już samodzielna. Może na początku będzie zła. Ale przejdzie jej. Będzie miała wnuka. Doczekała się czasu kiedy jej dziecko, córka, sama ma dziecko. Ode mnie ich nie dostanie, więc...
- Louis. - przerwała mi. U nas to chyba rodzinne, wchodzić wszystkim w słowo. - Przecież możesz mieć dzieci. Możecie. - uśmiechnęła się słabo zmieniając temat. Najwyraźniej już ją przekonałem.
- Nie...
- Od czego jest adopcja? - ponownie się wtrąciła. - Macie dobre warunki, nawet bardzo dobre. Masz super pracę, duży dom, kupę kasy...
- I chłopaka. - dokończyłem za nią. - Rzadko pozwalają parom homoseksualnym na adopcję. A nawet jeśli to jest kupa papierów do wypełnienia, jakieś głupie wizytacje, długo się czeka. - zacząłem wymieniać i mój dotychczasowy uśmiech znikł. Naprawdę jednym z moich marzeń było posiadanie dzieci z Harrym.
- Ale jednak. Uda wam się, na pewno.
- Lottie. Okej, w porządku. Może kiedyś. - odwzajemniłem jej uśmiech. - Ale Harry ma dopiero osiemnaście, jest w drugiej klasie. To nie czas na dzieci. - zaśmiałem się a Lottie mi wtórowała.
- Dobrze. - zgodziła się. Poprawiła się na swoim miejscu. Ściągnęła gumkę z nadgarstka i związała swoje złociste kosmyki po czym przysunęła do mnie.
- Uspokoiłem twoje nerwy? - spytałem tuląc jej drobne ciałko do siebie. Pokiwała delikatnie głową. Uśmiechnąłem się.
Kurde. Będę wujkiem. Dopiero zdałem sobie z tego sprawę. Lottie urodzi maleńkie maleństwo. Niall będzie tatą. My będziemy wujkami, mama będzie babcią, dziewczynki ciociami. Harry jeszcze będzie miał braciszka. Boże, tyle się działo w tak krótkim czasie. Tyle dobrego. Haz się w końcu z tatą zobaczy. Niall i Lottie założą rodzinę. Ale mimo wszystko czułem, że to tylko chwilowe. Przecież Harry... dziś mieliśmy umówioną wizytę u psychologa. Jeszcze tyle nas czeka. Przecież to się dopiero zaczęło. Z Harrym jest źle. Wszyscy to już wiedzieli. No prawie. Dzieci tego nie załatwią. Chociaż... może jak Desmond przyjedzie to jakoś pogada z synem? Może on coś zdziała? Wiedziałem, że muszę z nim porozmawiać. W końcu to jego syn, z którym jest naprawdę bardzo blisko. Wie o nim praktycznie wszystko. Powinien zauważyć, że coś jest nie tak, prawda? Powinien nam pomóc.
Nawet nie zauważyłem kiedy Lottie zniknęła w kuchni. Widziałem jak szykuje nam coś do picia. Nie mogłem długo zostać. Wyciągnąłem telefon, by sprawdzić godzinę. Była za dwadzieścia piąta. Powinienem był już wracać, przespać się tę godzinkę i szykować się do pracy. A Harry... jeśli się obudził... Bałem się myśleć co się stanie. Jak on się poczuje jak obudzi się w nocy a mnie w ogóle nie będzie w domu? Nie mogłem do tego dopuścić. Musiałem już iść. Wstałem więc z łóżka siostry i poszedłem do niej do kuchni, gdzie już zalewała wrzątkiem rozpuszczalną czekoladę. Odchrząknąłem delikatnie, by zwróciła na mnie uwagę.
- Lottie. - powiedziałem cicho. - Muszę już iść.
- Ale... właśnie zrobiłam nam gorącą czekoladę. Myślałam, że jeszcze pogadamy... - posmutniała ale nic nie mogłem z tym zrobić.
- Przepraszam. Harry na mnie czeka. Jeśli się obudził a mnie nie ma..
- No tak. - uśmiechnęła się słabo. - Tak, pewnie, jedź do niego. Sama się o niego boję. - wzięła swój kubek z napojem i usiadła do stołu. Wzrok zatrzymała w jednym punkcie.
- Dasz sobie radę prawda? - spytałem nachylając się do niej. Pokiwała lekko głową po czym ucałowałem ją w policzek. - Cześć. - powiedziałem z uśmiechem i kiedy mi odpowiedziała wyszedłem po cichu z jej mieszkania. Wtedy czym prędzej zbiegłem po schodach ile sił w nogach. Wpadłem do samochodu, w duchu modląc się, by nie było jak w filmach, że pojazd nie chce odpalić. Na szczęście tak nie było. Z piskiem opon odjechałem spod bloku i ruszyłem w kierunku domu mojego i Harry'ego.
Kiedy byłem już na miejscu wpadłem do domu niczym burza. Jednak po chwili zachowałem spokój. Jeśli Haz śpi to przecież nie chciałbym go obudzić. Zachowywałem się więc bardzo cicho idąc na górę. Schody trochę skrzypiały ale to nie mogło obudzić mojego chłopaka. Drzwi od naszej sypialni były uchylone co mnie zaniepokoiło, bo wychodząc zamknąłem je. Z niesamowicie szybko bijącym sercem wszedłem do pokoju. Zatrzymałem się zanim zdążyłem przekroczyć próg drugą nogą. Nie było go. Świetnie.
Przełknąłem głośno po czym wycofałem się z pomieszczenia. Złapałem się za włosy i westchnąłem. Byłem zdenerwowany i przestraszony jednocześnie. Nie mogłem uporządkować myśli. Głowę zaprzątało mi tylko jedno słowo. Jedno imię. harryharryharryharryharry. Gdzie on do cholery mógł być. Nie wyszedł z domu. Był więc tutaj. Pierwsze o czym pomyślałem to łazienka. Nie wiem dlaczego, tak po prostu. Podszedłem wiec do niej, gdyż była zaledwie kilka kroków od naszej sypialni. Przyłożyłem do niej ucho i zacząłem nasłuchiwać. Żadnych dźwięków. Głucha cisza. Ale to nie odebrało mi nadziei. Naparłem na drzwi a one ani drgnęły. Były zamknięte na klucz. Harry tam był. Zdziwiło mnie to jednak, gdyż światło nie było zaświecone. Było tam tylko bardzo malutkie okienko niemalże przy suficie. Ale nie myślałem teraz o tym. To nie było ważne. Najważniejszy był Harry, który się tam zamknął.
- Harry? - odezwałem się cicho po czym zapukałem delikatnie w drewno. - Skarbie, wiem, że tam jesteś. Możesz mi otworzyć? - nawet po dłuższej chwili nie otrzymałem odpowiedzi. Zapukałem ponownie. - Harry, proszę cię. Otwórz mi. Wszystko ci wytłumaczę. - odezwałem się trzęsącym głosem. Naprawdę byłem bliski płaczu. Byłem wściekły na siebie. To ja do tego doprowadziłem. Zamiast gasić ogień to jeszcze go podniecałem. Co było ze mną, kurwa nie tak?
Usiadłem pod drzwiami opierając się o nie plecami. Kolana podciągnąłem do klatki piersiowej a głowa uderzyła w drewno. Znów zapukałem. Poczułem jak łza spływa po moim policzku. Łazienka była zamknięta. Światło zgaszone. Harry się nie odzywał. O czym mogłem pomyśleć w tej chwili? Tak cholernie się o niego bałem. Modliłem się, by niczego sobie nie zrobił. Ciągle wołałem do niego ale mi nie odpowiadał. Rozryczałem się, naprawdę. Byłem przerażony myślą, że mogłem go teraz stracić. Nie potrafiłem złapać oddechu. Cały się trząsłem a łzy spływały po moich policzkach jedna po drugiej.
- Do jasnej cholery, możesz się w końcu odezwać?! - krzyknąłem zrozpaczony i wydałem z siebie żałosny jęk bólu. Płakałem tak głośno, że Haz na pewno mnie usłyszał. Moje serce krzyczało. - Harry, proszę... - pisnąłem obejmując nogi ramionami i chowając twarz w kolanach. Po chwili usłyszałem kliknięcie przekręcanego zamka na co mój szloch się zatrzymał. Drzwi się nie otworzyły wiec wstałem gwałtownie po czym cisnąłem klamką w dół. Moim oczom ukazał się Harry. Jego twarz była zapłakana. Ręce były zgięte w łokciach a dłonie trzymał przed brzuszkiem niczym królik. Dopiero po sekundach zauważyłem, że w jednej z nim coś trzymał.
- Harry... - szepnąłem cicho i sięgnąłem po jego chłodną dłoń. On zamknął oczy i odwrócił głowę. Spomiędzy jego zimnych, bladych paluszków wyjąłem ostrą żyletkę. - Mój Boże. - szepnąłem przerażony, zakrywając dłonią usta. Moje oczy znów wypełniły się łzami i ogarnęło mnie poczucie winy. Szybko sięgnąłem po drugą rękę i obie obróciłem tak, by widzieć nadgarstki. Czyste. Harry się rozpłakał a ja przyglądałem się mu, sunąłem wzrokiem po całym nagim ciele w poszukiwaniu ran. Nic takiego na szczęście nie zauważyłem.
- Kochanie. - powiedziałem cicho drżącym głosem. Spojrzał na mnie zapłakanym wzrokiem. Jego bródka trzęsła się a moje serce bolało.
- Nie zrobiłem tego. - odezwał się bardzo cicho, ledwo słyszalnie. Kamień spadł mi z serca. Uśmiechnąłem się blado po czym wyrzuciwszy żyletkę zgarnąłem go w swoje ramiona. Znów się rozpłakał.
- Boże... kochanie. Już dobrze. No już, nie płacz. Jestem tu. - szeptałem mu we włosy i co każde zdanie całowałem go w nie. On natomiast drżał w moim uścisku. Naprawdę byłem na siebie okropnie zły, że doprowadziłem do takiej sytuacji. To była teraz moja wina. Tylko i wyłącznie moja. Wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka. Harry płakał przeze mnie i to bolało najbardziej. Skrzywdziłem go. Mojego malutkiego Harry'ego, który teraz płakał w moich ramionach. Jego ciałem wstrząsały dreszcze a on nie potrafił się uspokoić.
W końcu zaprowadziłem go do naszej sypialni. Ułożyliśmy się razem pod kołdrą; Haz leżał na mojej piersi i mocno obejmował w pasie. Ja nos schowałem w jego loki i jedną dłonią głaskałem jego a drugą głaskałem go po spiętych plecach. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Jedyne co przychodziło mi na myśl to:
- Przepraszam. - powiedziałem tak cicho, że obawiałem się czy mnie usłyszał.
- Mmm. - mruknął rozwiewając moje wątpliwości.
- Naprawdę, kochanie. Tak strasznie przepraszam. - myślałem, że zaraz znów się rozpłaczę. Zacisnąłem powieki, by nie pozwolić wypłynąć łzom.
- Gdzie byłeś? - spytał cichutko. Jego głos wciąż drżał ale już nieco mniej i był wyraźniejszy. Zanim się odezwałem westchnąłem głośno i oczyściłem swój głos.
- U Lottie. Zadzwoniła do mnie po trzeciej, że chce ze mną porozmawiać i kazała mi przyjechać. Płakała więc...
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? - przerwał mi, z wyrzutem.
- Bo wiem jaki masz sen. Potem już byś nie mógł zasnąć. Byłbyś rozdrażniony i...
- Mimo wszystko mogłeś mnie obudzić. Powiedzieć, że musisz jechać do siostry. - przerwał mi ponownie. Ton jego głosu mówił, iż znów jest bliki płaczu. - Wiesz jak się czułem? Budzę się w nocy a ciebie nie ma. Pomyślałem, że może jesteś w kuchni albo w łazience. To tam poszedłem. Ale nigdzie cię nie było. - chlipnął. - Zamknąłem się w łazience. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dlaczego ciebie nie ma. Co się stało. I znalazłem żyletkę. Chciałem tylko przestać płakać i się uspokoić. Ale wtedy ty wróciłeś. I było mi o wiele lepiej. Nie zrobiłem tego... - przerwał, by wziąć drżący oddech i zacisnął palce na mojej koszuli. - Ale jestem zły, słyszysz? - zapłakał wtuliwszy się we mnie. Objąłem go mocno a po moich policzkach spłynęły łzy.
- Wiem, kochanie. Rozumiem. Ale tak bardzo przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przepraszam. - powiedziałem na wdechu i schowałem twarz w jego loczkach.
- W porządku. - powiedział cicho, już dużo spokojniej.
- Kocham cię. - szepnąłem po czym odnalazłem jego dłoń i splotłem razem nasze palce.
- A ja kocham ciebie. - mruknął spokojnie. Ucałowałem go w głowę i powtórzyłem znów te dwa słowa i ponownie go cmoknąłem. Usłyszałem jak Harry się uśmiecha w moją koszulę.
Po chwili słyszałem tylko jego równomierny oddech i czułem na żebrach bicie jego serca. Zasnął nawet nie wiem kiedy. Ja nie zmrużyłem oka do rana. Złość na siebie wciąż mnie nie opuszczała. Wiedziałem, że poczucie winy będzie jeszcze długo mi towarzyszyć. Skrzywdziłem Harry'ego. Ja go skrzywdziłem. I to cholernie bolało.
||PDC||
O godzinie szóstej, kiedy zadzwonił mój budzik, Harry jeszcze spał, wtulony w mój bok. Jego loki rozsypały się na poduszce, usta były rozchylone i wydobywał się z nich ciepły oddech. Szybko wyłączyłem telefon, by go nie obudzić. Delikatnie wyswobodziłem się z jego uścisku i pod główkę wsunąłem mu poduszkę, która miała zastąpić moje ramię. Po wykonaniu porannej toalety ubrałem się w tradycyjną błękitną koszulę, czarną marynarkę i szare rurki. Zszedłem do kuchni, by przygotować sobie śniadanie do pracy jak i na teraz. Kiedy odkładałem produkty na swoje miejsce ktoś zapukał. Wiedziałem, że to Dani więc bez namysłu ruszyłem w kierunku wyjścia z domu.
Przepuściłem ją w drzwiach po czym przytuliłem na powitanie. Jej humor nadal nie był w najlepszym stanie. Uśmiech nie gościł na jej ustach a oczy wciąż były smutne. Może i to prawda, że odsunęli się od siebie, ona i Liam. Ale byłem pewny, że Danielle bardzo za nim tęskni. Byłem tylko ciekaw co Payne o tym myśli, czy jemu też brakuje dziewczyny. Jeśli tak, to po co im to było? Jeżeli za jakiś czas nie zobaczę ich znów razem to pobawię się w swatkę.
Zjedliśmy razem śniadanie. W międzyczasie opowiedziałem jej co działo się dziś w nocy. Powiedziałem jej, że Harry zapewne będzie dziś długo spał. Ona natomiast starała się mnie zapewnić, że to nie moja wina, iż tak się stało. No, przynajmniej nie całkowicie. Kazała mi się tak tym nie przejmować i pocieszyła faktem, że dziś mamy kolejną wizytę u psychologa. Na tę myśl zrobiło mi się lepiej. Na pewno opowiem dziś Alice o zaistniałej kilka godzin temu sytuacji. Byłem ciekawy co ona o tym sądzi. I przez całe osiem godzin pracy myślałem tylko o tym: o wizycie u pani psycholog.
Kiedy nadeszła ubłagana godzina; piętnasta piętnaście, zebrałem wszystkie swoje rzeczy i pognałem do wyjścia. Jeszcze pożegnałem się z Margie, która dziś nie zdążyła mi opowiedzieć jak rozwija się jej sytuacja z przyjaciółką - obiecałem jej rozmowę, jak najszybciej. Widziałem, że bardzo chciała mi się zwierzyć. W końcu kiedy już siedziałem w samochodzie i go odpaliłem, ruszyłem ulicami Londynu, w kierunku mojego domu i Harry'ego. To tak pięknie brzmiało w mojej głowie: dom mój i Harry'ego. Nasz dom.
Po pół godzinie byłem już na miejscu. Od samego rana targały mną nerwy i teraz pilnie potrzebowałem mocnej kawy chociaż takowej nie pijam. Postanowiłem sobie w głowie, że jadąc do psychologa zajadę do Starbucksa, by kupić napój. W salonie siedział już na kanapie uszykowany Harry. Jego humor był chyba nawet gorszy od humoru Danielle. Ale oboje byli przybici i w pomieszczeniu było naprawdę ponuro.
Podszedłem najpierw do brunetki i ucałowałem ją w policzek. Następnym, lepszym celem był mój chłopak. Nogi miał podwinięte pod pośladki a wzrok miał wbity w swoje dłonie leżące na jasnych spodniach. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem po czym złożyłem mokrego buziaka w kąciku jego ust. Uśmiech pojawił się na jego buźce ale jak szybko się pojawił tak szybko znikł. Sfrustrowany ująłem jego twarzyczkę w obie dłonie i nakierowałem na swoją. Przyjrzałem się jego smutnym oczom i coś ukuło mnie w okolicy serca. Zagryzłem wargę przyglądając się mu a on spuścił wzrok. Nie chciałem jeszcze bardziej go dobijać więc położyłem swoje usta na jego i zacząłem całować go leniwie. Dopiero po chwili zaczął oddawać pocałunek co mnie trochę zmartwiło. Moje mokre wargi przesuwały się delikatnie po jego i w końcu usłyszałem cichy jęk przyjemności. Zrobiło mi się lepiej, bo Harry'emu się podobało.
- Przepraszam. - powiedziałem kolejny raz dzisiejszego dnia. Harry pokręcił głową.
- Już nie przepraszaj. Nie jestem zły. - posłał mi słaby uśmiech.
- Ale jesteś smutny. - odparłem na co on wzruszył jedynie ramionami. Widziałem, że nie chce o tym rozmawiać więc go nie naciskałem. Porozmawia z Alice.
Sięgnąłem po jego dłoń i poprowadziłem na korytarz. Miał już buty na stopach więc wystarczyło jedynie wyjść. Ale przyjrzałem mu się jeszcze: loki były roztrzepane, bardziej niż zazwyczaj a twarz smutna. Włożył na siebie czarną koszulkę z jakimś napisem po francusku i spodnie w kolorze plażowego piasku. Wyglądał ślicznie jeśli nie zwróciło się uwagi na zdołowany wyraz twarzy.
Wyszliśmy razem z Danielle. Postanowiłem odwieźć dziewczynę, gdyż jej mama mieszkała po drodze. Kupiłem też w Starbucksie kawę dla siebie i czekoladę z mlekiem dla Harry'ego. Wyglądał na uradowanego kiedy przyjął ode mnie napój ale mogło mi się tylko wydawać. Po dziesięciu minutach byliśmy już przed budynkiem, w którym pracowała Alice. Spojrzałem na mojego chłopaka. W dłoniach trzymał pusty kubek po czekoladzie i uparcie się w niego wpatrywał.
- Denerwujesz się? - spytałem odbierając mu plastik. Kiwnął lekko głową.
Odczekaliśmy chwilę zanim wysiedliśmy z samochodu. Wyrzuciłem pojemniki po napojach do najbliższego kosza po czym chwyciłem Harry'ego za dłoń. Widziałem jak prawy kącik jego ust drga lekko co sprawiło, że moje serce przyśpieszyło swoje tętno. Nawet takie małe gesty mnie cieszyły, ponieważ one cieszyły Harry'ego, nawet kiedy był w okropnym humorze.
Usiedliśmy w miękkich fotelach a przed nami pojawiła się Alice. Splotła swoje dłonie i położyła je na biurku przyglądając się nam. Widziałem, że próbowała odczytać cokolwiek z naszych twarzy i chyba się jej to udało, bo po chwili pokręciła głową, posmutniała i spojrzała na mnie wymownie. Och. Czyli miałem zacząć.
-Dziś my... - spojrzałem na Harry'ego. - Źle zrobiłem.
- Louis. - chłopak się wtrącił.
- Nie, Haz. Daj powiedzieć. - Alice spojrzała na mnie dociekliwie. - Nie pomyślałem o konsekwencjach. Moja siostra zadzwoniła do mnie w nocy, bym do niej przyjechał. Od razu wsiadłem w samochód. Nie budziłem Harry'ego, bo wiem jaki ma sen. - spojrzałem na niego, Haz patrzył w przeciwną stronę jednak nasze dłonie wciąż były splecione. - Była trzecia w nocy, potem już by nie zasnął. Byłby rozdrażniony i nie w humorze. Nie chciałem tego. Ale nie pomyślałem co się stanie jak się obudzi a mnie nie będzie. I tak się właśnie stało. - urwałem biorąc głęboki oddech. Spojrzałem na Alice; wpatrywała się w Harry'ego, który zaciekle wbijał wzrok w kwiatka przy ścianie. Zauważyłem, że jego dłoń bardzo delikatnie trzymała moją.
- Tak, i co dalej? - kobieta spojrzała na mnie i posłała lekki uśmiech. - Kontynuuj.
- Wróciłem do domu a on był w łazience. Zamknięty. - przełknąłem głośno. Na samą myśl o tym chciało mi się płakać. Nie chciałem przypominać sobie tego wszystkiego. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Ale musiałem. - Nie odzywał się bardzo długo. Przestraszyłem się. Naprawdę okropnie się bałem. - poczułem jak moje oczy zachodzą łzami a jedna spływa po policzku.
- Louis. - westchnął Haz ściskając mocno moją dłoń. Wiedziałem, że nie chciał bym o tym mówił i wiedziałem, że jest mu mnie żal. Zignorowałem to.
- Ale otworzył mi w końcu. - kontynuowałem. - Był cały zapłakany. - wziąłem drżący oddech. - Trzymał... żyletkę. W dłoni.
- Żyletkę? - zdziwiła się Alice. Jej oczy zrobiły się duże i od razu spojrzała na Harry'ego, który ponownie patrzył w inne miejsce. Ja pokiwałem głową. Chciałem się znów odezwać jednak ona mi przerwała.
- Dobrze. Louis? Teraz chcę porozmawiać tylko z Harrym. - powiedziała uważnie wpatrując się w mojego chłopaka. - Zostawisz nas samych, prawda? - w odpowiedzi kiwnąłem głową. Wstałem nadal trzymając dłoń Harry'ego. Podszedłem do niego i ująłem jego twarz. Nie patrzył na mnie ale nie przejąłem się tym. Ucałowałem go w kącik ust po czym wyszedłem do pomieszczenia obok.
Usiadłem na kanapie podpierając łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłoń. Po chwili się rozpłakałem. To było dla mnie za dużo. Naprawdę, ta cała sytuacja z Harrym przerastała mnie. Miałem już dość. Nie mogłem patrzeć na takiego Harry'ego. Okropnie mnie to bolało. To jak patrzyłem w jego oczy i widziałem smutek oraz ból. On cierpiał a ja nie wiedziałem dlaczego. Nikt nie wiedział. Tylko on sam. A my chcieliśmy mu pomóc więc czemu nic nie chciał nam powiedzieć, wytłumaczyć swojego zachowania? Czemu musiałem patrzeć na jego krzywdę i czuć się takim bezsilnym? Nie mogłem mu pomóc, nie wiedziałem jak to zrobić. A tak bardzo chciałem. Harry był moim aniołkiem i naprawdę szczerze miałem gdzieś co myśleli o tym Zayn, Niall czy Danielle. Nie obchodziło mnie ich zdanie. Nie obchodziło mnie to, iż uważali, że jestem nadopiekuńczy, że traktuje Harry'ego jak dziecko. Miałem swoje powody, do jasnej cholery! Nie widać? On cierpiał, mój aniołek cierpiał a ja miałem tak na to patrzeć? Przecież musiałem mu pomóc. Gdybym tylko mógł, przejąłbym od niego te wszystkie krzywdy na siebie. On był taki delikatny, taki kruchy i ten kto go skrzywdził zasługiwał na wszystko co najgorsze.
Oparłem się plecami o oparcie kanapy i postarałem się uspokoić. Wyrównałem trzęsący się oddech oraz wytarłem mokre policzki. Byłem pewny, że moje oczy są czerwone i opuchnięte, gdyż płakałem dłuższą chwilę. Miałem więc nadzieje, że będą rozmawiać jeszcze trochę, by mój wygląd mógł wrócić do normy. Nie chciałem, by Haz zobaczył, że miałem tę chwilę słabości. Nie mogłem mu pokazać, że byłem słaby, w ten sposób byłoby mi jeszcze trudniej mu pomóc. On nie mógł tak myśleć. Musiałem być dla nas silny.
W ogóle nie słyszałem o czym rozmawiali. Drzwi nie przepuszczały żadnego dźwięku co jednak mnie cieszyło. Nie chciałem tego słyszeć. Nie miałem nawet najmniejszej ochoty. Harry pewnie z ogromną trudnością odpowiadał na pytania Alice a ona zapewne mocno nalegała i twardo czekała na odpowiedź; zapisywała wszystko co Harry powiedział i nie spuszczała z niego wzroku. Obserwowała jego zachowanie i emocje. Na pewno widziała w nim wszystko, a przynajmniej więcej niż ja. I czekałem tylko na jej odpowiedź, aż wszystko mi wytłumaczy, powie jaka jest przyczyna. O tym marzyłem najbardziej. Chociaż... nie. Wtedy chciałem Harry'ego w swoich ramionach. I już nigdy go nie wypuszczać.
Drzwi się otworzyły i pojawiła się Alice. Spojrzała na mnie tylko, bez żadnych emocji, bez żadnego uśmiechu. Wstałem bez słowa i wróciłem do gabinetu kobiety. Harry siedział w tym samym fotelu, wzrok miał wbity w swoje kolana i nerwowo bawił się palcami swoich dłoni.
Usiadłem na swoim poprzednim miejscu i spojrzałem na Alice. Ona stała i patrzyła na mnie bez żadnego wyrazu. Przestraszyłem się. Szybko wstałem i podszedłem do niej.
- Coś nie tak? - spytałem zerkając nerwowo na Harry'ego.
- To koniec wizyty, Louis. - w końcu uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Ale jak to? Nie... powiesz mi...
- Pozwól, że tym razem zachowam to dla siebie.
- Co?
- Harry mnie o to poprosił. I za każdym następnym razem. Wszystko zachowam dla siebie.
- Ale... ale jak to? - jąkałem się. Co to było? Harry nie chciał bym wiedział. Czułem się źle.
- Nie miej mu tego za złe, proszę. Rozumiem go i uszanowałam jego decyzję. Harry po prostu nie chce, byś znał przebieg naszych rozmów. A ty się nie złość na niego. On ciebie potrzebuje. - oboje usłyszeliśmy pociągnięcie nosem i spojrzeliśmy na Harry'ego. Płakał. Szybko do niego podszedłem, pomogłem mu wstać i wziąłem go w swoje ramiona.
- Ciiii. - szepnąłem mu do ucha i ucałowałem we włosy. - Nie płacz, kochanie. Jest w porządku. Rozumiem, naprawdę. Nie płacz. - powiedziałem spokojnie, bo to była prawda. Jeśli on tak chciał, jeśli to miało mu pomóc to w porządku. Nie miałem mu tego za złe.
Minęła chwila zanim się uspokoił. Widziałem jednak, że jest mu przykro, iż tak mnie potraktował. Ale ja miałem zamiar mu udowodnić, że nie jestem zły. Wyszliśmy od Alice, wcześniej żegnając się z nią. Wróciliśmy do domu i tam spędziliśmy wieczór, przytulając się do siebie. Ja natomiast zapewniałem Harry'ego, że to jest w porządku. Szanuję jego decyzję. Skoro on tak chce a to ma nam pomóc to okej. Niech tylko Alice wszystko rozwiąże i niech Harry już się uśmiechnie do mnie szczerze, przestanie płakać... Niech już będzie ze mną szczęśliwy.
Pierwsze co mi przyszło na myśl to... długi. Ale fajnie. Czytało mi się szybko i miło :) Szkoda mi tylko Harry'ego, biedaczek, eh :(
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział! ;>
Eh.. Kiedy wyjdzie na jaw co się dzieje z Harrym? Ciekawość mnie zżera od środka, a ty z rozdziału na rozdział nic nie wyjawiasz. No ale w sumie przez to opowiadanie jest ciekawsze. Rozdział świetny. Czekam z niecierpliwością na nexta. Pzdr i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńJej, ale teraz szybko dodajesz, hihi ^^ Miło, bo przedtem musiałyśmy czekać ho ho ho ;d A rozdział super :)
OdpowiedzUsuńhihi jaka sarkastyczna c: więc generalnie wiedziałam że źle się skończy opuszczenie Haz w środku nocy tylko ni spodziewałam się że będzie chciał się pociąć. jestem taka zdezorientowana @_@
OdpowiedzUsuńA.
Taak, nie bądź taka sarkastyczna kochanie :) Myślę, że nie było dużo komentarzy pod ostatnimi rozdziały ponieważ ludzie sądzili, że albo zawiesiałaś pisanie PDC i zajęłaś się IIWYB, albo całkowicie rzuciłaś pisanie, bo naprawdę bardzo długo cię tu nie było. Ale nie martw się - z pewnością niedługo będzie tu dużo komentarzy, bo jak można zapomnieć o tak cudownym opowiadaniu, hm? :)
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja po przeczytaniu tytułu pomyślałam, że to Harry jest w ciąży? 0.o Znaczy się, nie żebym miała coś przeciwko, ja ubóstwiam mpregi ;d A rozdział fantastyczny, naprawdę :) Oby sprawa z Harrym wyjaśniła się jak najszybciej ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! xx
Fajny ^^
OdpowiedzUsuń