pdc

pdc

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 13. - Urosłeś.

Proszę bardzo. Rozdział dla pięciu osób.



Środa, 18 lipca 2012.

      Nie spałem już dłuższą chwilę. Było dwadzieścia minut po piątej i naprawdę chciałem się zdrzemnąć chociaż na te czterdzieści minut. Przekręcałem się z boku na bok, co mnie irytowało, bo mogłem tym obudzić Harry'ego. Wolałem, żeby jeszcze pospał. Chciałem spojrzeć na zegarek ale zauważyłem, że moje powieki były ciężkie, więc westchnąłem tylko i ułożyłem się bardziej w cieplutkiej pościeli. Czułem, że powoli odpływam a moje dudniące serce się uspokaja. Wzdrygnąłem się nagle kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Gwałtownie otworzyłem oczy i wygiąłem plecy w łuk. Nasłuchiwałem chwilę ale otrzymałem tylko głuchą ciszę. Stwierdziłem, że to pewnie wyobraźnia płata mi figle, jednak gdy następnym razem po domu rozbrzmiał dzwonek zwątpiłem w swoje przekonanie. Powoli uniosłem się do pozycji siedzącej. Przetarłem dłońmi twarz i spojrzałem na zegarek elektroniczny po mojej lewej; była za dziesięć szósta. Mamrotając do siebie niezrozumiałe słowa wsunąłem na stopy kapcie i podreptałem na dół. Będąc już w salonie ponownie usłyszałem dzwonek i za chwilę pukanie.

      - Idę  już! - krzyknąłem do osoby za moimi drzwiami. - Kogo, do cholery, niesie o tej godzinie? - mruknąłem tym razem do siebie, przekręcając klucz w zamku.

      - Dzień dobry, Louis. - powiedział do mnie z uśmiechem jakiś starszy mężczyzna. Był nieco wyższy ode mnie, tęższy, na czubku głowy brakowało mu trochę włosów, ale za to po bokach było ich dosyć sporo, siwych.  Miał ten, tak zwany, mięsień piwny, ale nie za duży. Jak każdy przeciętny mężczyzna w podeszłym wieku. A obok niego stały dwie walizki; granatowa i pudrowa.

      - Dobry? - odparłem nieco zdezorientowany. Kto to?

      - Miło cię w końcu poznać. - usłyszałem kobiecy głos i dopiero zauważyłem płeć piękną obok mężczyzny. Miała ona długie, falowane blond włosy, była lekko opalona, ubrana w zwykły podkoszulek, dżinsy i trampki. Na moje oko miała ze trzydzieści lat. Kiedy jej dłoń powędrowała do lekko zaokrąglonego brzucha, nagle wszystko we mnie uderzyło.

      - O kurde. - burknąłem zasłaniając sobie usta dłonią. Odsunąłem się i pozwoliłem im przejść. Mężczyzna zaśmiał się przyjaźnie, a ja poczułem, że robię się czerwony.

      - Przepraszam. Okropnie mi przykro. Obudziliście mnie i nie poznałem. - zacząłem się tłumaczyć co spotkało się z chichotem kobiety.

      - Nic się nie stało. - stwierdził Desmond.

      - Harry jeszcze śpi. - powiedziałem szybko, chaotycznie gestykulując dłońmi na naszą sypialnię.

      - Domyślam się. - tata Harry'ego uśmiechnął się do mnie na co starałem się odpowiedzieć tym samym ale pewnie wyszedł mi grymas. Zestresowałem się. Właśnie poznałem ojca mojego chłopaka i jego macochę. A ubrany byłem w szare bokserki w chmurki! Rozglądnąłem się po pomieszczeniu panicznie szukając jakiegokolwiek ubranie. Kamień spadł mi z serca kiedy dostrzegłem na fotelu moją czerwoną bluzę. Zrobiłem w jej kierunku kilka kroków po czym naciągnąłem ją na siebie. Kobieta zaśmiała się cicho, ale przyjaźnie.

      - Zrobić wam coś do picia? - spytałem nagle. Jennifer usiadła na kanapie i kiwnęła głową na Desmonda.

      - Jen ma swoją melisę... - zaczął grzebiąc w torbie i po chwili podał mi pudełko herbaty. - Jeśli możesz...

      - Pewnie. - uśmiechnąłem się i skierowałem swoje kroki do kuchni. - A... panu też coś zrobić? - spytałem zatrzymując się w połowie drogi.

       - Desmond. - powiedział mężczyzna, podszedł do mnie i z uśmiechem podał mi rękę. Spojrzałem na nią i po chwili uścisnąłem ją swoją. - Mów mi po imieniu, Louis.

      - Tak, pewnie. - uniosłem kąciki ust do góry i puściłem jego dużą dłonią (Harry zdecydowanie miał dłonie po ojcu). - Chcesz coś?

      - Kawa z mlekiem, dwie łyżeczki. - powiedział, kiwnąłem głową i wszedłem do kuchni szykując napoje dla naszej trójki.

      Wyciągnąłem trzy białe kubki porcelanowe; do jednego wrzuciłem torebkę melisy i dwie łyżeczki cukru, dno drugiego wypełniłem kawą a dla siebie zrobiłem kawę zbożową, która swoją drogą już się kończyła, więc zapisałem sobie w głowie, że po pracy muszę ją kupić. Wlałem wodę do czajnika i postawiłem go na gaz. Czekając aż woda się zagotuje spojrzałem na dwójkę w moim salonie. Desmond objął Jennifer ramieniem i mówił jej coś do ucha. Ona tylko przytakiwała z uśmiechem. Zerknąłem na zegarek nad lodówką. Przekląłem w myślach, bo było dziesięć po szóstej - musiałem szykować się do pracy. Kiedy tylko czajnik zaczął gwizdać szybko go wyłączyłem i zalałem kubki. Do tego dla Desmonda dolałem mleka i położyłem wszystkie na tacy po czym wróciłem do salonu, gdzie postawiłem ją na szklanym stoliku. Spojrzałem na moich gości.

      - Ja... muszę szykować się do pracy. - podrapałem się nerwowo po karku.

      - Och. Tak, pewnie. - Desmond się uśmiechnął. - Nie będziemy cię zatrzymywać. Rozgościmy się czy coś. - z moich ust wydostał się chichot. Tata Harry'ego był całkiem fajny.

      - Dobrze. Pójdę obudzić Harry'ego.

      - Nie, nie trzeba. Poczekamy. - machnął ręką po czym sięgnął nią po kubek melisy i podał Jennifer.

      - Myślę, że Harry się ucieszy i jestem pewien, że będzie na mnie zły o to... że go nie obudziłem. - ponownie zaśmiałem się nerwowo.

      - No, w porządku. Skoro tak mówisz. - Des posłał mi uśmiech i sięgnął po swoją kawę. Kiwnąłem tylko i ruszyłem do sypialni. Ten mężczyzna był taki swobodny tutaj, podobało mi się to. Harry zdecydowanie miał super tatę; zabawnego i bezpośredniego.

      Wszedłem powoli do pokoju i usiadłem delikatnie na łóżku. Odgarnąłem z czoła Harry jego błyszczące loczki i uśmiechnąłem się do siebie. Wyglądał tak słodko kiedy spał. Nie miałem serca go budzić. Za każdym razem kiedy miałem to zrobić myślałem sobie właśnie to; nie, on jest taki piękny, nie zrobię mu tego. Jednak i tak go budziłem i teraz też to zrobiłem. Przysunąłem twarz do jego i musnąłem nosem jego policzek po czym ucałowałem go. Zamlaskał marszcząc przy tym nosek i z chichotem zrobiłem znów to samo. Harry jęknął i obrócił się tyłem do mnie ale nie poddałem się. Wsunąłem się pod kołdrę, objąłem chłopaka i szepnąłem mu do ucha:

      - Haz, kochanie... Wstawaj. - Harry chwycił moją dłoń i zrzucił ją ze swojego brzucha, zaśmiałem się. - Haz, tata przyjechał. - powiedziałem normalnym tonem a on momentalnie się spiął.

      - Co? - powiedział przeciągając samogłoskę i obrócił się do mnie. - Tata?

      Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Haz wygrzebał się z pościeli, przeskoczył przeze mnie i podreptał do drzwi. Zanim wyszedł poprosiłem, by włożył coś na siebie. Ze śmiechem wciągnął przez głowę moją koszulkę a na nogi dresowe spodnie i pognał na dół. Słyszałem jak schody skrzypią a podłoga na dole dudniła od jego szybkich i ciężkich kroków. Śmiejąc się do siebie wróciłem do naszych gości.

      Harry niesamowicie tulił się do taty. Obejmował go za szyję i wydawało mi się, że Desmond z trudem łapał oddech. Ale uśmiechał się więc było w porządku. A Jennifer stała obok i przyglądała się uroczemu zajściu ze wzruszeniem. Ja też miałem ochotę się rozpłakać. Harry tak bardzo tęsknił za tatą i teraz szczególnie go potrzebował, kiedy Anne tak go potraktowała. Desmond o niczym nie wiedział... ale już niedługo.

      - Co tak szybko? - Harry zaskomlał trzęsącym się głosem i w momencie moje oczy się zaszkliły. Nagle zapragnąłem, żeby mój tata też tu był.

      - Nie cieszysz się? - Desmond się zaśmiał.

      - Nie! Tylko... jestem zdziwiony. - zauważyłem, że Harry zaciska oczy, pewnie dlatego, by się nie rozpłakać.

      - Poszedłem do szefa spytać o wolne - dał mi na dziś, więc jestem tu.

      - Cieszę się. - powiedział Haz ledwo słyszalnie i wtedy dostrzegłem jedną łzę spływającą po jego policzku.

      - Shhh. - szepnął mu tata ściskając go mocniej. On chyba też był bliski rozpłakania się.

      Spojrzałem na Jen i ona też na mnie spojrzała w tym samym momencie. Uśmiechnęła się, co oczywiście odwzajemniłem. Zrobiłem kilka kroków do przodu i spojrzałem na Harry'ego.

      - No już, kochanie. Nie płacz. - na moje słowa Haz się zaśmiał i odsunął od taty. Oboje spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się do siebie.

      - Urosłeś. - zauważył Desmond ze łzami w oczach. W końcu rok się nie widzieli.

                                                                      ||PDC||

      Przeglądałem jakąś stronę internetową z nudów, w czasie pracy. W sumie to już po pracy - skończyłem wszystko na dziś ale zostały mi jeszcze dwie godziny do konkretnego fajrantu. Oczywiście mogłem wyjść wcześniej jeśli wszystko miałem skończone, ale tak naprawdę to nie chciałem. Fakt faktem, że ciągnęło mnie, by wrócić do domu, do Harry'ego, ale on był teraz zajęty. Przyjechał Desmond, więc pozwoliłem im się sobą nacieszyć. Zastanawiałem się czy też przypadkiem nie zjeść na mieście i nie poszwędać się z jakieś dwie godziny. Jednak ten pomysł szybko wyleciał mi z głowy tak samo szybko jak wpadł. Powód był prosty. Harry. Pewnie byłby na mnie zły o takie zachowanie. Ale co ja poradzę na to, że nie chciałem im przeszkadzać? Powinni teraz chwilę spędzić we dwójkę. A raczej w trójkę, bo jeszcze Jenn... i... Dobra, w czwórkę. Ja nie należałem do ich rodziny. Nie widzieli się długi czas, powinni się teraz sobą nacieszyć a ja będę im tylko przeszkadzał. Ponownie wróciła do mnie chęć ulotnienia się na mieście, jednakże od razu w mojej głowie pojawił się głos Harry'ego z dzisiejszego ranka i jego stęsknione zdanie, kiedy wieszał mi się na szyi w drzwiach: Wracaj szybko, LouLou. Potem dostałem słodkiego i mokrego buziaka oraz szczęśliwy uśmiech mojego chłopaka. To było dla mnie najważniejsze. I myśl, że jak wrócę to będę mógł bez przerwy gapić się na jego szczęście sprawiła, że postanowiłem wrócić do domu o normalnej porze.

      Wpisałem w przeglądarce url firmy, by sprawdzić co tam się dzieje. Zauważyłem kilka komentarzy do posta o najnowszym projekcie reklamy dla jakiejś gazety dla kobiet. Autorem wpisu był James, więc nawet nie spojrzałem na pierwszą literkę pod tytułem, którą wstukał on, tym swoim ohydnym paluchem, który razem z pozostałymi paluchami machał do mojego chłopaka. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie tego momentu, tego jak Harry odwzajemnił to z głupim uśmieszkiem. Miałem ochotę ukręcić mu łeb przy samych jajach. Oczywiście Jamesowi. Zjechałem trochę w dół strony i uśmiechnąłem się do siebie widząc ponad dwa miliony wyświetleń przy wpisie mojego autorstwa na temat nowej współpracy z firmą Intimissimi. Nie miałem za dużo do roboty w tej sprawie. Jedynie wszystko nadzorowałem i musiałem zrobić streszczenie początków, które własnie od tygodnia widniało na stronie głównej YourImagination.

      Usłyszałem jak ktoś bezczelnie, bez pukania, otwiera drzwi mojego gabinetu a za chwile stukanie obcasów o szare panele. Nie podnosząc wzroku na przybysza widziałem, że to Margie i automatycznie moja złość widoczna na zmarszczonym czole, uleciała. Zauważyłem, że dziewczyna zatrzymała się w półkroku, więc spojrzałem na nią. Ze zdziwieniem wymalowanym na opalonej twarzyczce wpatrywała się we mnie i mrużyła prawe oko. Wypuściłem z ust lekki chichot i odchyliłem się na fotelu.



      - Co jest? - mruknąłem rozbawiony.

      - Co ty tu jeszcze robisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie podchodząc do szafy pełnej segregatorów naprzeciw mojego biurka.

      - Um... siedzę i tak jakby... pracuje? - odparłem rozpinając dwa guziki mojej marynarki i przyglądając się jak Margie staje na palcach chcąc dosięgnąć najwyższej półki, bo niestety w szpilkach była nadal za niska. Jej kusa spódnica idealnie opinała zgrabną pupę a w tych butach nogi miała niebotycznie długie, i kiedy z jest ust wyleciało któtkie och to pewnie bym się podniecił, gdybym nie był gejem i nie marzył w tej chwili o Harrym na moich kolanach.

      - Wiem, ale - odwróciła się do mnie po czym podeszła i usiadła na biurku. - ale oddałeś mi ostatnie papiery do korekty jakieś pół godziny temu, więc myślałam, że pójdziesz do domu. Zawsze tak robisz. - wzruszyła ramionami. - Nie lecisz do Harry'ego? - zdziwiła się wyraźnie.

      - Uhh. Jego tata przyjechał. - westchnąłem.

      - Yay. To chyba dobrze, nie? Długo się nie widzieli. - uśmiechnęła się; wiedziała bardzo dużo na temat Harry'ego, lubiłem jej o nim opowiadać a ona lubiła słuchać.

      - Ta, no ponad rok. Jak się zobaczyli to myślałem, że oboje się poryczą. - zaśmiałem się a Margie się dołączyła swoim słodkim chichotem. - A nie wracam, bo... niech się sobą nacieszą. - oparłem brodę na dłoni, którą oparłem łokciem na biurku, i przymknąłem oczy.

      -Zazdrosny jesteś o jego ojca? - zaśmiała się a ja zgromiłem ją spojrzeniem. - Louis, to jest tata Harry'ego, nie jego były czy coś.

      - Wiem. I nie o to mi chodzi... - burknąłem. - Po prostu. Niech się sobą nacieszą. Naprawdę mam to na myśli. Ja będę im tylko przeszkadzał. Bo... Oni będą rozmawiać... Wiesz. Ojciec z synem.

      - A ty jesteś chłopakiem tego syna! - klepnęła mnie w ramię. - Jesteś prawie jak rodzina! Kurde. Pan Styles przyjeżdża do syna i to wcale nie oznacza, że ma nie spędzać czasu też z jego chłopakiem! Powinniście się dobrze poznać. Powinieneś jakoś go udobruchać jeśli ma ci pozwolić poślubić swojego synka. - posłała mi bezczelny uśmiech i kiedy miałem ochotę jej coś zrobić szybko odskoczyła śmiejąc się perliście.

      - Kurwa. Nie zamierzam mu się teraz oświadczać!

      - Dlaczego nie? To bardzo dobry moment.

      - Nie, wcale nie. Zrobię to wtedy kiedy z Harrym będzie okej.

      - A jeśli nie będzie? Hm? Co jeśli będzie już tak zawsze? Co jeśli Harry taki jest? Wtedy nie zrobisz tego? Nie oświadczysz się? A może jeszcze go zostawisz?

      Co?!

     - Co?! Co ty mówisz? Twierdzisz, że go nie kocham?! - Wstałem opierając się dłońmi o blat biurka i ciskałem piorunami w Margie. Myślałem, że zaraz jej coś zrobię. - Otóż mylisz się moja droga! Bo kocham go! Nawet, kurwa, nie wiesz jak mocno go kocham! - podszedłem do niej szybkim krokiem i stanąłem przed nią, z góry patrząc jej w oczy. Nie była przerażona. Tylko ciekawa. - Nawet nie wyobrażasz sobie przez co ja przechodzę wiedząc, że jest źle z osobą, która jest dla mnie wszystkim! Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić co czuję widząc jak Harry płacze, jak... jak stoi przerażony w łazience z żyletką i przeprasza mnie Bóg wie jeden za co. - mówiłem już nieco spokojniej. - Nie wyobrazisz sobie co czuje w takich chwilach kiedy wychodzę do pracy a on łapie mnie za rękę i prosi cicho, żebym z nim został. Nie wiesz i nigdy się nie dowiesz co czuje, kiedy Harry trzęsie się słysząc o tańcu a kiedyś to kochał. Nie dowiesz się co ja czuję widząc chłopaka, którego kocham najmocniej na świecie... widząc jak on bardzo cierpi. I nie wiesz jak się czuję z myślą, że nie potrafię mu pomóc i prawdopodobnie nie pomogę. Więc, kurwa, nie mów mi tu, że właśnie z tego powodu nie chcę mu się oświadczyć i mam go zamiar zostawić. Bu chcę, do jasnej cholery. Ale to nie jest ten moment. I tak nie zrozumiesz. - prychnąłem po czym odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z biura trzaskając przy tym drzwiami. Dopiero po chwili poczułem łzę, króra spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłem, nie chcąc by ktokolwiek ją zauważył. Zbiegłem szybko po schodach nie czekając na windę a na parkingu odnalazłem wzrokiem mój samochód i wsiadłem do środka.

      Oparłem się na siedzeniu głowę odchylając do tyły i wziąwszy głęboki oddech zacisnąłem powieki. Może i trochę na nią naskoczyłem. Ale należało jej się. Bo jakim prawem może twierdzić, że nie kocham Harry'ego? Doprowadziła mnie do łez. Przecież Mergie wie co się u nas dzieje. Czemu się tak zachowała? Sprowokowała mnie. Doprowadziła do stanu, gdzie chciałem uderzyć ją w twarz. Nikt nigdy nie będzie podważał mojej miłości do Harry'ego. Nie powinna.

      Policzyłem do dziesięciu po czym wyprostowałem się. Prawą dłoń położyłem na kierownicy a lewą sięgnąłem do kieszeni po komórkę. Nie było jej. Westchnąłem wkurzony. Nie miałem ochoty tam wracać. Ale musiałem. Poprawiłem marynarkę po czym wysiadłem z samochodu i wróciłem do firmy wcześniej go zamykając.

      Ledwo przeszedłem przez automatyczne drzwi i wpadła na mnie Margie.

      - Oj. - bąknęła. - Zapomniałeś telefonu. - z nieśmiałym uśmiechem podała mi urządzenie, które od razu przechwyciłem.

      Spojrzałem na nią.

      - Przepraszam. - westchnęła. - Nie chciałam. Nie powinnam mówić takich rzeczy. Tak naprawdę to nie wiedziałam, że tak zareagujesz. Chciałam cię tylko zmotywować. - zaśmiałem się krótko.

      - W porządku. Już się nie gniewam. I nie potrzebuję motywacji...

      - Tak, wiem. Przepraszam.

      - Przyjmuje. - posłałem jej uśmiech na co ona szybko zgarnęła mnie w objęcia.

      Nie potrafiłem być na nią zły. Postanowiłem wrócić do domu, tak jak i ona więc zaproponowałem, że ją odwiozę. W końcu mogłem zapytać co u jej przyjaciółki, jak jej idzie.

      - Rozwija się. - powiedziała zawstydzona a po chwili jej policzki pokryły się różem.

      Nie pytałem więcej.


                                                                        ||PDC||

      Odstawiłem Margie do jej mieszkania i już konkretnie skierowałem się do domu. Po drodze kupiłem butelkę wina i jakieś ciastka czekoladowe oraz pianki dla Harry'ego i kawę zbożową. Dawno jej nie pił a stwierdziłem, że przydadzą mu się wartości odżywcze, które ona zawiera. Zauważyłem ostatnio, że Haz nie wyglądał najlepiej. Był jakiś taki zmizerniały. Nie wiem, może to ze względu na obecną sytuację, może dlatego tak wyglądał - był zmęczony tym wszystkim. Lub nie spożywa odpowiedniej ilości posiłków czy też nie jadł tego co powinien. Chociaż to by było dziwne, gdyż on zawsze pilnował swojej diety jako tancerz i również pilnował mojej. Zawsze uważał, że zdrowe odżywianie to podstawa, a reszta czyli energia, siła, kondycja i inne te takie podobne to właśnie dzięki temu otrzymujemy. Harry prowadził zdrowy tryb życia - dobrze się odżywiał, uprawiał sporty. To, że już nie tańczy mam nadzieję, iż nie łączy się z resztą. To już naprawdę nie było do niego podobne. A więc jego wygląd musi być efektem... tak naprawdę to nie wiem czego. To podwójny problem.


     Myśląc tylko i wyłącznie o Harrym dojechałem w końcu do domu. Zabrałem butelkę wina i słodycze z siedzenia pasażera, zamknąłem samochód i po kilku krokach znalazłem się w salonie. Cała trójka (czwórka) siedziała na kanapie przed telewizorem i zawzięcie o czymś dyskutowała. Najwidoczniej nie zauważyli mnie, więc czym prędzej przemknąłem do kuchni gdzie w lodówce zostawiłem alkohol a słodycze oraz kawę odstawiłem na ich miejsce a marynarkę na krzesło i dopiero do nich podszedłem. Harry zerwał się ze swojego miejsca po czym uradowany wpadł mi w ramiona. Pisnął mało męskim głosem moje imię i wtulił się mocno w moją szyję.

      - Co tak szybko? - szepnął w moją skórę powodując przyjemny dreszcz na moim ciele - normalna reakcja.

      Kątem oka spojrzałem na Desmonda, który razem z Jennifer przyglądali się nam z uśmiechem. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się szerzej a ja spłonąłem rumieńcem. Po prostu. Zawstydziłem się. Właśnie tuliłem do siebie jego syna z ogromną miłością. Nie każdy ojciec byłby z tego zadowolony, jak na przykład tata Zayna. On był wściekły. Jakoś dawał radę akceptować orientację syna ale nie miał ochoty patrzeć "jak się pedali" - to naprawdę jego słowa. Ale Desmond był uradowany widząc szczęście syna.

      - Nie cieszysz się? - zaśmiałem się w jego loki. Były takie puszyste, pachniały fiołkami. Poczułem deja vu, bo podobna wymiana zdań odbyła się dziś rano tylko pomiędzy Harrym a jego tatą.

      - Cieszę! Tak, cieszę się. Bardzo. - odchylił się ode mnie i zanim miałem okazję mu odpowiedzieć on przywarł swoimi wargami do moich, w krótkim ale czułym buziaku.

      - Nie przy dziecku. - zaśmiała się Jenn i wtedy odsunęliśmy się od siebie.

      Zaproponowałem wino i cała trójka się zgodziła. Zdziwiłem się trochę no bo.. Jennifer?

      - W ciąży jest to wskazane. - odparła na co Desmond pokiwał.

      Tak więc po minucie wróciłem z czterema kieliszkami wina dla każdego. Usiedliśmy wygodnie; Jenn i Des na kanapie, jak wcześniej, a ja z Harrym na kolanach na fotelu obok. Zaczęliśmy rozmawiać o ich pracy w Irlandii. To znaczy Desmonda. Tankował on samochody w wojsku i praktycznie jest potrzebny całymi dniami, dlatego dostał mieszkanie niedaleko wojska. A Gemma gotowała obiady dla żołnierzy. I jej niestety nie należał się chociażby dzień wolny, gdyż pracę tę zaczęła dwa miesiące temu. Harry posmutniał na tę wiadomość. Nie widział siostry od roku i naprawdę bardzo za nią tęsknił. Objąłem go ciaśniej ramieniem i cmoknąłem w skroń. Po cichu obiecałem, że niedługo się z nią zobaczy.

      Zaraz po tym temat zszedł na ciążę Jen. (Od razu poprosiła bym ja, jak i Harry, mówił do niej po imieniu). Za pięć miesięcy miał się urodzić braciszek Harry'ego a oni nie mieli jeszcze imienia.To znaczy między wierszami zaproponowali Harry'emu by sam nadał mu imię. Mój chłopak od razu krzyknął, że będzie to William.

      - Na cześć mojego chłopaka. - mruknął mi w usta po czym je pocałował.

      Nie miałem żadnych zastrzeżeń. Miło mi było, że maluch będzie miał imię po mnie. Tak jakby. Ale jednak. Będzie super chłopakiem. Już ja tego dopilnuje.


                                                                          ||PDC||

      Przyszedł wieczór, godzina dwudziesta i wszyscy wpadli w cichy nastrój. Harry został w kuchni gdzie postanowił przygotować nam gorące napoje, mimo iż był lipiec, Jenn brała gorącą kąpiel, a ja byłem w pokoju gościnnym, gdzie szykowałem posłanie dla Desmonda i jego narzeczonej. Były w nim dwa pojedyncze łóżka ale złączyłem je, wiadomo, dla narzeczonych. Miałem nadzieję, że się na nich pomieszczą. Dostali dwie kołdry, którym zmieniłem poszewki oraz po dwie poduszki dla każdego. Zasłoniłem okna, odświeżyłem powietrze i poszedłem do sypialni mojej i Harry'ego. Nam też przygotowałem łóżko. Otworzyłem też okno balkonowe, bo było troszkę za gorąco. Haz do spania lubi dwudziestostopniową temperaturę, więc było o trzy stopnie za dużo.


      Wyszedłem na taras i oparłem się o drewniane barierki. Było okropnie jasno nie tylko ze względu na porę roku ale też na to, iż Londyn żył przez całą noc. Wszystko się świeciło, z daleka widziałem jadące samochody. Nawet w naszej, cichej okolicy ludzie chodzili po ulicach. Szczególnie młodzież, która cieszyła się wolnością i wakacjami. Harry powinien chodzić tam razem z nimi, ze swoimi przyjaciółmi; Cher i Luke'im, do tych wszystkich skateparków, clubów, restauracji, na koncerty i inne takie atrakcje. Oczywiście ja poszedłbym z nim. Wyszlibyśmy koło godziny osiemnastej, w domu na dwudziestą drugą (o szóstej wstaje do pracy). Zabrałbym go do kilku przyjemnych miejsc, jakaś miła randka by z tego wyszła. Potrzebowaliśmy tego oboje. Tego chwilowego zapomnienia, by się rozerwać, zabawić, cieszyć życiem i naszą miłością, naszym związkiem. Że jest tak pięknie, że się kochamy. Jednak Harry nie chciał. To nie to, że nie był miłośnikiem spędzania czasu w ten sposób. Bo tak naprawdę był. Ale teraz już nie. Jakiś czas temu przestał wychodzić z domu. Brakowało mi mojego Harry'ego. Tej radosnej i uśmiechniętej buźki, tego jak cieszył się na swój trening, jak planował karierę zawodowego tancerza.

      Zacisnąłem powieki, by nie pozwolić im wypłynąć. Nie chciałem płakać. Chciałem być silny. Chciałem pomóc mojemu aniołkowi. Płacz tu w niczym nie pomoże. Nie mogłem się nad sobą użalać. Harry potrzebował faceta. Mężczyzny, który się nim zaopiekuje, będzie o niego dbał a nie takiego, który ryczy. Czułem się okropnie w tej chwili, bo naprawdę miałem ochotę tak po prostu się rozpłakać. Potrzebowałem mojej mamy, żeby mnie przytuliła i doradziła. Pomogła mi i Harry'emu. Tata też by się przydał. Wszystko tylko, żeby mój dawny Haz wrócił. Czułem się beznadziejnie, bezradnie. Zamiast działać tylko myślałam, użalałem się i ryczałem. Nie tego Harry oczekiwał. Nie byłem dla niego wystarczający. Muszę przyznać, że bałem się, iż Haz wyjedzie. Razem z ojcem i Jen, do Irlandii. Dawno nie widział siostry, potrzebował też taty, jego brat niedługo się urodzi. A ja? Zamiast mu pomóc zaprowadziłem do psychologa! Ona nic mu nie pomoże. Nie widzę żadnej poprawy. Nie pomogę mu. Nie potrafię. Nie wiem jak. Nie wiem nic. Harry nie mógł mnie zostawić. Kochałem go i miałem nadzieję, że on mnie też. Nie chciałem go stracić. Nie ze swojej głupoty. Wiem, że tęskni za rodziną ale niech mnie nie zostawia.

      - Louis, co jest? - usłyszałem głos Desmonda po lewej stronie i jego dużą dłoń na plecach.

      - Nie zabieraj mi go. - mruknąłem w ogóle nie zastanawiając się na tym co mówię. A prawda jest taka, że nie żałowałem swoich słów. Właśnie to miałem na myśli i chciałem, żeby Des o tym wiedział.

      - Co? O czym ty mówisz?

      - O Harrym. - spojrzałem na niego i wtedy pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Byłem taki beznadziejny, taka beksa. - Wiem, że za wami tęskni. Nie ma teraz mamy. To znaczy ma ale ona... I on teraz... ta cała sytuacja. Nie wiem co się z nim dzieje. - plątałem się w słowach i niechcący powiedziałem coś czego nie chciałem. Bo nie chciałem, żeby Desmond wiedział, że Harry chodzi do psychologa. - Proszę, nie zabieraj go. Kocham go i chcę, żeby został ze mną. - odwróciłem wzrok a niemy szloch wydostał się z moich ust. Miałem wrażenie, że Styles chce mnie przytulić ale się powstrzymywał. A może bał..

      - Słuchaj, Louis. Nie zamierzam ci zabierać Harry'ego. Widzę co do siebie czujecie, i wiem, że mój syn jest tu z tobą szczęśliwy. - usłyszałem uśmiech w jego miłych słowach. - I... czekaj. Co powiedziałeś?

      Przerażony spojrzałem na niego. A już myślałem, że zignoruje moje niezamierzenie wypowiedziane słowa.

      - Co się z nim dzieje? Jaka sytuacja? - spytał przerażony a ja zacisnąłem mocno oczy. - Louis. Powiedz, o co chodzi.

      Wziąłem drżący oddech i się przełamałem.

      - Wydaje ci się, że wszystko jest w porządku, nie? Niestety nie jest. Na pozór Haz jest szczęśliwy. Ale to tylko chwilowe. Jak tylko wyjedziecie wszystko się znów zacznie.

      - Co się zacznie?

      - Harry chodzi do psychologa. - to zdanie wypowiedziałem z ogromnym trudem. Zauważyłem, że z ust Desmonda wymsknęło się nieme co?. - Miesiąc temu przestał tańczyć.

      - Co ty do cholery mówisz?! Harry już nie tańczy? Jak to? - Styles prawie, że wybuchł ale po chwili się uspokoił. Cały czas patrzył na mnie z przerażeniem.

      - Nie wiem. To po prostu się stało. Tak z dnia na dzień. Miał mieć trening i powiedział, że nie idzie. I od tamtej pory nie chodzi. To było chyba jakoś w drugim tygodniu wakacji. Wszystkim mówi, że już tego nie kocha. Że mu się znudziło.

      - Nie wierzę...

      - Ja też. - wpadłem mu w słowo - Przeraża mnie to. Jest też bardzo smutny. Szczególnie wieczorami. Często płacze. Nawet z błahych powodów. Wiesz... wczoraj, w nocy, pojechałem do siostry, bo mnie potrzebowała. Harry o tym nie wiedział. Spał kiedy wyjechałem a jak wróciłem... zamknął się w łazience. Długo nie otwierał. Wiesz jak się bałem? - spojrzałem na niego, nie odpowiedział. - Jak mi otworzył był cały zapłakany. Trzymał żyletkę i, kurwa, jak dobrze, że nic sobie nie zrobił. - objąłem się ciasno ramionami i wziąłem drżący oddech.

      - Dlaczego tak zrobił? - zapytał bardzo cicho.

      - Powiedział, że jak się obudził to się wystraszył, że mnie nie ma. Szukał mnie w całym domu, zaczął płakać i nie potrafił się uspokoić. Powiedział, że chciał to zrobić, by przestać płakać. - chlipnąłem. - Ale na szczęście wróciłem wcześniej i nic nie zrobił.

      - On... co się z nim dzieje? - Desmond odezwał się po dłuższej chwili. Jego głos się trząsł.

      - Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Przeraża mnie jego zachowania. Kiedy pytam dlaczego płacze on mówi, że nie wie. Po prostu nie wie. - spojrzałem na niego zapłakanymi oczami. - Jest taki smutny. Widzę jak cierpi. A nie potrafię mu pomóc. Nie wiem jak. Nie chce wychodzić do ludzi. Siedzi całymi dniami w domu. Zostaje z moja przyjaciółką kiedy ja jestem w pracy. Bo się o niego boję. - poczułem jak Desmond obejmuje mnie ramieniem. - I zabrałem go do psychologa. Nie wiem czy to mu pomoże. Ale ostatnio jest szczęśliwszy. Częściej się uśmiecha, chociaż... nie wygląda za dobrze. Zauważyłeś?

      - Nie widzę nic szczególnego, prócz tego, że bardzo urósł i schudł. Wiesz, rok go nie widziałem... Boże, dlaczego nikt mi nie powiedział? - widziałem, że Desmond był naprawdę zszokowany i z pewnością martwił się o Harry'ego tak samo jak ja.

      - Bo Haz uważa, że nic się nie dzieje. - zauważyłem z bólem.

      - Louis, cieszę się, że mi powiedziałeś. - wzmocnił uścisk wokół mnie.

      - W końcu jesteś jego ojcem. - posłałem mu uśmiech. - Ale nie mów mu, że ci powiedziałem. Będzie zły.

      - Oczywiście, że nie powiem. Ale chcę pomóc. Nie rozumiem dlaczego się tak zachowuje... - pokręcił głową nie dowierzając.

      - Ja też. - westchnąłem zrezygnowany. Przymknąłem oczy i wtuliłem się w tatę Harry'go.

      - Tylko nie płacz. - poprosił. - Musisz być dla niego silny. - kiwnąłem głową. Chciał coś powiedzieć ale za nim cokolwiek wydostało się z jego ust oboje usłyszeliśmy wołanie Harry'ego.

       - Louis, kakao zrobiłem! Na dół, i to już! - powiedział radośnie chichotając na co automatycznie się uśmiechnąłem. Desmond pokręcił głową z uśmiechem ale jego oczy były smutne.

      - Chociaż na chwilę jest szczęśliwy. - zgodziłem się z nim i zeszliśmy do kuchni.

      Harry stał przy blacie i mieszał łyżką w kubku nucąc pod nosem jakąś radosną melodyjkę. Jego biodra kiwały się w prawo i lewo co sprawiło, że kąciki moich ust uniosły się do góry. Podszedłem do niego i objąłem mocno w pasie głowę kładąc na jego ramieniu. Przymknąłem oczy i zaciągnąłem się jego zapachem. Jego skóra tak pięknie pachniała i była taka mięciutka. Miałem ochotę już zawsze trzymać go w ramionach. 
  
       Harry uśmiechnął się w mój policzek i położył dłonie na moich rękach na jego brzuchu. Zauważyłem jakby troszkę schudł, pewnie tylko mi się to wydawało. On zawsze był chudziutki a teraz jeszcze nadal rósł. Des stał kilka kroków za nami i byłem pewny, że gapi się z uśmiechem. 

      Obróciłem Harry'ego twarzą do siebie i ponownie mocno przytuliłem.

      - Louis... - szepnął cichutko i wetknął nos w zagłębienie mojej szyi, a po chwili odsunąłem się od niego na minimalną odległość.

      - Kocham cię. - powiedziałem prosto w jego usta po czym ucałowałem je delikatnie i znów przytuliłem go mocno. Po chwili usłyszałem słowa zapewnienia, że on mnie też a potem ciepłe usta na moim policzku. I w tamtym momencie nie potrzebowałem niczego innego jak jego miłości. I uśmiechu.

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny :) Czekam na next ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział. Louis i ta jego wtopa na początku.. Haha :D Ciesze się, że Harry choć na jakiś czas odzyskał szczęście, ale co się wydarzyło, że stracił je wcześniej? Kiedy ty to wyjaśnisz? Czekam z niecierpliwością na nexta. Pzdr i weny życzę :D
    P.S. Ty to, że w ciąży jest wskazane picie wina wymyśliłaś, czy taka jest prawda? Bo szczerze mnie tym zdziwiłaś O.O

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział ; ) Czekam na kolejny ; ))

    OdpowiedzUsuń